środa, 31 grudnia 2014

Postanawiam nie czekać


Gdy zostajesz matką zaczynasz czekać... 

Czekanie nadaje ton i wyznacza rytm naszych dni. Jesteśmy jednym wielkim czekaniem, które zakorzenia się w nas tak mocno, że czasem nie mamy już siły na nic innego - tylko to czekanie, od świtu do nocy.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Poczucie to dwulicowy drań

Każda matka i każdy ojciec miewa (lub permanentnie ma) podczas zabaw z dziećmi POCZUCIE - takiego małego cichego skurczybyka, który podszeptuje nam gdzieś za uszami co byśmy mogli robić innego podczas gdy układamy tysięczną wieżę z klocków lego, czeszemy setny raz lalkę barbie i pięćdziesiąty piąty zmieniamy jej sukienkę i buty, osiemdziesiąty ósmy bawimy się w sklep kupując wciąż te same plastikowe gruszki, marchewki i jabłka, płacąc wciąż tymi samymi plastikowymi pieniążkami i wypowiadając w kółko te same formułki.

wtorek, 2 grudnia 2014

Recepta na szczęśliwy związek

Długoletni związek z drugim człowiekiem to wyzwanie.
Najczęściej chcemy, żeby był na całe życie, a skoro tak - musimy się o niego troszczyć, dbać, zabiegać... 
Ze związkiem jest trochę jak z zębami - jedni przeżyją całe życie z kompletem, inni przeżyją zdekompletowani, jeszcze inni - nie mając wyjścia - zdecydują się na zębów podróbę wybierając między porcelaną a ekskluzywnym implantem.
Trzeba więc ów związek pielęgnować, coby go próchnica (lub inna kobieta) nie zniszczyła, coby się nie pokrył warstwą kurzu (lub innego mężczyzny) i coby nie trzeba było bulić stomato... tfu! - psychologowi za terapię i odratowywanie zdrowych relacji.

środa, 12 listopada 2014

Powinność kobiety

Wiadomo, że każda kobieta powinna:
- urodzić dziecko (i broń Boże nie przytyć w ciąży za bardzo, nie mieć rozstępów, ani zwisającej na brzuchu skóry);
- wrócić do formy sprzed ciąży w ciągu dwóch tygodni (no maksymalnie sześciu);
- karmić piersią (i absolutnie nie mieć obwisłych cycków!);
- po macierzyńskim wrócić do pracy (i pracować ku chwale ZUS-u i radości męża, który przecież nie będzie jej wacików sponsorował);

środa, 29 października 2014

Mężczyzna w pelerynie superbohatera

Mężczyzna na co dzień żyje w stanie permanentnego stresu, jest narażony na wiele niebezpiecznych sytuacji, którym po męsku (a jakże!) musi stawiać czoło. Często są to sytuacje mrożące krew w żyłach i ścinające białko w jajkach. Przedstawiciel męskiego rodu prawie nigdy się nie poddaje i prawie zawsze zakasuje bohatersko rękawy, by z gołymi przedramionami przeć przed siebie niczym pług śnieżny, którego nie zaskoczył pierwszy śnieg.

czwartek, 23 października 2014

Królowe nocy

Każda matka to samozwańcza królowa nocy.

W ciągu dnia przeżywamy co nam los przyniesie, a ten przynosi nam najczęściej: katastrofy budowlane (walące się wieże z klocków lego), katastrofy kulinarne (Gordon Ramsay jest nikim przy własnych dzieciach plujących zupami naszego autorstwa), przyjęcia (dla lalek, dla misiów, dla... enyłan?) i ciastolinę (po prostu ciastolinę)...

poniedziałek, 13 października 2014

Zamieszanie. KRYMINAŁ PARENTINGOWY.

Zaginęła matka. Przepadła bez wieści. Jak? Kiedy?
Niby jeszcze są czyste małe łyżeczki w szufladzie. Niby jeszcze pranie trzyma się w sztywnych ramach plastikowych pojemników na brudy. Niby śmieci nie wychodzą jeszcze z kosza pod kuchennym zlewem. Niby zmywarka męczy się na programie eko z poobiednimi talerzami. Niby łóżka niezaścielone – niby jak zawsze, ale jednak w tej sytuacji niezaścielenie niepokoi…
- Mamo, mamo, mamoooo! Tato, gdzie jest mama?
- A nie ma jej w kuchni?- Nie ma!

wtorek, 7 października 2014

Brzegi smutku

W niedzielę na raka umarła młoda śliczna aktorka.
Postawiono pierdyliard wirtualnych zniczy i pierdyliard nic nie wnoszących lajków.
Jak zwykle...

W niedzielę na raka umarła matka trójki małych dzieci.
W niedzielę wieczorem tysiące matek małych dzieci utonęło w smutku bezbrzeżnym, dojmującym, przytłaczającym.

środa, 24 września 2014

Macierzyństwo po kokardę

Macierzyństwo to robota ciężka jak cholera i - wbrew wszelkim pozorom - nie jej fizyczny aspekt jest tym dominującym i najbardziej obciążającym. Co tam nocne wstawanie lub niespanie? Co tam "siedzenie w domu" podczas gdy twoje cztery litery siedziska jakiegokolwiek nie widują całymi dniami lub widują sporadycznie, bo ty wciąż gdzieś biegniesz, coś podajesz, czegoś szukasz...? Co tam logistyka wyjść wszelakich? To wszystko pikuś. I to naprawdę mały pikuś. Najtrudniejsze w macierzyństwie jest obciążenie psychiczne i emocjonalne.

sobota, 13 września 2014

Męskie rzeczy porzucone

W wielkiej dusznej sali odbywa się spotkanie. Coś jak spotkania AA, ale zupełnie inne.
Biorą w nim udział Anonimowe Rzeczy Porzucone przez Mężczyzn - w skrócie ARPpM.
Sala wypełniona po brzegi, światła przygaszone i tylko ciche rozmowy gdzieś w tle...
Atmosfera jest tak gęsta, że można by ją kroić siekierą. Siekiera jednak rozparła się na niewygodnym krześle i w najlepsze dyskutuje z parą lekko nieświeżych Skarpet.

czwartek, 11 września 2014

Drobne gesty



Porzuciwszy dzieci w placówkach oświatowych otwieram szyby w samochodzie i ruszam.
Poboczem idzie kobieta. Smętnie jakoś idzie, choć widać, że się spieszy. Nie znam jej, choć kojarzę ze szkoły - pewnie odprowadzamy dzieci w tych samych godzinach...
Nie podwożę autostopowiczów, nie wpuszczam do małej zamkniętej przestrzeni ludzi nieznajomych. 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Jak przygotować się do pierwszego dnia w przedszkolu? - PORADNIK ALTERNATYWNY

Za kilka dni internet zostanie opanowany przez ten obrazek:

Tak wyglądają matki, których dzieci już wydeptały ścieżkę do przedszkola lub szkoły i 1 września rozpoczną kolejny rok przygody z systemem edukacji.
A co z tymi matkami, która oddaje do placówki swoje dziecko po raz pierwszy w życiu? No cóż...

wtorek, 19 sierpnia 2014

5 dowodów na to, że kocham swoje dzieci

Każdy rodzic miewa chwile totalnej bezsilności, kiedy ręce (i cycki) opadają, kiedy nie chce mu się brać udziału w kolejnej zabawie w sklep, budować czterysta pięćdziesiątej ósmej wieży z klocków lego, omawiać przygód małpki George, piać z zachwytu nad rysunkiem podobnym do dwudziestu siedmiu poprzednich (namalowanych tego samego dnia), oglądać domowego występu baletowego w wykonaniu swojej absolutnie nieutalentowanej w tym kierunku pociechy, podawać picia (nie tego, innego, nie tego, różowego!), wydawać posiłku, którego i tak nikt nie doje...

