poniedziałek, 30 grudnia 2013

KONIEC (dwa tysiące trzynastego)

Rok 2013 był taki jakiś...
Zimno było zdecydowanie za długo, a ciepło zdecydowanie za krótko.
Córki mi urosły i skończyły odpowiednio: 5 lat i 2 lata.
Jaśniemąż też skończył... lat trochę więcej i teraz bliżej mu do czterdziestki niż trzydziestki. Ale wygląda jak Krzysztof Ibisz nieomal więc w sumie nieważne ile na liczniku... (sesese ;)))
Ja też skończyłam - lat 33 i za chwilę stuknie mi 34, a to wciąż bliżej trzydziestki, więc jeszcze nie będę się z powodu licznika napinać.

Niby taki zwykły rok, ale jednak zupełnie inny od pozostałych.

Rok 2013 zupełnie inny zaczął być w marcu.
Pewnego popołudnia doszłam bowiem do metaforycznej ściany.
Siadłam w wysprzątanym domu, obok zasmarkanej Córki Młodszej ogarnęłam wszystko wzrokiem i stwierdziłam, że... ogarniam. Tą chałupę, te moje dzieci, męża... Koszule uprane, w garderobie powieszone, ubrania Córki Starszej wyprasowane na dwa tygodnie z góry i powieszone równiutko w szafie, kwiatki podlane, bułeczki drożdżowe z grzybami zrobione...
Po tym popołudniu nastał wieczór i Jaśniemąż wrócił z pracy, a ja na dzień dobry zapytałam:
"Cześć kochanie, widzisz jak ładnie wysprzątałam?".
Zapytałam, po czym mnie zatkało...
Co się ze mną stało, że szukam poklasku u chłopa własnego? Z powodu wysprzątanej chałupy?
Co, do cholery?

Kiedyś, zanim zostałam Matką dwóch Córek, byłam panią menago. Taką dobrą, na rzeczy się znającą i zarządzającą ludźmi z pasją. I lubiłam swoją pracę.
Wyrzygałam (niemal dosłownie) swoje CV na portalu Grupa Desantowa - TUTAJ. - jakby Was z jakiś powodów ciekawiło.
Pracując poklask był... bo obroty, bo wzrosty, bo dobre decyzje personalne. Z przyjemnością patrzyłam jak ludzie wychodzący spod moich skrzydeł rozwijają swoje własne...
A teraz co? Sukces, bo chałupa wysprzątana, bo obiad ugotowany, bo Córki oporządzone?

Późnym wieczorem odpaliłam laptopa i założyłam bloga.
Nazwę: "Matka też człowiek" wymyśliła moja Mama, choć pewnie o tym nie wie...
W listopadzie 2011 roku to było. Miałam na stanie prawie 3,5 letnią Córkę Starszą i niespełna 3-tygodniową Córkę Młodszą. Mama zadzwoniła po 17 (pamiętam to!) i zapytała jak sobie radzę (to był pierwszy dzień mój z nimi dwiema sam na sam - Jaśniemąż wrócił do pracy po dwutygodniowym urlopie). Powiedziałam, że super, super - właśnie zalałam sobie pierwszą tego dnia herbatę, bo wodę to owszem stawiałam z pięć razy, ale zalać to mi się udało dopiero teraz. A moja Mama powiedziała: no to super, w końcu matka też człowiek i herbaty się napić może... Bardzo mnie to wówczas rozśmieszyło i zostało w głowie, a teraz jest tu. Także ten tego... dziękuję Mamo :)
Przez pierwszy miesiąc pisałam codziennie. Pierdoły większe i mniejsze. Ale pisałam! Znalazłam odskocznię i katalizator dla wszystkich emocji i uczuć: do dzieci, do męża, do sytuacji życiowej - już nie zawodowej.

Później zaczęło Was przybywać, ze mnie zeszło ciśnienie Perfekcyjne Pani Domu, kwiatki znowu zaczęły podsychać, Jaśniemąż zaczął dopominać się o wypranie koszul, a ubrania Córki Starszej wróciły do opcji prasowania 5 minut przed wyjściem... Dobrze mi było.

Pod koniec sierpnia napisała do mnie taka jedna Żunia, że może bym chciała dla Grupy Desantowej coś napisać. "No weź napisz, nie daj się prosić...". Nie dałam się prosić. Napisałam.
Tu oficjalne podziękowania dla Żuni, autorki Pomieszanych myśli Żuni M.. Ela, dziękuję!

