wtorek, 30 kwietnia 2013

Matka poszła załatwiac sprawy... i teraz boli ją kręgosłup

Matka wczoraj:
*wsadziła obie Córki do auta celem zawiezienia Córki Starszej do przedszkola
*wysadziła obie Córki z auta pod przedszkolem
*wytachała Córkę Młodszą na II piętro (ludzie! przedszkole na II piętrze - kto to wymyślił?), porzuciła Córkę Starszą w instytucji
*zniosła Córkę Młodszą dwa piętra w dół
*wsadziła Córkę Młodszą do auta
*wysadziła Córkę Młodszą pod domem, a w domu nakarmiła posiłkiem śniadaniopodobnym (serek topiony widelcem, kawałek parówki, kawałek chleba - cudowanie bardziej niż jedzenie było)
*wsadziła Córkę Młodszą z ekwipunkiem do auta
*wysadziła Córkę Młodszą pod Urzędem Gminy
*wytachała Córkę Młodszą na I piętro w/w Urzędu celem odebrania nowego dowodu (Matki, nie Córki)
*zniosła Córkę Młodszą piętro w dół
*wsadziła Córkę Młodszą do auta
*wysadziła Córkę Młodszą pod instytucją medyczną, celem załatwienia skierowania na badania matczyne
*wyjechała i zjechała z Córką Młodszą (hura - winda!!!) w instytucji medycznej
*wsadziła Córkę Młodszą do auta
*wysadziła Córkę Młodszą z auta w centrum pięknego starego miasta
*wytachała Córkę Młodszą dwa piętra stromymi schodami w starej kamiennicy celem załatwienia prezentu dla Jaśniemęża (że też się pani tatuująca musiała w takim miejscu zamelinować!)
*zniosła Córkę Młodszą dwa piętra w/w schodami
*wsadziła Córkę Młodszą do auta
*wysadziła Córkę Młodszą pod centrum handlowym, celem zakupienia prezentów (bo przełom kwietnia i maja gwarantuje Matce drenaż kieszeni na prezenty na ur. Ojca, ur. Matki Rodzicielki, ur. i im. Jaśniemęża - tak na kupie, no!)
*przeleciała z Córką Młodszą centrum handlowe
*wsadziła Córkę Młodszą do auta
*wysadziła Córkę Młodszą pod przedszkolem Córki Starszej
*wytachała Córkę Młodszą na II piętro
*zniosła Córkę Młodszą z drugiego piętra w towarzystwie podskakującej Córki Starszej
*wsadziła obie Córki do auta
*wysadziła obie Córki z auta na placu zabaw
*wsadziła obie Córki do auta (po zażyciu rozrywki na w/w placu)
*wysadziła obie Córki z auta pod domem - gloria!!!

A dzisiaj się ruszać Matka nie może, bo tak ją kręgosłup boli...

PODSUMOWANIE - dla tych, którzy nie przebrnęli przez gwiazdki wyżej:
* 9 razy wsadzałam Córkę Młodszą do auta (w tym 3 razy w towarzystwie Córki Starszej, która - dzięki bogu - wsiada już sama, ale zapiąć trzeba)
* 9 razy wysadzałam Córkę Młodszą z auta (w tym - j/w)
* wniosłam Córkę Młodszą na 7 pięter, po czym ją z tych z 7-miu pięter zniosłam.
* zrobiła "niewiadomoile" km z Córką Młodszą w wózku, za rękę, na rękach popychając wózek jednocześnie...

Córka Młodsza waży - tak pi razy oko - 13 kg...

Dialog z Córką Starszą o kasecie

Córka Starsza zjada żelki owocowe, muzyczne jakieś, bo w kształcie różnych instrumentów. Oczywiście zanim włoży kolejnego do paszczy głośno mnie informuje co to zacz...

Córka Starsza: trąbka.
Matka: aha.
Córka Starsza: bębenek.
Matka: aha (pasjonujące to...;))
Córka Starsza: maaamoo, a cóż to jest?
Matka (spoglądając na już z lekka oślinionego żelka): kaseta magnetofonowa, jak mama była mała to muzyki się słuchało nie z płyt, tylko z kaset (nadałam zżeroniu żelków wymiar edukacyjny ;))
Córka Starsza: eeee, bajki opowiadasz...

Przepaść normalnie, pokoleniowa... ;D

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Afera

Zajechałam moją małą furą na plac zabaw (w okolice w sensie). Córka Starsza siedzi z przodu, odpina się sama, wstaje:
Córka Starsza: oj mamo, będzie afera...
Matka (jeszcze nic nie przeczuwając): eee tam, jaka afera?
Córka Starsza: no z Siaśką (w sensie Córką Młodszą)...
Matka: nie no przecież Siaśka lubi plac zabaw...

 
I w tym momencie się odwróciłam do tyłu.
Córka Młodsza była CAŁA w lodzie: od butów, przez spodnie i koszulkę, po - ożeszfak - włosy....

Na szczęście Matka zapobiegliwa jest, koszulkę w samochodzie znalazła i przebrała, resztę stroju doczyściła chusteczkami (tymi z benzyną - no ale wyjścia nie było), włosy schowała pod bandanką i poszły Córki na plac zabaw.
Mimo afery.

Wyścigi na placu zabaw

Wiosna pełną gębą to dużo matek teraz pisze o:
*placach zabaw, że zasyfione, że kiepawo urządzone, lub wręcz przeciwnie - piękne i cudne i można oddech złapać, podczas gdy dzieć szaleje w granicach rozsądku wyznaczanych przez ogrodzenie placu (jeśli jest)
*piaskownicach, że zasyfione, świeżego piasku nikt nie dowiózł, że jedni to bez żadnych zabawek, a inni to siatami znoszą, że nie ma gdzie dziecka posadzić, żeby sobie tyłka nie połamało o łopatki i grabki (lub tyłkiem nie połamało wyżej wymienionych), lub wręcz przeciwnie - piękny piach, jak na plaży normalnie...
*o chęci lub niechęci do wysiadywania na ławeczkach i robienia pitu pitu z innymi rodzicielkami
*typologii mamusiek dostępnych w parkach.