niedziela, 17 sierpnia 2014

Jak pozbyć się dziecka (choć na 5 minut) - 5 SPOSOBÓW

Sposób nr  1:
Wysłać w tzw. krzoki (sprawdzone przez rodziców i bezpieczne oczywiście) mówiąc:
"wydaje mi się, że w krzakach widziałam jednorożca (wersja dla chłopców: jajo dinozaura)"
Uwagi:
- słowo "wydaje mi się" jest kluczowe, wszak dzieci okłamywać się nie powinno, a wydawać to ci się może wszystko właściwie. Ba! Im jesteś bardziej zmęczona/y - tym więcej i bardziej ci się wydaje...
- jednorożec powinien być w twym opisie mały i różowy, a nie duży koń z rogiem (podobnie w wersji dla chłopców - raczej jajo dinozaura niż dinozaur we własnej osobie). Nie chodzi ci bowiem o to, żebyś sam/a musiała te krzoki przetrząsać - poszukiwane stworzenie nie może więc budzić lęku.

sobota, 16 sierpnia 2014

Idiota, kretyn i głupek

Język polski jest trudny i bogaty.
Te wszystkie odmiany przez wszystkie możliwe przypadki, te wszystkie ż, rz, ó, u, h i ch.
Mamy dużo słów wieloznacznych, słów wiele znaczących, wiele znaczeń słów, niedomówień, powiedzeń i dopowiedzeń...

czwartek, 14 sierpnia 2014

Magiczne dziciństwo

Gdy miałam kilka lat (może 6, a może 7 lub 8) w dużym pokoju niewielkiego mieszkania na dziewiątym piętrze stała sofa. Sofa była paskudna (w kolorze zgniłej zielonkawej słomy - takie peerelowskie rokokoko) i absolutnie... fantastyczna!

środa, 6 sierpnia 2014

Projekt dziecko

Przeczytałam jakiś czas temu w Polityce (chyba!) takie zdanie:
"w obecnych czasach projekt dziecko to projekt, 
który nie może się nie udać!"

sobota, 2 sierpnia 2014

Słowo pieprzem przyprawione

Bazylia, curry, cynamon, estragon, gałka muszkatołowa, imbir, kardamon, kurkuma, liść laurowy, majeranek, oregano i... PIEPRZ.

Przyprawianie przyprawami bywa metaforyczne. Prym (nie Prymat!) wiedzie tu wyróżniony wyżej pieprz. Pieprzyć można pieprzem białym, czarny lub ziołowym, zmielonym lub nie...
Pieprzenie jest tak wieloznaczne, że ciężko się oprzeć chęci używania pieprzu. Ba! Nadużywania wręcz!

piątek, 1 sierpnia 2014

Przez żołądek do serca

Stare porzekadło sugeruje, że przez żołądek można trafić do serca mężczyzny. To ponoć droga pewna i krótka, gdyż mężczyzna ze swej natury jest łasuchem i zjeść dobrze lubi. W teorii chodzi o to, że jeśli kobieta wespnie się na szczyty swych kulinarnych umiejętności gotując dla swojego mężczyzny - to mężczyzna ów zapała miłością do owej kobiety. W praktyce prawdopodobnie chodzi zaś o to, że jak chłop czuje w żołądku ciepłą strawę to mu się owo ciepło po trzewiach rozlewa i korzysta na tym serce - wiadomo, że jak jest ciepło to zakochać się łatwiej (np wiosną).

niedziela, 27 lipca 2014

ZOO

Jest ZOO są zwierz: -aki, -ęta i -ątka. Najwięcej -ątek.
Są też lody (sprzedawane za bezcen) i woda mineralna (jeżeli bezcen można stopniować - to woda jest sprzedawana za jeszcze większy bezcen niż lody: 5zł za 1,5 litra).
Jest plac zabaw i małpi gaj (nie mający nic wspólnego z małpami, o ironio!) wypełniony plastikowymi kulkami i kosztujący jedyne 5zł za 10 minut (razy dwa, a jakże!).

czwartek, 24 lipca 2014

Każdy rodzic to cyrkowiec

Powrót znad morza.
Cała Polska do przejechania.
Chętnych do przejechania jest więcej niż kilka (tysięcy).
Przejeżdżający (tę Polskę) mijają się więc, zajeżdżają sobie drogę, wyprzedzają, nie wpuszczają...
Przejeżdżający (tę Polskę) zwalniają tylko w jednej sytuacji: korek.

wtorek, 1 lipca 2014

Matka Polka imprezowiczka

To nie prawda, że matki nie imprezują.
To nie prawda, że nie mają czasu, że nie mają siły, że przy dzieciach się nie da...
Może i prawda, że nie dla nas drinki, drineczki, plotki nad drineczkami, densflory, ścianki, ona tańczy dla mnie i błyski dyskotekowych kul. 
Bo matki imprezują inaczej, mimo wszystko, codziennie i nieustannie. 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wehikuł czasu

Mam problem ze wspomnieniami. Ewidentny.
Ewidentnie wspomnienia mnie przygniatają, ich ładunek emocjonalny ciąży, a nieodwracalność kolejnych zdarzeń przygnębia.

czwartek, 26 czerwca 2014

Macierzyński aerobik. A jak bardzo spięte są Twoje pośladki?

Odnoszę ostatnimi czasy wrażenie, że większość z nas (matek) powinna mieć pośladki jak Chodakowska z Lewandowską.
Spinamy je bowiem nieustannie. 
Mięśnie, nerwy i intelektualne potyczki z dawcami dobrych rad wpływają destrukcyjnie na naszą intuicję. Ta ostatnia się tępi, ustawia się w kącie i strzela fochem - skoro nie chcemy jej słuchać, to ona się odzywać nie będzie. 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

piątek, 20 czerwca 2014

Kobieta kobiecie wilkiem

Nic tak nie poprawia samopoczucia grzęznącej w macierzyństwie kobiecie jak miłe słowo rzucone ni z gruchy ni z pietruchy  przez młodszego, przystojnego mężczyznę.
Nic tak skutecznie owego samopoczucia nie potrafi wystrzelić w kosmos jak komentarz drugiej kobiety...

wtorek, 17 czerwca 2014

Przysłowia, niech je szlag...

Zagotowując tę samą wodę w czajniku po raz piąty i zalewając sobie wreszcie zwietrzałą już z lekka kawę stwierdziłam, że przysłowie "do trzech razy sztuka" można o slangowy kant dupy potłuc (kanciasta dupa, HA!).

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Gdy dziecko chce siku...

Gdy małe dziecko oświadcza ni z gruchy ni z pietruchy, że chce siku - świat rodzica zatrzymuje się na moment i koncentruje tylko wokół tego tematu, a rusza ponownie dopiero po opróżnieniu pęcherza przez w/w dziecko.
Gdzie jest najmniejsze pole manewru sikowego? W samochodzie.
Gdzie dzieci najczęściej oświadczają (ni z gruchy ni z pietruchy), że chcą siku? W samochodzie...

niedziela, 1 czerwca 2014

Wsparcie w wychowaniu

Wychowanie to proces z grubsza przypominający działania na froncie. Wojennym.
Im młodsza jednostka wychowywana (czyt. dziecko) - tym proces łatwiejszy, wbrew wszelkim pozorom. Proces wychowywania zaostrza się (jak większość konfliktów zbrojnych) z biegiem lat i dochodzi do tzw. momentu kulminacyjnego, gdy jednostka wychowywana osiąga wiek lat nastu (lub wcześniej nieco). 