Dużo już powiedziano i napisano o mamuśkach, które spotkać można na placu zabaw i Matka się powtarzać nie chce (za Matką Wygodną choćby - pozdrawiam:))). ale jest jeden typ mamusiek, który zasługuje na posta:
mamuśki wyścigowe - główną cechą tychże mamusiek jest zadawanie notoryczne pytań zaczynających się od: "a kiedy pani córka/syn...?".
Mamuśki wyścigowe dzielą się na 3 (słownie: trzy) podtypy:
I - mamuśka wyścigowa brylująca; jej dzieć robi wszystko dwa razy szybciej niż wszystkie pozostałe obecne na placu razem wzięte i jeszcze podniesione do kwadratu - no dybeściak po prostu. Zaczął siadać jak miał 4 m-ce, zaczął raczkować w okolicach 5-tego m-ca, chodzić jak tylko skończył 9 m-cy, na roczek to już śpiewał wlazł kotek na płotek w dwóch językach i tańczył czaczę, jak miał 1,5 roku to już się generalnie przedstawiał z imienia i nazwiska, znał nazwisko rodowe matki i jeszcze pesele kuzynostwa, a jak skończył 2 lata to generalnie szkoda, że już nie lat w tv ten program pt. zostań omnibusem, bo by pewnie wygrał...
II - mamuśka wyścigowa porównująca; przeważnie cicha myszka, z lekka przestraszona, się przygląda zza ciemnych okularów innym dzieciom i porównuje wyczyny swojego do pozostałych, bo przecież jej dzieć już ma 2 lata - to powinien płynnie gadać, a zaczął dopiero bąkać pierwsze słowa i to w sposób zrozumiały tylko dla najbliższych, łazi ledwo co, nie mówiąc o wspinaniu się na drabinki i pokonywaniu przeszkód typu tunel; bo generalnie nie wie gdzie mieszka i co to Polska Rzeczpospolita, bo się dzieć tylko w stłuczki autami chce bawić, a nie edukować...
Jak się mamuśka typ II spotka na placu boju z mamuśką typ I - to deprecha murowana (u tej pierwszej) i to taka, że nawet słoik nutelli zeżarty łyżeczką nie pomoże. Za to u drugiej - jakby słońce tylko nad nią świeciło, no i ewentualnie nad jej genialnym dzieciem....
III - mamuśka, która ma to wszystko w głębokim poważaniu, czyli ja, czyli Matka.
Córka Starsza:
- zaczęła chodzić mając 17 miesięcy - "o boszeeee, jeszcze nie chodzi, a do którego miesiąca musi zacząć, może trzeba z nią iść do lekarza..." - oł rili? ja sobie poczekam spokojnie, aż zacznie w swoim tempie...
- odpieluchowała się przed 3 urodzinami dopiero - tu wór złotych rad, oraz krytycznych uwag spadł na Matkę, że wygodna, bo to łatwiej pampersa... blabla
- bardzo szybko zaczęła gadać i to zdaniami (dlatego teraz taka przemądrzała:)) - "... no tak nie chodzi, to mówi chociaż" - jezuuuu...
- jest boidupka totalna - czyli boi się zjeżdżalni, huśtawek, skakańców dmuchańców, obcych ludzi i w ogóle... - " no jak to taka duża dziewczynka..."
Córka Młodsza:
jest na początku owego wyścigu, ale to typ kamikadze raczej, czyli przeciwieństwo Córki Starszej... Włazi tam, gdzie jej nie wolno, ryje w piachu po pachy, zjeżdża ze zjeżdżalni głową w dół... - "no ale jak tak można, przecież w buziulce pełno piasku będzie..."


niedziela, 28 kwietnia 2013

O odchudzaniu?


Przegląda dzisiaj Matka internetA i atakują Matkę zewsząd dietami, że 90 dni do bikini
(ee to już chyba mniej?), że jakiś babiszon schudł 14 kg w 2 tygodnie i ja tak mogę, tylko trzeba się trzymać jednej dziwnej zasady... Wdech i dalej... Że pani Bosacka się odchudzała przez rok i zaszła w ciążę (skutek uboczny diety, czy jak?), że pani Guzik to się tak odchudza, że już chyba znikać zaczyna, a pani Wellman też jednak by chciała w 38 rozmiar wejść... Wdech i dalej... A pani Korin-Piotrowska to podobno w tapmadel już się nie udziela, bo nie właziła w rozmiarówkę z Zary, a pani Zielińska jest tak zajebista, że szkoda słów, nie mówiąc już o pani Kamińskiej vel Brzyduli, a Liszowska co to zawsze na niej psy wieszają, to w ciąży kwitnąca, a Kimkardaszian przytyła już w ciąży 30 kilo i się boi, że nie wróci do formy...

Wdech - wydech - giwmiebrejk!

Się mi z tego tytułu przypomniał dialog z Córką Starszą (z prywatnych archiwów Matki, Córka Starsza miała około 3 lat i była jeszcze Córką Jedyną):
Spacer. W wózku mojej Córki dwie lalki + plastikowy owoc wyglądający mi na gruszkę.
W trakcie spaceru ów plastik wypadł na ziemię.
Matka: podnieś gruszkę, bo lale będą głodne
Córka: to nie jest gruszka tylko bakłalażan
Matka: to podnieś bakłażana.
Córka (podnosząc): bakłalażan jest tuczący mamo.
Matka (w lekkim szoku, że dziecko zna słowo tuczący...?): ale dlaczego jest tuczący?
Córka: no bo się tuk tuk (w sensie: tłukł) i spadł...