niedziela, 25 maja 2014

Ulotka dla rodzica

Matka Natura ewidentnie czegoś nie dopatrzyła obmyślając koncepcję narodzin...
Dziecko rodzi się z zaciśniętymi piąstkami, tak? Tak!
Te zaciśnięte piąstki to prawdopodobnie symboliczny pierwszy przekaz dziecka skierowany w stronę rodzicielki (lub obojga rodziców w sytuacji porodu rodzinnego): "ja Ci/Wam jeszcze pokażę"!
Ale te piąstki fizycznie jakby puste, jakby czegoś w nich brakowało...
I tu wracamy do punktu pierwszego stwierdzającego, że Matka Natura dała ciała (żeby nie powiedzieć, że dupy) i nie dała nic do tych zaciśniętych małych rączek. Ta piąstki niczego nie trzymają, a mogłyby. Ba! Wręcz powinny!
Otóż Dziecko powinno rodzić się z... ulotką dla rodzica.

sobota, 17 maja 2014

Książka skarg i wniosków

W 1954 roku uchwałą Rady Państwa i Rady Ministrów wprowadzono do sklepów, lokali gastronomicznych i usługowych książki skarg i wniosków.
Książki skarg i wniosków miały służyć społeczeństwu, które zyskało prawo do wyrażania opinii (!), składania wniosków, skarg i zażaleń. Te niepozorne zeszyty stały się swoistą platformą wymiany myśli. Nieświeże mleko – wpis, brak mleka – wpis, mleko z kapslem w złym kolorze – wpis… Czas oczekiwania za długi lub za krótki (w zależności od kolejki, w której się stało) – wpis. Jakość towaru, sposób podania lub ważenia – zawsze można było do czegoś się przyczepić – wpis.

środa, 7 maja 2014

Kreatywność cieszy, choć boli i kosztuje

Kreatywność jest cechą przypisywaną artystom jakoby z natury... Wyjdźmy jednak poza schematyczne myślenie - nie tylko artyści tworzą! Prezesi managerowie wyższego i niższego szczebla, sprzedawcy, copywriterzy, nauczyciele - wszyscy tworzymy: koncepcje, strategie, wizerunki, zespoły, merchandising, teksty, scenariusze... Jedynie księgowym odmawia się kreatywności, bo kreatywny księgowy to najczęściej księgowy skazany (za przekręty finansowe).
A kreatywne matki i ich kreatywne dzieci?

poniedziałek, 5 maja 2014

Interes rzodkiewkowy

Córka Starsza ma łeb do interesów i dobre serce.

Po kolei jednak.
Blond łeb do interesów był łaskaw się ujawnić podczas spotkania w gronie najbliższej rodziny.
Otóż Babcia G. ma w ogródku rzodkiewki (bardzo dobre, nota bene). Córka Starsza sama rzodkiewek nie jada (no bo po co?), ale do wyrywania chętna. Polazła więc rzodkiewki wyrywać i tak się w wyrywaniu zapamiętała, że zrobiły się z tego 3 pęczki.

piątek, 2 maja 2014

Seks na trampolinie

Kupiliśmy sobie "chwilę świętego spokoju" - produkt tak pożądany, że co roku o tej porze można go dostać niemal wszędzie. W większych lub mniejszych rozmiarach i promocjach - w zależności od potrzeb.

czwartek, 1 maja 2014

Pełnoletni

Tydzień temu stuknęło mu lat 18.

Dowód osobisty by mógł dostać.
Prawo jazdy zrobić.
Alkoholu by się mógł napić.
Ślub wziąć i nie opuścić, aż do...
Seks uprawiać by mógł (niby od 16 mógł, ale po osiemnastce jednak jakby bardziej)...

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rząd i nierząd

Pytam Córki, co chcą zjeść na kolację: naleśniki czy tosty? Nie wiedzą "co wolą"...
Jaśniemąż radzi: nie pytaj! Rób! Niech wiedzą kto tu RZĄDZI. 

środa, 23 kwietnia 2014

Pracuję w korpo


Wymaga się ode mnie całodobowej gotowości do działania, kreatywności, wysokich umiejętności interpersonalnych, szybkiego podejmowania jedynie słusznych decyzji.

Niby stanowisko managerskie, niby wysokiego szczebla, bo nad sobą mam tylko dwóch przełożonych, a jednak muszę obiad podać, toalety posprzątać, płaszczyki powiesić...
Muszę też robić kawę. Parzenie kawy to tutaj klucz do sukcesu. Tylko pod warunkiem, że potrafisz zaparzyć naprawdę dobrą i mocną kawę - przetrwasz! Parzę więc kawy sporo i sporo jej piję. 

środa, 16 kwietnia 2014

Nerwy na postronkach

Każda (chyba każda) z matek ma czasami tak, że cierpliwość się kończy, a nerwy zrywają się z postronków...
Bo jesteśmy zmęczone, przemęczone wręcz. I niewyspane. Bo się śpieszymy. Bo dzieci nie współpracują, a przecież powinny...

sobota, 12 kwietnia 2014

Top 5 romantic gifts

Facet jest tak romantyczny, jak prezenty, które wręcza swojej kobiecie...

Jaśniemąż jest romantyzmem nasycony od stóp do głów i w głąb (do narządów wewnętrznych w sensie).
Prezenty daje z okazji i bez okazji. I to jakie!!! Niebanalne i oryginalne!

niedziela, 6 kwietnia 2014

Jaźni rozmnożenie

Córki się bawią w dom.
Starsza jest mamą, Młodsza jest dzieckiem.
Starsza wozi Młodszą w wózku, wysyła do szkoły, karmi, napaja, "kupuje" zabawki i chodzi z nią na plac zabaw.
Rolę placu zabaw pełni przydomowa piaskownica do spółki z przydomową huśtawką.
Obok piaskownicy stoi ławeczka.
Na ławeczce siedzę ja.
Siedzę i delektuję się chwilą,w której nikt niczego ode mnie nie chce.
Chwilę ową doprawiam Mr Probzem (dousznie) i Wysokimi Obcasami (doocznie i domózgowo).

czwartek, 3 kwietnia 2014

A może zostanę szafiarką?

Siedzimy. Nic się nie dzieje.
Nic się nie dzieje, bo dzieci śpią, a to one są głównymi sprawcami "dziania się". 
Nie dzieje się więc.
Więc włączamy telewizor, odpalamy laptopy, herbaty parują.
Bezruch taki. 
Ale to taki, który tylko człowiek posiadający dzieci potrafi w pełni docenić. 
Siedzimy więc, nic się nie dzieje, doceniamy bezruch.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Hair

Wywołana do tablicy (na fejsbuczku) - okazuję... włosy.

O włosach napisać by można sporo...
Że jedwabiste, miękkie, pachnące nienachalnie młodością i radością, latem - słońcem, a zimą - mrozem i śniegiem. 
Że rozczochrane są urocze i cholernie trudne do rozczesania. Rozczesywanie zaś najeżone jest "ał, ał aaaaaaał".

sobota, 29 marca 2014

Poniosło mnie

PRZYNIEŚĆ należy wino dla pana domu i wiecheć dla pani domu.
Można również PRZYNIEŚĆ zakupy do domu (choć tu bardziej adekwatne byłoby słowo: przytachać - zwłaszcza jeśli spodziewamy się w/w gości z winem i wiechciem). 
PRZENIEŚĆ można coś z miejsca na miejsce, uczucie z jednej osoby na drugą. Ekspresowo PRZENOSZĄ się zarazki i ponoć życie jest chorobą PRZENOSZONĄ drogą płciową.

środa, 26 marca 2014

I co z tego?


Była sobie biedna Dziewczynka.
Choć nie, nie była... Miała przecież tyle rzeczy...
Miała dwie żabki, które mieszkały pod choinką. Zaglądała do nich, kumkała z nimi, pokazywała im język. Śmieszne były, więc śmiała się z nimi.
Miała kilka psów i dwa koty, bure dachowce. Nie były jej, były "wioskowe", ale łaziły za nią krok w krok, więc w sumie jakby były jej. Bawiła się z nimi. Biegała z nimi po zarośniętych ścieżkach. Piła z nimi wodę z małego strumyczka, wystawiała twarz do słońca, gdy one się wygrzewały na trawie.

wtorek, 25 marca 2014

Klasa średnia walcząca o teraźniejszość



Lubicie ciucholandy? Ja lubię.
Pewnego dnia wybrawszy się do jednego ze sklepów z używaną odzieżą...
Staram się zrobić równocześnie trzy rzeczy: utrzymać kontakt wzrokowy z Córką Starszą chadzającą własnymi sklepowymi ścieżkami, utrzymać równowagę z Córką Młodszą uwieszoną na mojej prawej nodze i znaleźć coś fajnego dla wyżej wymienionej dwójki.
Kątem oka dostrzegam kobietę. Drobna blondynka ubrana na czarno. Pochylona nad koszem wyprzedażowym. Stoi. Płacze. Nie głośno. Cichutko. Zdradzają ją wielkie jak groch łzy spływające po bladych policzkach.

poniedziałek, 24 marca 2014

Pierwszy raz w sklepiku


Kilka dni temu Córka Starsza postawiła na samodzielność. Zakupową.
Wzięła jeden ze swoich portfelików ("jeden z" gdyż z tematem pieniądza się oswaja od dawna, które to oswajanie skończyło się kolekcją portfelików właśnie), wysępiła od Matki dwa pięćdziesiąt i poszła... Tzn Matce kazała pójść, bo ona sobie sama do sklepiku szkolnego pójdzie i kupi dwa lizaki szminki i jeszcze pięćdziesiąt groszy jej zostanie. Buzi, pa, idź, idź... Poszłam więc.

Po odebraniu latorośli ze szkoły pytam o ekscytujący sklepikowy "pierwszy raz sama". 
Córka Starsza: nie poszłam sama, poszłam z B. (no a jakże! Męskie ramie wsparciem - również to chucherkowate niespełna 6-cio letnie ramię).
Matka: i co kupiłaś?
Córka Starsza: dwie szminki i cukierka.
Matka: jakiego cukierka?
Córka Starsza: no takiego za pięćdziesiąt groszy. Bo Pani pytała czy cukierek czy kasa, to wybrałam cukierka.
 
Pamiętam to! Pamiętam! Dwadzieścia-ykhm-kilka lat temu też przeyżywałam te rozterki: "wydać resztę czy chcesz gumę kulkę dziewczynko?" Tyle lat minęło, a techniki sprzedażowe nic a nic się nie zmieniły... 

Matka: czyli wszystko dobrze! Pierwsze samodzielne zakupy udane! Cieszę się kochanie! 
Córka Starsza: tylko na początku nie było fajnie!
Matka: jak to? Co się stało?
Córka Starsza: aaaa bo chciałam kartą zapłacić! 
Matka: Kartą? W szkolnym sklepiku? Jaką kartą?
Córka Starsza: no twoją.
Matka: jak to moją? Którą? (jakbym miała więcej niż jedną - phi!)
Córka Starsza: no tą...

Po czym moje dziecko wyciągnęło z portfelika... matczyną wizytówkę. 
Chciała sobie te lizaki szminki opłacić... WIZYTÓWKĄ! 
Pani sklepikowa preferuje jednak gotówkę. Kart nie obsługuje. Wizytówek również.

BONUS
I tu sobie Matka przypomniała, że mając lat mniej więcej tyle co Córka Starsza obecnie, dostała od własnej Rodzicielki piniondza i również wyruszyła na pierwsze samodzielne zakupy... 
Zabrałam ze sobą młodszą siostrę, błyszczącą monetę i instrukcję od Rodzicielki: 
"kup dwie bułki z serem".
Poszłyśmy więc. Minęłyśmy cukiernię, która była koło bloku i pomaszerowałyśmy do sklepu samoobługowego (LOL!), po czym z zaangażowaniem wielkim szukałyśmy produktu pt.: bułka z żółtym serem. 
Były bułki. Był ser. Był PRL. Nie było buki z serem (popularnej obecnie kanapki "to go").
Naszej mamie chodziło po prostu o... drożdżówkę z serem, zwaną bułką z serem i dostępną w cukierni pod blokiem. Tej cukierni, którą obojętnie minęłyśmy w drodze na zakupy. 
Jasność umysłu została przyćmiona wizją szopingu... 
Po raz pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni... ;)

Można się śmiać! Endżoj! :D

niedziela, 23 marca 2014

Dziecko kontra książka










Zawsze (ale to zawsze) mam ze sobą książkę. I dzieci.
Nigdy (ale to nigdy) nie udało mi się przeczytać więcej niż kilka stron. Z dziećmi.



Książkę zabieram przed dom, do parku, na plac zabaw...
Otwieram dzieciom piaskownicę, wyjmuję pochowane zabawki (opcjonalnie: zawożę na plan zabaw), siadam, otwieram książkę, czytam dwa zdania...
"mamoooo, piciuuuu, proszę" (Córka Starsza)
Podaję piciu. Siadam otwieram książkę, odnajduję te dwa zdania, które już przeczytałam - czytam. Kolejne trzy.
"mamoooo, bludne ląćki, wycij Natalii" (Córka Młodsza)
Szukam chusteczek, wycieram raczki. Odnajduję przeczytane pięć zdań - czytam. Tym razem dwa.
"mama, a co ci zrobić z piasku? Ciasto czy kotleta?" (Córka Starsza)
Odpowiadam, że najlepiej i to i to. Odnajduję...
"mamaaaa, a kawke kcieś? zlobić? (Córka Młodsza)
Kce, zlobić. Odnajduję przeczytane - ile ja w ogóle przeczytałam? I co? I o czym? Czytam...
"mamoooo, a przyjdziesz do nas zjeść ten piasek?" (Córka Starsza)
Przyjdę. Zakładka w książkę. Idę.

Chwilę później huśtamy się razem. 
We trzy. W pięć właściwie: Córki, ja, moja książka i moja zimna kawa. 
Córka Starsza: mamo ty chyba strasznie kochasz tą książkę, bo cały czas ją czytasz...
Matka: strasznie to kocham was. A książę noszę, nie czytam...

Marta (MatkaNieWariatka) napisała jakiś czas temu o alkoholu, który współuczestniczy w rodzinnych wyjściach. Wiosna, spacerek, dzieci i piweczko - taka sytuacja. Mam to samo zdanie co autorka: NIE!
Ale równie mocno wkurzają mnie cudze dzieci (klasyczne przeniesienie) lepiące się do mnie na placach zabaw podczas gdy ich rodzice (czyli właściwe źródło wkurzenia) zajęci smartfonami, gazetami i książkami okupują ławki. 
TAK - dajmy dzieciom wolność i swobodę i nie chuchajmy na nie. Niech odkrywają na własną rękę, niech zaryją gębami w piasku, niech się socjalizują, niech sobie robią co chcą, niech sobie radzą... 
Ale NIE ignorujmy ich potrzeb. A one potrzebują: podparcia dupki gdy włażą tam gdzie wleźć nie potrafią, przyklaśnięcia gdy im się to w końcu uda, wyjaśnienia dlaczego coś działa tak, a nie inaczej... 

Coś trzeba poświęcić. Najlepiej czas - swoim dzieciom.




sobota, 15 marca 2014

Jak "zarżnąć" Turnaua? Tutorial


Jeżeli się jest z Krakowa, się w Krakowie studiowało, się na Brackiej piło herbatę opłaconą stypendium naukowym, się na deszcz zanosiło lub wręcz padał deszcz (na tej Brackiej) - to się musi Grzegorza Turnaua znać (niekoniecznie osobiście).