I jeszcze jeden dialog z Córką Starszą (z prywatnych archiwów Matki):
Poszła Córka do łazienki, podejrzanie długo i cicho, więc pytam:
Matka: co Ty tam jeszcze robisz córunia?
Córka: aaa... muszę się zważyć bo nie wiem jak się nazywam...

sobota, 27 kwietnia 2013

Barbi odpoczywa - nie wchodzić

Córka Starsza siedzi przy stole, przegląda swoje papierzyska, rysuje, "czyta", no i nieustannie gada...

Córka Starsza: mamo, dasz mi nożyczki?
Matka: a po co Ci? (noż kurde - po co może dziecko chcieć nożyczki, może żeby coś hmm... wyciąć? - macierzyństwo czasem ogłupia...)
Córka Starsza: potrzebuje coś wyciąć (no patrz, jajko mądrzejsze od kury)

Matka pozoruje sprzątanie, a konkretnie uprawia dyscyplinę "poprawiania wyglądu zewnętrznego", czyli: łał, ale odsprzątane - no odsprzątane, tylko do szafek i zapasowego pokoju nie wolno zaglądać (zgodnie z tą zasadą, że tajemnica dobrze wysprzątanego dwupokojowego mieszkania polega na tym, iż jest ono trzypokojowe)...

Córka Starsza: mamo, dasz taśmę klejącą?
Matka: a po co Ci taśma? (czasem sama nad sobą ręce załamuję...)
Córka Starsza: potrzebuję coś przykleić (no i znowu oczywista oczywistość jak to pewien polityk był łaskaw ująć)

Kilka chwil później, wyraźnie ucieszona Córka Starsza pyta, czy może iść do swojego pokoju. Ależ bez krempacji Córko - idź!

Kolejnych kilka chwil mija i Matka - zamiast delektować się ciszą - zaczyna się niepokoić, czemu tak cicho?
Idzie więc na górę do pokoju Córki Starszej, ale odbija się od drzwi:


A za drzwiami zadowolona Córka Starsza - odpoczywa i mówi, żeby jej nie przeszkadzać, bo kiedyś jej to przeczytałam i ona zapamiętała co to i sobie zrobiła...







czwartek, 25 kwietnia 2013

Córka Starsza wychowywana ekologicznie i ekonomicznie jest

Żadna tam z Matki eko-mama a'la Reni Jusis, która to - prawdopodobnie - pierze w orzechach pieluchy wielorazowe (wróć do śpiewania Reni!).
Stara się jednak Matka wychowywać Córkę Starszą tak, aby świadoma była, że jej zachowanie ma wpływ na świat i zasobność portfela Jaśniemęża ;)

Córka Starsza wie, że śmieci się w lesie nie porzuca, że papierek po lizaku to do kieszeni, a nie - jak nikt nie widzi - w trawę.
 Córka Starsza otwarcie krytykuje potencjalnych zbrodniarzy: "jak tak można mamo puszkę wyrzucić, przecież to trzeba do kosza, no jak tak można - szokiniedowierzanie mamo".
Córka Starsza jest też aktywną zbieraczką śmieci wszelakich (niesie pomoc planecie) - podnosi i ogląda, a jak już ma w łapach to wie, że nie może rzucić z powrotem, więc szuka kosza i wyrzuca, albo mi to dziadostwo do domu ze spacerów przynosi i zapycha przydomowy kubeł na śmieci...
Córka Starsza segreguje również śmieci - tzn skacze po plastikowych butelkach celem nie wyrzucania powietrza - jeno samych butelek pet, makulaturę odkłada (choć z tym to mocno pod górę, bo 90% makulatury to jej wytwory plastyczne, które najpierw trafiają do pojemnika na makulaturę, potem migrują z powrotem do pudeł Córki lub na stół, potem znowu makulatura - taki kurde domowy recycling) itd, itp...

Córka Starsza jest również uświadamiana ekonomicznie - czyli, że wszystko kosztuje: prąd, gaz, woda... Dumna z niej Matka jest, bo mądra Córka zawsze wyłącza za sobą światło, zakręca wodę myjąc zęby... Kiedyś to Matkę do łez wzruszyła, bo sobie gębulę usmarowała jakimś mazidłem i ciężko jej to schodziło (a skoro sama się usmarowała - niech sobie radzi i zmywa;)) - Matka zagląda do łazienki, a Córka Starsza dzierży w dłoni kubek (przeznaczony do płukania zębów), w kubku woda i ona sobie gębulę tą wodą z kubeczka myje, "żeby wody bez sensu nie lać mamo"...

Córka Starsza jest też wyszczekana, a w związku z tym czasem nas (Matkę i Jaśniemęża) opieprzy:
Córka Starsza: mamo, tato - kto był ostatni w łazience?
Matka: chyba tata, a co się stało?
Córka Starsza: bo wody ktoś nie dokręcił i kapie i kapie... Ludzie, trzeba uważać - to jest kasa, kasa, kasa!!! No!

Poczuliśmy się zrugani :)

A jeszcze, na koniec, z prywatnych archiwów Matki, dialog z Córką Starszą:
Wyłączyli prąd (na wsi się zdarza dosyć często, na szczęście - najczęściej są to wyłączenia chwilowe). Pech chciał, że Córka Starsza oglądała właśnie bajkę.
Popatrzyła na mnie dużymi oczami pełnymi wyrzutu i skomentowała:
- myślałam, że zapłaciłaś rachunek...


Dialog z Córką Starszą, teoretycznie o konikach

Córka Starsza ogląda tzw bajki na dobranoc. Średnio ją interesują, więc się kręci, coś gada (nieustannie). W końcu przebija się przez mur zmęczenia Matki i Jaśniemęża pytanie:
Córka Starsza: a gdzie jest moja walizeczka z konikami?
Matka: nie wiem, a gdzie ją położyłaś po powrocie z przedszkola?
Córka Starsza: no nie wiem właśnie...
Chwilę trwa przeczesywanie (wzrokiem) powierzchni użytkowej, po czym Matka zauważa ową walizeczkę na stoliku koło kanapy.
Matka: a co leży na stoliku (zagadek mi się zachciało na wieczór)
Córka Starsza: nogi taty...