Jeżeli się nie jest z Krakowa, się nie piło, się nie zanosiło - to też się raczej Grzegorza Turnaua zna.

Ciężko mieć stosunek ambiwalentny do twórczości Pana Grzegorza. Raczej się ją lubi niż nie. Raczej nie przeszkadza nić przeszkadza.
No a jeżeli się jest z Krakowa... bla,bla,bla.
Lubię.
Tzn... Lubiłam.

Jak "zarżnąć" Turnaua? Instrukcja krok po kroku.

1. Należy posiadać na stanie dziecko w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym 
(Córka Starsza na przykład).

2. Należy sprawdzić w kalendarzu, czy jest marzec i ile dni do wiosny 
(jest marzec, do wiosny tydzień).

3. Należy przeglądnąć kalendarz imprez gminnych i sprawdzić, 
kiedy wypada coroczny Wiosenny Przegląd Piosenki Dziecięcej 
(wypada, za 3 tygodnie, nie wypada nie wziąć udziału).

4. Dziecko w wieku szkolnym lub wczesnoszkolnym (Córka Starsza na przykład) 
musi zostać wytypowane do wzięcia udziału w tych (nie)obowiązkowych gminnych występach.

5. Należy odebrać od Pani nauczycielki płytkę (zawierającą dwie  piosenki) 
oraz dwie kartki ksero (teksty piosenek). 

6. Należy wrócić do domu i w ciągu najbliższych trzech tygodni nauczyć dziecko dwóch piosenek: pierwszej (twórca anonimowy) o żabce,
która zakochała się w boćku (lub odwrotnie) 
i drugiej - "Dni wiosenne" Grzegorza Turnaua (KLIK)

7. Po dwudziestym przesłuchaniu
(a to dopiero drugi dzień tygodnia pierwszego na trzy!) 
"plim i plum i plim i plum,
turkaweczka w lesie grucha,
 brzęczy pszczółka, 
bzyka mucha, 
kumka żaba i ropucha, 
kum kum kum kum..."
można odnieść wrażenie (graniczące z pewnością) , 
że jeszcze jedno plim lub plum lub kum spowoduje eksplozję.

Tak oto piosenka Grzegorza Turnaua zostaje "zarżnięta" lub "zajechana"*. 
Się już nie liczy ta herbata na Brackiej i ten deszcz... 
Się słyszy tylko "plim i plum" i nijak się to ma do beztroskich studenckich czasów. 
Się ma dzieci.



* "zarżnąć" i "zajechać" to metafory określające negatywny stosunek do utworu muzycznego (lub artysty), który to negatywny stosunek powstaje wskutek przesłuchania utworu muzycznego zbyt wiele razy (przy czym "zbyt" jest pojęciem subiektywnym - dla jednych zbyt wiele razy będzie oznaczało 10 i więcej, dla innych: 20 i więcej, itd...)




środa, 5 marca 2014

Rollercoaster


Wsiadasz.
Jedziesz. Podziwiasz widoki.
W sercu same pozytywy.
I tylko gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl niespokojna że coś nie gra, 
że za spokojnie, że coś się musi wydarzyć.
I nagle:
w górę.
w dół,
w lewo,
w prawo,
krótka prosta.
Myślisz, że koniec? Że ta krótka prosta to metafora wychodzenia na prostą? 
Uśmiechasz się do językowego środka stylistycznego?
No to jeszcze raz: 
góra (wrzask, bo ja pierwsza tą lalkę, to moja, mamooooooo!)
dół (płacz, bo mi wyrwała, bo zabrała, mamoooooo!)
w lewo (niech ona mi to odda, to nie fair, mamoooooo!)
w prawo (mamoooooo dlaczego zabrałaś nam tą lalkę?! widzisz siostrzyczko jaka ta mama jest!)

Nadmiar wrażeń i emocji. Nadmiar nagłych zwrotów akcji.
Jedziesz i chce ci się rzygać. 
A tu jeszcze PSTRYK. Zdjęcie. Na pamiątkę. 

Zwlekasz się wieczorem z karuzeli. 
Dość. Nie masz siły. Nigdy więcej.

A rano? 
Rano bez szemrania wsiadasz do wagonika. 
Trochę dlatego, że nie masz innego wyjścia.
Trochę dlatego, że... nie masz innego wyjścia.
I trochę dlatego, że... no cóż - nie masz innego wyjścia.
I jeszcze dlatego, że kochasz tych wrzeszczących współpasażerów 
ROLLERCOASTER'a zwanego macierzyństwem. 

A siedząc nad zdjęciami będziesz tęsknić do tych właśnie chwil. Nawet do nich. Kiedyś. 



wtorek, 4 marca 2014

Cycki i intelekt

Jestem zmuszona tymczasowo zawiesić działalność na blogu.
Zawiesić pisanie wszelakie.
Właściwie to jest zmuszona odwiesić na bezmyślny kołek wszelkie działania wymagające myślenia.
Z przyczyn niezależnych ode mnie.
Bardzo mi przykro...

Wirtualnie winna Wam jestem słowo wyjaśnienia.
Wyjaśniam więc:
Przyczyną zawieszenia jest stan mojego intelektu, który był łaskaw rozbić się wczoraj późnym wieczorem o podłogę. Upadku niestety nie zamortyzował dywan z Ikei (pseudo shaggy, cholera!). Poobijał się więc bidulek (ten intelekt) i zawiesił, i nie działa, i nie wiem czy wróci do siebie (do mnie w sensie) i czy funkcjonować zacznie na poziomie sprzed upadku.

Czy mogłam temu zapobiec?
Ano mogłam (samoświadomość potrafi być doprawdy przytłaczająca!).

Jak?
Ano wystarczyło nie brać pilota telewizyjnego do ręki i nie zapuścić się w idiotyczne poszukiwania muzyki na kanałach muzycznych. Po 22.

Dlaczego?
Ano dlatego, że trafiłam na Vive, a tam - reality show o wdzięcznej nazwie: Enjoy the View (powtórka! Powtórki atakują podstępnie - nigdy nie wiesz: kiedy, kto i co powtórzy! Strzeżcie się powtórek!).
Palec na pilocie mi zadrżał (teraz już wiem, że był to sygnał, który zignorowałam, a który oznaczał: naciśnij cokolwiek - uciekaj! Ratuj się! RUN!) i zostałam.
Na tym kanale.
Z Siwiec.
Z panami wąchającymi majtki Siwiec (taki spontan w naszprycowanym kamerami domu).
Z Siwiec biorącą prysznic wespół z koleżanką (bo tak fajnie jest mieć dwa prysznice i lustro, w którym można się pooglądać - o jezuuuuuu jaki mam celulit, zróbmy z tym coś!).
Z Siwiec usiłującą tańczyć na rurze (bo to najlepszy sposób na pozbycie się celulitu odkrytego pod prysznicem).
Z Mariuszem, który podarował Siwiec ten dom, ale pod warunkiem, że będzie go sama "ogarniać".
Z panią do sprzątania, o której nie może się dowiedzieć Mariusz (bo przecież Siwiec ma chałupę sprzątać sama).
Z Mariuszem, który jednak się dowiaduje, że dom "ogarnia" pani do sprzątania, a nie Siwiec.
Itd...

zdjęcie pochodzi z portalu plotek.pl


Nigdy więcej. NIGDY. N I G D Y!
Intelekcie wróć!


niedziela, 2 marca 2014

Test na miłość III

Mieliście już możliwość przetestowania miłości własnych mężów / żon / życiowych partnerów korzystając z niezwykle precyzyjnych i opracowanych z najwyższą starannością narzędzi para-psychologicznych stworzonych przez Matkę:
Testy dostępne tutaj:
Test na miłość I - KLIK
Test na miłość II - KLIK

Dzisiaj również test, również na miłość, ale nie do życiowego partnera.
To jedyny w swoim rodzaju test na miłość do własnych dzieci...