Parsknęliśmy śmiechem. No ale faktycznie leżały, a walizeczka tuż obok ;)

środa, 24 kwietnia 2013

Refleksje Córki Młodszej

Matka zajęta robieniem obiadu, Córka Młodsza kręci się w pobliżu.
 Matka napomina: nie ściągaj butów (bo widzę, że majstruje przy rzepach).
Córka Młodsza przenosi się dalej od Matki, więc Matka napomina ponownie: i tak cię widzę łobuzie - nie ściągaj butów.
Potem Matka się tłucze garami, chochlami, talerzami (pozorując gotowanie) i na kilka chwil traci Córkę Młodszą z widoku.
Gdy się Matka odwraca i wychyla z kuchni widzi Córkę Młodszą:
bez butów,
bez skarpetek,
stojącą na trawie
i kiwającą sobie palcem, że nieładnie zrobiła.

Refleksyjna ta moja Córka Młodsza.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Czekolada i foch Córki Młodszej

Córka Młodsza uwielbia czekoladę - każdą i pod każdą postacią.
Nieważne czy to nutella, czy jajko kinder, inny kinder w formie batonika, zwykła czekolada w tabliczce...

Łotewer - widok jakiejkolwiek czekolady włącza w Córce Młodszej kolejne tryby:
- tryb czujność: czy mi ją dadzą? - włącza się natychmiast po namierzeniu czekolady w pomieszczeniu - charakteryzuje się chwilowym zanikiem funkcji mrugania (coby nie spuścić czekolady z oczu nawet na sekundę) i uporczywym wpatrywaniem się w czekoladę
- tryb kiełkującej nadziei: chyba dadzą! - włącza się, gdy ktoś bierze namierzoną czekoladę do ręki - charakteryzuje się największym na świecie uśmiechem na gębuli, pociąganiem za nogawkę osobnika stojącego najbliżej czekolady i powtarzania jak mantry: mama, mama, mama (opcjonalnie: tata, tata, tata)
- tryb pewności: dadzą, dadzą na pewno! - włącza się po rozpoczęciu procesu rozpakowywania - charakteryzuje się przytupywaniem, podskakiwaniem, ewentualnie obrotami, wszystkiemu towarzyszą: śmiech, względnie popiskiwania, i oczywiście radość odmalowana na całej twarzy, połączone z poklepywaniem osobnika stojącego najbliżej czekolady celem przyspieszenia procesu rozpakowywania.
- tryb niepewności: jeszcze nie dali, może nie dadzą? - włącza się jeśli rozpakowywanie trwa zbyt długo - charakteryzuje się najczęściej lamentem, zawodzenie, ewentualnie płaczem
tryb radości permanentnej: dali!!! - włącza się w chwili zaciśnięcia małej łapki na czekoladowej zdobyczy - charakteryzuje się westchnięciem dziękczynnym: aaaaa oraz ubabranym po pachy dzieckiem i wszystkim w promieniu 2m.

Dzisiaj po śniadaniu radar Córki Młodszej namierzył pudełko z czekoladowymi zającami, kurkami i jajkami (pozostałość po Wielkanocy).
Wszystkie tryby się po kolei włączały, po czym Córka Młodsza została usadzona na taboreciku z czekoladową kurką w łapie.
Matka spokojnie oddaliła się od Córki Młodszej celem zrobienia sobie kawy (bo konsumpcja w pełni pochłonie Córkę Młodszą na kolejnych kilka minut).

Jakież było zdziwienie Matki, gdy po kilku minutach zobaczyła Córkę Młodszą ze smętną miną i z ledwie nadgryzioną kurką...
Pierwsza myśl Matki: ożeszfakjapierdzielę, pewnie chora, zaraziła się jednak od Córki Starszej!
Podchodzi Matka do Córki Młodszej, całuje w czoło - gorączki brak. Nie, jednak nie chora.
No to co jest? Czemu nie robisz mniam mniam? - pyta Matka, na co Córka Młodsza rzuca kurką i strzela fochem (czyli patrzy na Matkę spode łba, z wyraźną dezaprobatą i złością).
Matka - desperacko chcąc poznać przyczynę dziwnego zachowania Córki Młodszej - próbuje kurkę.

Tfuuuuuuuuuuu - czekoladopodobna!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Babeczki Motylki last minute

Córka Starsza za mną przez trzy dni łaziła: "zrób mamo babeczki, zrób no, bo tylko takie dziwne rzeczy pieczesz, a babeczek to już nie...".
No dobra... Spodobały jej się babeczki motylki.
Zrobiłyśmy wspólnymi siłami ciasto, do foremek i śru do piekarnika. Babeczki się robią w piekarniku, a ja łeb w lodówkę wsadzam szukając śmietany kremówki i już już mam ją w ręce, gdy wzrok mój przyciąga serek mascarpone. Ożeszfakjapierdzielę - data do dzisiaj (właściwie do wczoraj, bo to wczoraj było ;D).
Matka nie lubi jedzenia wyrzucać, więc wzięła Matka ser mascarpone, zmieszała z dwoma łyżkami nutelli i nasze motylki przełożyła takim właśnie kremem.

Tadammm:

Oczywiście Córka Starsza skrzydełka zeżarła, krem kazała sobie zeskrobać łyżeczką, po czym skonsumowała resztę, stwierdzając: "bo ja to takie bezniczego lubię najbardziej".

Dialog Córki Starszej z ojcem o osłonkach

Dialog Córki Starszej z ojcem (vel Jaśniemężem):
Córka: tato, a ja bym w tym roku chciała osłonkę (przeciwsłoneczną, na szybę do auta) z "łinks" albo "monsterhaj"
Jaśniemąż: a skąd ja ci wezmę taką osłonkę?
Córka: a to już jest twoja sprawa...

Nie dość, że jakimiś "monsterhajami" nas ostatnio maltretuje, to jeszcze wyszczekana... 

A jeszcze nie ma 5 lat!

niedziela, 21 kwietnia 2013

Córka Starsza i pieniądze

Siedzi sobie Matka z Córkami na trawie.
Matka przytula Córkę Starszą i pyta (retorycznie): czemu Ty mi tak szybko rośniesz?
Córka Starsza wyrywa się z matczynych objęć i leci do Jaśniemęża: tato, bo mama się pyta, czemu ja szybko rosnę?.
Jaśniemąż odpowiada dziecku bez chwili zawahania: szybko rośniesz, żebyś mogła pójść do pracy i pomóc rodzicom kredyt spłacać... ;D
Córka - zdegustowana - wraca do Matki, przesypuje piasek w piaskownicy jakoś tak w zamyśleniu, po czym konspiracyjnym szeptem oświadcza Matce: ale ja i tak wam nie dam pieniędzy, bo to będą moje moje!

Ożeszfakjapierdzielę - i cały misterny plan "wpizdu"... Kredyt wzięty na chałupę, coby się dziecie w smogu nie musiały wychowywać. Miały kurde się świeżego powietrza nawdychać, się dzięki temu dobrze uczyć, się wykształcić i zarabiać, a następnie - z niewysłowionej wdzięczności - odciążyć kochanych rodziców z tym kredytem.
Ale Córkę Starszą to ja już od zeszłorocznych wakacji o sknerstwo podejrzewam... Dostała od Dziadka stówkę na wyłączność. W skupieniu zapakowała pieniądze do swej różowej portmonetki i pilnowała ich jak oka w głowie. Przed wyjazdem 10 razy się upewniała, czy portmonetka jest, i czy stówka w środku jest.
Nad morzem złaziłam z nią te wszystkie straganiska z milionem dupereli w lewo i w prawo, dwa razy dziennie codziennie. Córka z rozwagą wydawała każdą złotówkę. Do najcenniejszych zdobyczy Córki należały: gipsowa syrena z ogonem obsypanym brokatem (8zł), elastyczna kolorowa gąsienica (10zł) oraz zestaw tatuaży na cały rok (5zł).
Ale jak szliśmy popołudniu na tradycyjnego: gofra/loda/ciastko - to Córka portmonetki nie zabierała, bo: gofrów to ja ze swoich pieniążków kupować nie będę, tzn, chcę gofra, ale nie za moje, tylko za wasze.

Cała nadzieja w Córce Drugiej.

Dialog z Córką o śniegu

Dialog z Córką Starszą:
Córka: mamo, jak ja się cieszę, że ta wiosna już przyszła...
Matka: ja też się cieszę
Córka: a wiesz dlaczego się tak cieszę?
Matka: no dlaczego?
Córka: bo śnieg to już wyszedł z mody...
 

sobota, 20 kwietnia 2013

Wykłady o życiu (zza płota)

Wczoraj Matka z Córkami była słuchaczem wykładów na temat życia.
Za płotem trzech kulturalnych i elokwentnych Panów kładzie kostkę brukową. Grupa składa się z: Pana nr 1, Pana nr 2 oraz Antka (niekwestionowany lider, czczony przez pozostałą dwójkę w sposób wręcz bałwochwalczy).
Matka miała więc możliwość wysłuchania (darmowego! - jakie to cenne, w tych paskudnych czasach, kiedy wszystko przelicza się na pieniądze) kilku wykładów o życiu.

Lekcja 1, Temat: aktualna sytuacja polityczna.
Pan 1: "Macierewicz srewicz, ale racje ma, oni ich tam wszystkich, ku...wa, wymordowali"

Lekcja 2, Temat: aktualne problemy społeczne.
Pan 1: "in vitro sritro, kogo to  ku...wa interesuje"
Pan 2: "nie no, kogoś interesuje, ale i tak ku...wa, to wina Tuska"

Lekcja 3, Temat: kształtowanie świadomości politycznej i postaw obywatelkich
Antek: "bo ty ku...wa na wybory nie chodzisz, a potem pie...dolisz, że ku...wa wszystko źle, że ku...wa kradną, to jest ku...wa twoja wina też. Se chłopie wyobraź coby było jakbyśmy wszyscy ku...wa do wyborów poszli. O ku...wa!"

Lekcja 4, Temat: motoryzacja
Pan 2: "ja tam ch...ja się znam na samochodach, ale jedno wiem - ford gówno wort"

Lekcja 5,  Temat: sport
Pan 1: "ale ch...jowo w tą piłkę ostatnio grajo, ale dzisiaj to ku...wa Górnik i Korona wygrajo"

Lekcja 6, Temat: rola wykształcenia w życiu człowieka
Pan 1: "Antek, ty to byś mógł innych ku...wa uczyć, wszystkich uczyć, ty to byś mógł domy budować, ku...wa Antek nawet bloki byś mógł budować, gdybyś tylko jaką szkołę skończył"

 Matkę boli głowa od nadmiaru wiedzy.



czwartek, 18 kwietnia 2013

Matka u fryzjera

Matka była dzisiaj u fryzjera (po 4 m-cach udawania, że wcale nie ma odrostów, a włosy wcale nie są - nienaturalnie jak na Matkę - długie).
Standardowo: farba, odżywka, cięcie. No i przy tym cięciu Matka się popłakała ze śmiechu.
Fryzjerka (ta sama od lat 14) tnie Matkę zasadniczo bez konsultacji, bo wie o co chodzi, więc o czym tu gadać. Dzisiaj jednak postanowiła Fryzjerka Matkę zapytać: "może Ci tu jednego pejsa tak krótko obetnę - będzie coś ciekawego jak włosy za ucho założysz".
No i Matka parsknęła śmiechem: bo kto niby miał tego ciekawie przyciętego pejsa zauważyć?
Córki - zauważą co najwyżej, że włosy Matki jaśniejsze...
Sąsiadka zza płota (ta dobra) - że odrostów brak;
Jaśniemąż - zauważy tylko, że Matki w domu nie ma, bo mu obie Córki na głowę włażą - gdzieś była?