Słowo wprowadzenia:
Niedzielny poranek wyglądają u nas zwykle następująco:
- Jaśniemąż śpi to tzw. oporu, a oporów przed spaniem do 9 nie ma żadnych
- Córki zmęczone intensywną sobotą śpią zwykle do 8 (Córka Młodsza) i 9 (Córka Starsza)
- Matka rzuca wyzwanie logice świata i wstaje o 6, robi sobie kawę i przez minimum dwie godziny delektuje się absolutną ciszą* dzierżąc w ręku książkę.

TEST NA MIŁOŚĆ
Wstajesz o 6.
Nastawiasz wodę w czajniku, przygotowujesz książkę i poduszki na kanapie.
Zalewasz kawę.
Mościsz się na kanapie, poprawiasz poduszki, bierzesz do ręki książkę i wzdychasz, a westchnięcie owo wypełnione jest po brzegi totalnym i niezmąconym niczym spokojem.
Zerkasz na zegar: 6:15.
Sięgasz po kawę.
Córka Młodsza: mamoooooo!
WTF???? Dlaczego???? Za co???? Nie tak miało być! Cholera! [dopuszczalne są przekleństwa cięższego kalibru]
Matka: już idę kochanie.
Bierzesz naiwnie** kawę i książkę. Może dziecko się przytuli i jeszcze zaśnie. Nie będzie to już kanapa i samotność, ale może uda się poczytać i wypić kawę póki ciepła.
Córka Młodsza: mamo ubieź siukienka i śpodnie i lajtuzi. Idziemy na dół? Baja?
Dziecko niczym snajper rozbraja twoje wyobrażenia. Dobra! Jeśli ubierzesz dziecko szybko, kawa nie zdąży wystygnąć. Szybko więc!
Na dole włączasz bajkę, dajesz dziecku krakersa i picie. Z jednym dzieckiem nie jest tak źle - uda się!
Zerkasz na zegar: 6:30.
Poczytasz i wypijesz kawę.
Córka Młodsza: ooo mamo popać, Tała!
Córka Starsza (schodząc po schodach): no cześć wam.
Matka: noooo cześć. Dlaczego już nie śpisz?
Córka Starsza: a tak, wyspałam się.
Matka: aha... To siadaj na kanapie.
Przykrywasz kocem (jeśli pójdziesz teraz po ubranie to kawa zrobi zimna!), wręczasz picie, krakersa i własny telefon (Angry Birds powinny kupić choć chwilę - byle tą kawę dopić, póki nie lodowata).
Sytuacja opanowana. Młodsza siedzi i układa klocki zerkając na baję, Starsza siedzi i gra w Angry Birds. Nie o tym marzyłaś, nie tak miało być, ale...
Siadasz, poprawiasz poduszkę, sięgasz po książkę. Będzie dobrze!
Podnosisz do ust kubek i bierzesz potężny łyk kawy, a wraz z nim pulpę z rozmoczonych krakersów, którymi Córka Młodsza była łaskawa doprawić twoje marzenia o chwili absolutnej ciszy.
Jest 6:45.

Przeyłykasz pulpę, zapijasz ją zimną kawą.
Kocham je. Naprawdę.


*CISZA ABSOLUTNA (def.) - metaforyczny stan, niezależny od obiektywnych czynników zewnętrznych, dający się zdefiniować dwoma słowami: DZIECI ŚPIĄ.
W praktyce: mogą ujadać psy w całej wsi, sąsiad może rąbać drewno lub serwować disco polo z boomboksu wystawionego na parapecie (czynniki zewnętrzne) - jeżeli Twoje dzieci śpią i niczego od ciebie nie chcą Ty doznajesz stanu zwanego CISZĄ ABSOLUTNĄ.

**NAIWNOŚĆ - stan cechujący umysł każdego rodzica myślącego, że oto złapał przysłowiowego Boga za nogi i będzie mu dane zaznanie (rodzicowi, nie Bogu) CISZY ABSOLUTNEJ



czwartek, 27 lutego 2014

Apel

Apel skierowany jest do rodziców córek w wieku 6+.

Treść apelu:
Uprasza się w/w rodziców o: udzielenie wsparcia, dodanie otuchy, pocieszenie, przepędzenie ciemnych chmur i wyprowadzenia z czarnych myśli na drogę optymistycznie prostą i jasną.

Kogo trzeba wesprzeć, dodać otuchy itp?
Mnie, Matkę Córki Starszej, w wieku lat 5,5.

Dlaczego?
Bo mi się Córka stawia, a opór wszelaki jest odwrotnie proporcjonalny do jej mikrej postury.
Bo już nic nie jest łatwe i proste, a wszystko co było do tej pory łatwe i proste zaczyna być trudne i skomplikowane. Z kolei poziom skomplikowania jest bezpośrednią przyczyną wojen, wojenek, bitew podjazdowych, szturmów, trzaskania drzwiami, rzucania fochami, wylewania łez, łkania, zawodzenia i marudzenia, złorzeczenia na świat okrutny i niesprawiedliwość losu... A przyczyną zła wszelkiego jestem ja, jej Matka, co to ją kocha nad życiem, ale bezczelnie i wbrew jej woli probuje wychowywać.
"powiem tacie"
"powiem twojej mamie"
"nie, bo nie"
"to są nudy!"
"nie chce mi się sprzątać"
"nie chce mi się teraz podnosić nic z podłogi"
"odkurzyłaś mi moje perły, jak mogłaś? Mogłaś powiedzieć, że będziesz odkurzać"
"nie pójdę na górę / nie zejdę na dół, bo nie chcę i już"
"dlaczego ona ma moją czapkę co z tego że na mnie jest już za mała? To mi kup taką samą tylko większą"
"dlaczego mi tak urosła noga? Teraz pewnie ona będzie nosić moje piękne buty! Musisz mi kupić takie same"
"zaraz wyłączę komputer, jeszcze tylko ostatnia gra, teraz już ostatnia ostatnia, jeszcze tylko jeden etap i skończę, drugi etap i już... dlaczego mi wyłączyłaś?! Nie skończyłam!"

Bardzo proszę zapewnić mnie, że ten okres pre-buntu / pre-dojrzewania / pre-cokolwiektojest minie, że nie będzie ewaluował, że to nie jest "one way ticket" i teraz to już tylko wysokie gumowce i w las ciemny i gęsty. Chcę usłyszeć, że też tak mieliście i właśnie minęło, a córki są znowu milutkie i do rany przyłóż. 

Lojalnie ostrzegam, że wszelkie komentarze ociekające pesymistyczną wizją tych gumiaków i lasu, zawierające stwierdzenia typu: "tak to już jest, a będzie jeszcze gorzej" - będą bezwzględnie usuwane.

Litości!
Kłamcie! Pięknie kłamcie! Tak, żebym uwierzyła!



czwartek, 20 lutego 2014

Tajemnice

Tajemnice szeptem przekazywane z zastrzeżeniem, że absolutnie powtórzyć nie można!
Te z serii: miałam nie mówić nikomu, ale Ci powiem, tylko nie mów, że Ci mówiłam ani tacie, ani swojej mamie, ani nikomu w szkole, ani w pracy...
Mamo, nie powiesz nikomu?
Nie powiem...

No dobra, powiem Wam, ale za żadne skarby nie mówcie, że Wam powiedziałam! I nie mówcie nikomu innemu. Ok?