A dobra - tnij Fryzjerko!
Będę odgarniać włosy jak listonosz pocztę przyniesie :D
No!
 

Matka z Córkami ciasteczka kruche zrobiła

Matka nie posiada (jeszcze!) różnego rodzaju foremek do ciasteczek. A już z całą pewnością nie posiada Matka tych fajnych foremek, których Pani Dorota użyła w przepisie na ciasteczka kruche optymistyczne.
Posiada Matka za to dwie Córki, które z kolei są w posiadaniu ogromnego pudła pełnego różnorodnych sprzętów do ciastoliny.
I zagrzebała Matka z Córkami w owym pudle i znalazła Matka foremki: jeżyka, motylka i pieska.
Jako że Matka swoje Córki kocha, to nie chciała testować na nich działania ciastoliny poddanej obróbce termicznej - Matka porządnie owe foremki umyła.
A potem to już Matka - trzymając się przepisu - ciasteczka poczyniła (bez nadzienie, bo Córki wybredne).
Ale tak smacznych ciastek kruchych to Matka nigdy w gębie nie miała - Córki chyba też, bo ciastka zniknęły.


środa, 17 kwietnia 2013

O mleku dialog z Córką Starszą

Dialog z Córką Starszą:
Córka: mamo, mleka bym się napiła...
Matka: skończyło się, tata wieczorem przywiezie.
Córka (pod nosem, nie do Matki): tak, zapas mleczka do kawy to jest, ale mojego mleka nie ma...

Córko Droga, Ty nie wiesz co by się w domu działo, gdyby Matka nie mogła się napić kawy z mlekiem... Wtedy brak Twojego mleka byłby najmniejszym problemem... No wióry by latały i już.

Matka powinna w życiu trzymać się zasad

Zasada stara jak Ewka z Adamem - nigdy nie chwal i nie ciesz się otwarcie (pierwsi rodzice się pewnie chwalili, a jak się skończyło, to wiadomo - kiepsko, bracia się poszturchali, przy czym Kain Abla ostatecznie) , że:
1. Dziecko jest zdrowe
2. Dziecko przespało całą noc
3. Mysz opuściła lokum.

Matka w sposób bolesny wielokrotnie przekonała się o świętości tej zasady - ona jest jak samospełniająca się przepowiednia... Matka już ma w matkowaniu prawie 5-letnie doświadczenie, i z całych sił się powstrzymuje od chwalenia Córek. Znalazła nawet sposób na "nie-chwalenie", otóż czasem Matka mataczy, względnie unika odpowiedzi na pytanie / zmienia temat, a w ostateczności - kłamie.
Czyli na przykład, na pytanie innych ludzi, czy Córki zdrowe, Matka odpowiada: "a daj spokój , cały czas katar, jednej się kończy, drugiej zaczyna, do tego pokasłują, ooo widzę że piekłaś coś nowego, co to".
W tym komunikacie Matka zawarła matactwa vel niedopowiedzenia (pokasłują, ale jak się zakrztuszą), kłamstwa (że cały czas katar), oraz zmianę tematu (to o pieczeniu).

Czasem jednak Matce się coś wymsknie i wtedy jest armagedon. Wczoraj na przykład Matka się ucieszyła (i o zgrozo - wyraziła tą radość publicznie do sąsiadki zza płota), że Córki po zażyciu dużej dawki świeżego poniedziałkowego powietrza padły jak kawki między 21 (Młodsza) a 22 (Starsza) i przespały calusieńką noc bez szemrania.
No i co?
Po zażyciu jeszcze większej dawki świeżego powietrza, z tą tylko różnicą, że było to powietrze wtorkowe - Córki postanowiły Matce przypomnieć, że zasad się nie łamie.
Córka Młodsza pohukiwała, skuczała, wołała aaaa, by w ostateczności przywołać Matkę do swego łoża  w okolicach godziny 2AM. I na tym nie skończyła - do rana Matkę szturchała, kopała, kładła się na Matce i generalnie chciało jej się pić.
Córka Starsza natomiast regularnie co dwie godziny waliła głową w drewnianą ramę swojego łóżka, po czym Matka szła i zbierała różne części Córki z podłogi (raz głowę, raz nogi, raz tyłek) i umieszczała je z powrotem z łóżku. Najlepiej obrazowałby to Sid z Epoki Lodowcowej (śpiący na kamieniu przy ognisku), ale takowego zdjęcia nie znalazłam. Znalazłam za to taki obrazek (z tym, że Córka Starsza jest dużo młodsza, dużo bardziej urodziwa i nie pod wpływem napoju wyskokowego).

A kiedyś jak Matka niechybnie dokonała publicznej pochwały snu Córek, to Matka skończyła przed 6AM przy desce do prasownia (materiał pochodzi z prywatnych archiwów Matki):
Córka Młodsza jęknęła chwilę po 5 rano. Matka się zerwała, poszła do pokoju owej ptaszyny, utuliła, pobujała, Córka zasnęła. Wracam do sypialni, a tu moja miejscówka zajęta przez Córkę Starszą (jak wychodziłam spała u siebie). Zgarnęłam więc swoją kołdrę i poszłam do pokoju Młodszej z zamiarem dokimania. Córka Młodsza jednak w tzw międzyczasie ułożyła się w poprzek łóżka - nie tykam, bo się obudzi. Kołdra pod pachę i idę do pokoju Starszej (wszak ta śpi w moim). Jakoś się jednak nie mogłam ułożyć w towarzystwie pluszaków i świecących w ciemności naklejek...
Z braku laku (za wcześnie na czytanie) przed 6 rano włączyłam ŻELAZKO i wzięłam się za prasowanie...
Perfekcyjna pani domu - sic!


A dwa dni temu Matka przekonała się na własnej skórze, że zasada nie chwalenie / nie cieszenia się dotyczy również gryzoni.
Otóż Matka mieszka w otoczeniu szczerych pól, w związku z tym, zdarza się, że gości w domu mysz.
Dwa dni temu Matka w rozmowie z Jaśniemężem wyraziła z nieskrywaną radością nadzieję, że mysz już się wyprowadziła, bo od dłuższego czasu cisza. Chwilę potem Matka mysz usłyszała.

Trzeba w życiu mieć zasady i się ich trzymać...


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Styl Córki Starszej

Córka Starsza jest stylowa bardzo. Garderobę dobiera rozważnie i nigdy nie jest to proces krótki. Styl Córki rodzi się w bólach (ból odczuwa Matka zaciskająca zęby celem pohamowania się od narzekania).
Podstawowe zasady stylu Córki Starszej:
- najlepszy i pasujący na wszystkie okazje jest róż
- im więcej różowych rzeczy tym lepiej
- jeżeli nie ma różowych rzeczy (bo na przykład się piorą lub suszą) - to jest to wystarczający powód, by zrobić Matce piekło z życia o poranku (jeszcze przed kawą!)
- jeżeli nie ma różowych rzeczy, a piekło pochłonęło już Matkę - Córka decyduje się na fiolet
- w ostateczności może być też żółć (bo pasuje Córce do włosów) i "niebiesk" (czyli niebieski, bo taką sukienkę ma Kopciuszek)
- kolory: czarny, brązowy i granatowy nie występują w słowniku (i szafie) Córki
- bluzka z wizerunkiem Śnieżki nie będzie noszona przez Córkę, bo Śnieżka ma czarne włosy (patrz wyżej)
- Córka nie uznaje spodni, jeżeli Matka wciśnie Córkę w spodnie to tylko po domu (na zewnątrz w spodniach nie wyjdzie) i tylko pod warunkiem, że na spodnie zostanie ubrana spódniczka.

Szafa Córki pęka generalnie w szwach. Gdyby Matka miała wskazać jakiej marki jest przeważająca część odzieży Córki, to stwierdziłaby zdecydowanie, że są to rzeczy "PoAni" (tu pragnę gorąco podziękować Matce Ani, po które Córka rzeczy dostała - dziękuję).

Rzeczy marki "PoAni" jest naprawdę dużo - te większe są więc spakowane w pudłach i czekają na swoją kolej w pokoju zwanym garderobą.
Przed sezonem letnim / zimowym - Matka zabiera Córkę do garderoby, wybebeszają te pudła i Córka przymierza co już dobre, a co jeszcze nie...
Takie właśnie przymierzanie odbyło się niedawno. Matka z pudła wygrzebała buty "PoAni" wyprodukowane przez mniej znaną markę: Zara ;)
Matka zachwycona: buty niemal nówki sztuki nie śmigane, zamszowe, do kostki, rozm. 29 - idealne na wiosnę!

Córka Starsza spogląda na buty i stwierdza stanowczo: "blee, nie będę w nich chodzić, bo są brązowe i wyglądają jak dla chłopaka". Matka próbowała negocjować, ale wiadomo jak to jest negocjować z prawie 5latką na temat jej stroju - no mniej więcej tak jak z terrorystą.



Matka może nie zna się na negocjacjach z terrorystami, ale jednego nie można Matce zarzucić - że się Matka łatwo poddaje. Co to to nie.
Zagrzebała Matka w pudłach rozmaitych, wynalazła farby do tkanin (na szczęście był fiolet i to jeszcze z brokatem), wynalazła Matka fioletowe sznurówki i poszalała Matka nad butem.

Oto efekt - Córka Starsza zaakceptowała, choć do końca próbowała przeforsować, żeby jęzor buta też był fioletowy:))

Ciekawe jak w stylowych butach marki "PoSiostrze&PoAni" odnajdzie się za lat kilka Córka Młodsza.
Co tam... najwyżej się przemaluje (efekt spękań od nadmiaru farby gwarantowany).

Czemu się gapisz Matko? - dialog z Córką Starszą

Dialog z Córką Starszą:
Córka: mamo, czemu jesteś smutna?
Matka: nie jestem smutna tylko niewyspana.
Córko: to czemu zamiast spać w nocy to leżysz i się na mnie gapisz?
(Matka w myślach: boś miała, do cholery, prawie 40 stopni gorączki!!!)
Matka: bo cię kocham Córko...

niedziela, 14 kwietnia 2013

Matka forsę wygrała

Matka nigdy nic nie wygrała. Najbardziej prawdopodobna przyczyna jest taka, że Matka nigdy w nic nie grała...
A nie - sorry - grała ze trzy razy:
pierwszy raz, bardzo dawno temu (jakoś tak zaraz po tym, jak wyginęły dinozaury, a Matka była jeszcze dzieckiem, nie matką) - kupiła los u dziwnego Pana z papugą, na dziwnym straganiku, w centrum dużego miasta (nie, nie stolicy - tego drugiego). Los trzeba było oberwać z dwóch stron, rozwinąć i zobaczyć co w środku. W środku  tego losu nie było nic, los był pusty - czyli, tak jak mówiłam, Matka (wówczas dziecko) nie wygrała nic (podwójne zaprzeczenie w tym wypadku uzasadnione, bo: "wygrała nic" brzmiałoby naiwnie).
Drugi i trzeci raz, nie tak dawno, na fali narodowego ruszenia pospolitego - Matka, jak miliony innych Polaków, ruszyła do kolektury Lotto, coby obstawić numerki celem wygrania kilkudziesięciu dużych baniek. Matce się obstawiać nie chciało - więc kupiła "chybił trafił" i oczywiście chybiła, a duże bańki trafił ktoś zupełnie inny.