Tajemnica nr 1:
Córka Starsza: mamo, powiem Ci coś, ale to jest tajemnica, nikomu nie mów!
Matka: no cóż to za tajemnica?
Córka Starsza: bo moja przyjaciółka M. wstydziła mi się coś powiedzieć i w końcu mi powiedziała... Ale w tajemnicy! Nie powiesz tacie?
Matka: no nie powiem, co to za tajemnica?
Córka Starsza: M. uwielbia rysować, tak jak ja, ale wstydziła się mi o tym powiedzieć...

Tajemnica nr 2:
Córka Starsza: mamo, powiedzieć Ci w tajemnicy, co powiedział taki jeden chłopak do mnie kiedyś, jak jeszcze chodziłam do przedszkola?
Matka: no powiedz.
Córka Starsza: ale to była ogromna tajemnica...
Matka: nikomu nie powiem, mów.
Córka Starsza: mamo, wyobraź sobie, że on mi powiedział, że on ma w domu zieloną łyżeczkę...

Tajemnica nr 3:
Córka Starsza: dzisiaj M. zdradziła i swój sekret jedzeniowy...
Matka: jaki sekret?
Córka Starsza: nie mogę mówić, bo to tajemnica! Jakby się ktoś dowiedział, to byłoby... no nie wiem co by było...
Matka: to nie mów.
Córka Starsza: powiem Ci, ale musisz przysiąc, że nikomu nie powiesz!
Matka: przysięgam!
Córka Starsza: M. nie lubi sera żółtego!

Tajemnica nr 4:
Córka Starsza: a koleżanka X mi wczoraj powiedziała coś w wielkiej tajemnicy... I nie mogę tego nikomu powiedzieć! Ale jak chcesz to ci mogę powiedzieć, ale na ucho a ty nikomu nie powiesz, ani tacie...
Matka: dawaj, nie powiem.
Córka Starsza: bo X powiedziała, że jakby była taka jak M. to by ją wszyscy lubili, a tak to ona nie wie, czy ją lubią...
Matka: a ty lubisz X?
Córka Starsza: no lubię...
Matka: a powiedziałaś jej to? PewnieX byłoby miło, gdybyś powiedziała, że ją lubisz...
Córka Starsza: i powiedziałam. I jeszcze tylko M. powiedziałam, żeby wiedziała, że X powiedziała, że gdyby była ja M. to by ją wszyscy lubili. I tacie powiedziałam, ale na ucho im powiedziałam, to się nie liczy!

***

Jakby kto pytał - na ucho Wam powiedziałam, to się prawie nie liczy!
I nie mówcie nikomu!Nie powiecie? Przysięgacie?

środa, 19 lutego 2014

Co i dlaczego?

Córki weszły w etap zadawania pytań, niby łatwych, ale jednak czasem...

Córka Młodsza zafiksowana jest obecnie na: CO TO JEST?
I tak codziennie odpowiadam za pytania:
Cio to jest kawa?
Cio to jest dźiewo?
Cio to jest komin?
Cio to jest mydło?
itd...

Odpowiadanie na pytania z serii: "co to jest?" nie sprawia z reguły większych trudności. Cierpliwości tylko należy mieć sporo. No dobrze - więcej niż sporo... No dobra - w cholerę tej cierpliwości trzeba!

Moje podejście do pytania: "co to jest?" zmieniło się diametralnie w momencie, w którym Córka Młodsza postawiła tzw. meta pytanie:
CIO TO JEST CIO?
No i co ja mam powiedzieć dwulatce, że "co" to zaimek?!

Córka Starsza raczy nas z kolei pytaniami z serii: DLACZEGO?

Zaatakowała nas którego dnia w samochodzie (czyli warunkach bardzo niekomfortowych, bo bez dostępu do wujka google, który wie wszystko!). Zaczęła niewinnie od pytania:
dlaczego drożdżówka nazywa się drożdżówka?
Bo ciasto drożdżowe, na drożdżach zrobione... Daliśmy radę!
A dlaczego znak nazywa się znak?
Bo obrazek na nim o czymś nas informuje, coś znaczy... Ufff!
(...)
Z każdym kolejnym pytaniem jednak robiło się coraz mniej przyjemnie...
Dlaczego drzewo nazywa się drzewo?
Dlaczego droga nazywa się droga?

5,5 latka triumfuje! Wystarczy! Czas na szach - mat Matki...
Córka Starsza: a dlaczego pomidory nazywają się pomidory?
Matka: bo są czerwone i okrągłe!
Córka Starsza: aha...

Droga nazywa się droga, bo jest długa i twarda.
A drzewo nazywa się drzewo, bo ma korzenie, pień i liście...

Jakie to wszystko jest proste...





czwartek, 13 lutego 2014

Very smartfon

Córka Starsza zrobiła sobie smartfona na wzór i podobieństwo matczynego obitego Samsunga. 
Pokazałam go już na fejsbuczku - pokaże i tu. 
Obitego Samsunga Matki też:


Wyszukiwarka Google - jest. 
Aplikacja pogodowa - jest. 
Angry Birdsy - są.
Ikonki: wybieranie numerów, książka telefoniczna i wiadomości - obecne!

No ale czymże byłby telefon, gdyby użytecznych APKÓW nie dało się nacisnąć, włączyć i po prostu... używać?

Córka Starsza poszła o krok dalej i "uruchomiła" aplikacje. 
Za pomocą wyobraźni, nożyczek i kredek.


Naciskając przycisk pogodowy - otwiera się... prognoza pogody. 
Jak widać: słońce, deszcz, deszcz ze śniegiem, słońce... ;)



Możne też pograć w Angry Birds...



No i można zadzwonić do taty... ;)



Tak - Córka Starsza jest dzieckiem bardzo kreatywnym.
Tak - jestem z niej dumna.
Z siebie też - po kimś to ma w końcu... ;)



wtorek, 11 lutego 2014

Sztuka na deptaku

Fajnie tak po prostu pójść na spacer po małej mieścinie i obcować... ze sztuką. 
Ładną i przyjemną dla oka. 
I nie pana Miecia, prywatnie znajomego wpływowego Królika... 

Rzeźby Michała Batkiewicza. 
Córka Młodsza gratis. 
Foto (średniej jakości) by Matka ;)

















sobota, 8 lutego 2014

Zad sarny

Matka mieszka w Kaczych Dołach, zwanych też Wydupicami Wielkimi.
Psy szczekają normalnie - za pomocą pysków, nie dup.
Gołębie zawracają, ale to głównie z tej przyczyny, że sąsiad zza płota je hoduje w ilosci sztuk ponad 100. Jastrząb łypie na nie znad naszych głów i czasem sobie jakiegoś gołębia pożyczy. Wówczas sąsiad pożycza sobie Jastrzębia puszczając wiązankę nie nadającą się do zacytowania.
Kury też są za płotem - wybieg wolny do (granic posesji). Kozy są i krowy też.
Cisza jest i spokój.

Są też minusy mieszkania w rzeczonych Kaczych Dołach (vel Wydupicach Wielkich).
Dzieci do trzeba wozić. Wszędzie: od przedszkola, przez szkołę, w poszukiwaniu rozrywek wszelakich. Nie ma że sobie wyjdą i pójdą i dojdą.
Najbliższy sklep zainstalowany w garażu miejscowej pani bizneswoman oddalony jest od progu matczynego domu o jakieś 30 minut piechotą (bez dzieci). Zaś sklep zwany Lidlem był łaskaw oddalić się o około 10 km.
Zimy bywają ciężkie, bo jak sypnie śniegiem to ani wjechać, ani wyjechać - podziwiać jeno zostaje. Ten śnieg w sensie. I matematyka się w zimie przydaje: spłukanie wody w toalecie: 6 litrów + prysznic 25 litrów + pranie 70 litrów + zmywarka 10 litrów... i tak do dziesięciu kubików. Tyle szambo ma pojemności, a samochód ascenizacyjny dojedzie - owszem - na wiosnę...