A teraz, nadszedł niespodziewanie dla Matki TEN dzień - dzień, w którym Matka wygrała forsę. Z pozoru (i nie tylko) niczym się ów dzień nie różnił się od innych dni.
Matka rano wstała, ogarnęła się powierzchownie, ogarnęła powierzchownie Córkę Młodszą, ogarnęła porządnie Córkę Starszą (coby powierzchowność Matki nie wyszła na jaw w przedszkolu), odwiozła Córkę Starszą do przedszkola, wróciła, nakarmiła Córkę Młodszą, zrobiła sobie kawe i... poszła robić pranie.
Zapakowała Matka brudy Córek do pralki, otworzyła komorę dozującą, wlała płyn zmiękczający (Matka na dzieciach nie oszczędza - niech mają miękko i wygodnie, a co), wsypała proszek do przegródki na pranie wstępne, wsypała calgon (bo w końcu "dłuższe życie każdej pralki to cal-gon") i na koniec, od serca, sypnęła Matka proszek do przegródki pranie właściwe.
I już już miała Matka komorę dozującą zamknąć, gdy kąt matczynego oka zarejestrował jakąś niebieskość w ostatnio zasypanej przegródce... Zagrzebała więc Matka palcem w przegródce i wyłowiła niebieski foliowy woreczek wielkości ok 2x3cm. A w środku woreczka - piękna, okrąglutka, nówka sztuka nie śmigana - dwuzłotówka.

Tak oto Matka forsę wygrała (po fakcie Matka doczytała na opakowaniu substancji piorącej, że jest opcja iż Matka może wygrać nawet i 500zł).
Dobrze że jej ta wygrana nie przeszła koło nosa (a konkretnie nie poszła do wnętrza pralki), bo by mogło to Matkę słono kosztować...

Dwuzłotówka w oryginalnym niebieskim foliowym woreczku wisi na lodówce i przykazane jest, żeby jej nikt nie tykał.

O:

sobota, 13 kwietnia 2013

Matka i wędlina

Matka jest posiadaczką m.in. Córki Starszej, która wśród wielu zalet posiada i taką, że jest totalnym niejadkiem... Tańsza w utrzymania niż Córka Młodsza, która pochłania wszystko co jest jadalne, a gdy jadalne się skończy dokonuje prób konsumpcji: papieru, plasteliny, kredek...
Matka chcąc dziecku nieba przychylić (a jakże, w końcu kocha dziecko i chce żeby zdrowe było) - wynalazła ponad rok temu na hipermarketowych półkach wędlinę dla dzieci, co to ponoć jest "sposobem na niejadka". Sprawdziła skład - zawartość mięsa ponad 80%, co jest niezłym wynikiem w dobie parówek ze śladowymi ilościami mięsa... Zakupiła - jakieś 4 zł z małym ogonkiem za małą paczkę.
Gloria! Córka Starsza je wędlinę. Tą i tylko tą! Ale je - to najważniejsze. Córka Młodsza musi to samo mniam mniam co Córka Starsza - więc jedzą sobie razem.


Generalnie zakupy domowe robi Jaśniemąż, ale raz na ruski rok Matka zwleka się na zakupy większe spożywcze.
Idzie Matka po wędlinę dla Córki Starszej. Cenę Matka zauważa: 6,79zł! No i zaczyna sprawdzać: paczka zawiera 80g wędliny. Szybka proporcja i wychodzi, że Córka Starsza zżera wędlinę w cenie 85zł za kilogram!
Ożeszfakjapierdzielę - w życiu czegoś tak drogiego nie jadłam...

 Od tej chwili wędlina jest wydawana z zegarmistrzowską precyzją (w sensie tyle ile zjesz Córko Starsza, a nie że misiowi oko i uszy i śru następny plasterek - o nie!), poza wzrokiem Córki Młodszej.

I po cholerę Matka na te zakupy się zwlekła? Życie w nieświadomości było... błogie.

piątek, 12 kwietnia 2013

Zawód Matki

Córka Starsza rysunek z przedszkola przytachała wczoraj.
Analizuję.
Tata - korporacja na maksa, piękna w oczach dziecka, bo wszystko można tam kupić.
Mama - coś różowo żółte.
Przez kilka chwil Matka ma cichą nadzieję, że Dziecko pamięta, iż mama była managerem w Spółce z o.o., która handlowała akcesoriami babskimi, a na dziecięcym rysunku widnieje przecudnej urody szal / apaszka...

Dziecko rozwiewa moje nadzieje krótki stwierdzeniem:
"to miotła mamo".

czwartek, 11 kwietnia 2013

Matka podstępna...

Starsza Córka Matki jest niejadkiem w każdym niemal (nie dotyczy czipsów i czekolady i żelków i frytek) calu. Matka staje zatem na głowie, coby dzieć coś jadł. Dziecko czasem wszama jakąś drożdżówę, najchętniej z serem - Matka, chcąc dziecku nieba przychylić, włazi na Moje Wypieki, znajduje przepis na drożdżówki z serem, robi...
Starsza Córka kręci nosem i stwierdza, że nie są takie jak te ze sklepu i ona ich jeść nie będzie...

Ożeszfakjapierdzielę! To ja się mąką ufajtałam.... Spokój, spokój - jestem oazą cholernego spokoju!

Sytuacja opisana wyżej powtarza się jeszcze w kontekście małych słodkich bułeczek, drożdżowek z czekoladą i sernika.

Matka szykuje więc podstęp: gdy Starsza jest w przedszkolu, Matka się spina i robi piękne małe drożdżóweczki ślimaczki z dżemem truskawkowym (miały być z budyniem, ale ciężko budyń bez mleka zrobić, a mleka w lodówce brak - się okazało). Drożdżóweczki pakuje do woreczka, woreczek do siatki  i tak zaopatrzona jedzie po Starszą do przedszkola.

I teraz uwaga, dialog:
Starsza Córka: a masz dla mnie jakiegoś słodyczka?
Matka: mam drożdżoweczki z dżemikiem truskawkowym (słodko, aż kipi, nie?)
Starsza Córka: no dobra...
Tu następuje konsumpcja jednej, potem drugiej...
Matka: i jak smakują?
Starsza Córka: dobre, lepsze są te ze sklepu, niż domowe, domowe bleee.

Podstęp się udał - miszyn komplit.

AddThis