I można by tak pomarudzić, że zima, że brzydka, że w mieście to mają lepiej i łatwiej i bliżej do...

Wówczas jednak Matka wygląda przez okno i widzi... ZAD. Sarny. Terapeutyczny tył! 

wtorek, 4 lutego 2014

Matka czuje fejm

Wyziera obecnie z łolów jeden wielki... SMS.

Że trzeba słać, bo Blog Roku 2013.

Obiecaliście to teraz wysyłajcie! Wysłaliście już? A mąż, a dziecko, a sąsiadka? Udostępnijcie znajomym! Udostępniliście już? No udostępnijcie, bo w rankingu miejsce trzeba zająć odpowiednie, by perfekcyjna Pani Rozenek (juror w kategorii Ja i moje życie) mogła ocenić i ostatecznie zmieść (a kto jak kto, ale ona na zmiataniu się zna) konkurencję zwycięzcy... Do konkursu zgłoszone jedynie blogi: najlepsze, jedyne, niepowtarzalne - i tak ponad 2700 razy (tyle blogów zgłoszonych do konkursiwa owego).

Matka szanuje pogoń za fejmem, choć nie czuje jej ani trochę...
Tej pogoni. Bo fejm Matka czuje.
Fejm Matkę znalazł sam i dopadł... :)

Przykłady? Proszę bardzo... Nawet dwa.

Pierwszy:
Matka Godzilli podesłała mi Prt Sc, na którym widać wyraźnie, że stroną podobną do Matki też człowiek jest... Kominek. No cóż... Zostać porównanym do najznamienitszej (tak mówią) postaci polskiej blogosfery... Czuje Matka się kopnięta przez zaszczyt.
Sorry Kominek - nie moja wina, że mnie Fejsbuczek z Tobą zestawił...


Drugi:
Dawid Woliński we własnej swej osobie ZALAJKOWAŁ tekst Matki o nim samym napisany (ten o TUTAJ). Nie żeby Woliński jakoś szczególnie musiał się wysilić szukając tego tekstu - redakcyjne koleżanki poleciały bowiem pospamować na jego tablicy. Tekst o Dawidzie jeżdżącym windą został wrzucony na fejsbukowego łola projektanta w listopadzie - lajk pojawił się w styczniu. Poślizg jest jak najbardziej uzasadniony - jeżdżenie windą bywa wyczerpujące i czasochłonne jednak...


Także ten tego:
KEEP CALM AND DON'T SMS na Matkę ;))))


środa, 29 stycznia 2014

Pingwin

Tyle się mówi i pisze, że szkoła zabija bezlitośnie kreatywność dzieci. 
Że wszystko od linijki, pod kreskę, w szablonie i wytycznych się mieszczące ma być... 
Nie wyjeżdżaj, nie kombinuj, rób jak mówię... 
Że może lepiej w domu dzieci uczyć... 
(o nie! N I E! Nie z Matką te numery! Matka nie masochistka - marsz do szkoły!)

A tu proszę...
Szkoła jak najbardziej publiczna.
Pingwin jaki jest każdy widzi.


Dzieci widzą go jednak zupełnie inaczej...
Pingwin taki jakiś... rozjechany
Niby pingwin a jakby kaczka
Pingwin wzdęty
Pingwin zbok-u się trzymajacy 
Pingwin udający bałwana
Pingwin uśmiechający się... poza dziobem (by Córka Starsza)
Pingwin za którym ktoś stoi... Prawdopodobnie diabeł ;)

Nie taki diabeł zły jak go malują. Ze szkołą też nie najgorzej

sobota, 25 stycznia 2014

Akademia Umysłu Junior, czyli Córka Starsza testuje... Zimę

Za oknem zimno - brrrr!

Córki więcej czasu spędzają na zawracaniu głowy Matce.
Matka jest więc gotowa zrobić wiele, żeby zawracały trochę mniej...

Komputer, myszka, podkładka i Akademia Umysłu Junior ZIMA (no bo przecież nie wiosna, ani lato - skoro na termometrze -15 stopni, brrrr!). JESIEŃ już była - recenzja TUTAJ.

Córka Starsza: włóż mi tylko płytę i zainstaleluj i ja już sobie poradzę...

I wiecie co? "Zainstalelowałam" i... Córka faktycznie poradziła sobie całkiem sama.
Bo program znała już z pierwszej części, a niezawodna tabliczka Tabi poprowadziła ją w świat, w którym Matka była zbędna (Hura! Kawa! Książka!).

Tutaj znajdziecie wszystkie profesjonalnie podane informacje o grach i programach edukacyjnych dla dzieci: kliknijcie TUTAJ!

W gry może grać 9 różnych dzieci - do dyspozycji jest 9 profili / zwierzątek. 
Indywidualne wyniki dziecka i pokonane etapy są zapisywane.


Główne menu, z którego dziecko wchodzi w poszczególne zadania to piękny zimowy obrazek. 
Pod elementami obrazka ukrywa się aż 22 różnych gier, dzięki którym dziecko poćwiczy swoją koncentrację i pamięć. 


Córki zasiadły do komputera razem. A jakże!


I tutaj zdradzę Wam sekret jak pogodzić dwoje dzieci przed komputerem...
Otóż każde dziecko musi mieć swoją myszkę.
Wiadomo, że jeśli podłączymy do gniazda USB obie myszki to sobie raczej żadne dziecko nie pogra... Chyba, że jedna myszka będzie... zepsuta. Wybieracie dziecko młodsze i wręczacie mu tę zepsutą, starsze dostaje działającą. Obie zadowolone. Obie grają (teoretycznie, co praktycznie zupełnie wystarcza).
Start!


Na pierwszy ogień (a właściwie śnieg) poszła gra pt. META. Zadanie polega na tym, że dziecko ma zapamiętać cyfrę lub liczbę pokazaną przez bałwana, a następnie przepuścić tylko tych narciarzy, których zsumowane numery startowe dają zapamiętaną cyfrę lub liczbę.
Córka Starsza dodawać większych cyfr jeszcze nie umie, ale przy ćwiczeniu bawiła się świetnie i oczywiście dyskutowała z komputerem ile wlezie:
"Dwójka? No co wy... Żartujecie? 
Czwóreczka? Nudyyyy! 
Ja nie jestem naiwna to jedyneczka, a ja potrzebuję siódemki"


Później grały Córki w POGODĘ. Trzeba było zapamiętać prognozy dla poszczególnych rejonów na mapie, a potem odpowiednio uzupełnić mapę pogodową. 
Córka Starsza: "mamo, to jest łatwizna, przecież ja się znam na pogodzie!"
No ba! Oczywiście... ;)


Podobała się Córkom również gra pt OWCE. Zadanie polega na zapamiętaniu ile owiec było w zagrodach i później odprowadzenie zwierząt w odpowiednie miejsce.
Tabi  skomplementowała poczynania Córki: "Mucha nie siada",
na co Córka Starsza parsknęła śmiechem: 
"Mucha? Jaka mucha? Przecież to są owce! Hahaha"


Córka Starsza: "Łał prezenty, prezenciki, jak ja uwielbiam dostawać prezenciki!".
Gra PREZENTY nie wymaga żadnej dodatkowej rekomendacji. 



Kolejna gra z serii Akademia Juniora i kolejna pozytywna ocena: bardzo ładna grafika, poziom zadań zróżnicowany plus ćwiczenia fizyczna, które nie pozwalają się "zasiedzieć". 
Do tego zupełnie gratis - opiekunka do dzieci - Tabi (czyli przewodnik po grze) miła i sympatyczna, a ponadto kompetentna... Matka porobiwszy zdjęcia oddaliła się na kanapę z kawą w jednej ręce i książką w drugiej i miała chwilę spokoju.





AddThis