Dwa tygodnie później Durska napisała: "dEj numer, dzwonię". Zadzwoniła. Pogadałyśmy - ja w tym czasie przypaliłam zupę, a ona  odkryła, że nie domknęła zamrażarki na noc (o ku*wa!) i wszystko jej w środku pływało. I tak - nad tą zupą i przy tej rozmrożonej zamrażarce - weszłam w Grupę Desantową obiema nogami...
Tu oficjalne podziękowania dla Durskiej, Matki Godzilli. Agnieszka, dziękuję!

Aneta, Ania, Magda i Tosia, dziękuję!

Nie, nie zapomniałam o drugiej Agnieszce  (autorce m.in. Doktor Maltretor&Siostra Ostra - coś nowego będzie w Nowym Roku). Chciałam tylko z osobna jej podziękować. Baba jest bowiem tak mOndra i Łoczytana, że czapy z głów. Do tego baba owa ma taki talent do przelewania na papier myśli i emocji, że jeszcze świat o niej usłyszy - ja to wiem! Ba, ja jestem tego pewna po prostu. Dziękuję Aga! Inspirujesz!

Nadziękowałam się.......... Wystarczy!

ALE - uwaga to będzie bardzo ważne ALE, takie ALE z przesłaniem.

ALE... wszystko zawdzięczam sobie samej. To ja zaczęłam pisać, to ja samą siebie wyciągnęłam z marazmu, który zaczął mnie wciągać i wstępnie przeżuwać.
Piszę. Uczę się i piszę.
Co więcej - zaczynam na pisaniu zarabiać.
Nie, nie tu. Tutaj piszę dla przyjemności - swojej i Waszej.

Jeżeli nie wydarzyło się w Waszym życiu żadne ALE, a czujecie, że takie ALE by się przydało - to Wam go życzę! Dobrego 2014!







poniedziałek, 23 grudnia 2013

Zdrada doskonała

Jak się kręci wałki na boku lub w bok skacze, puszcza kogoś w trąbę lub na lewiznę chodzi - trzeba być ostrożnym. Wiadomo!
Gdyby się puszczana w trąbę osoba dowiedziała - to mogłaby się zrobić niezła wichura, a właściwie zrobiłoby się tornado i byłoby pozamiatane, tzn zamiatać by było co...

A tu z kochanką lub kochankiem czasem trzeba się zdzwonić celem umówienia spotkania tajnego lub esemesa romantycznego wysłać celem podgrzania i tak gorącej atmosfery.

A jeśli tak puszczana w trąbę osoba, gnana przeczuciem jakimś fatalnym po telefon nie swój sięgnie i zobaczy:

Kasia - wiadomość SMS, godz. 10:39, treść: "nie mogę się doczekać spotkania";
Kasia - połączenie 2,26, godz. 11:45;
Kasia - wiadomość SMS, godz. 12:05, treść: "co jesz na luch?"
Kasia - połączenie 6,43 min, godz. 1415;
Kasia - wiadomość SMS, godz. 16:34, treść: "co byś ze mną zrobił tu i teraz?"
Kasia - połączenie 0,37 sec., godz. 19:23;
Kasia - połączenie 0,15 sec., godz. 23:05.

Opcjonalnie:
Adam - wiadomość SMS, godz. 10:39, treść: "nie mogę się doczekać spotkania";
Adam - połączenie 2,26, godz. 11:45;
Adam - wiadomość SMS, godz. 12:05, treść: "co jesz na luch?"
Adam - połączenie 6,43 min, godz. 1415;
Adam - wiadomość SMS, godz. 16:34, treść: "co byś ze mną zrobiła tu i teraz?"
Adam - połączenie 0,37 sec., godz. 19:23;
Adam- połączenie 0,15 sec., godz. 23:05.

No i jak się z tego wytłumaczysz skaczący w bok pędziwiatrze? No ciężko, ciężko...
No bo co to za Kasia vel Adam dzwoniący po kilka razy dziennie i wysyłający dziwnej treści esemesy?
Co to w ogóle znaczy: co byś ze mną zrobił / zrobiła?!
No tłumacz się, no tłumacz!!!
Nie ma dobrego wytłumaczenia, no nie ma...
Gdy Cię złapią za rękę - mów, że to nie twoja ręka.
Nie mój telefon, nie moja Kasia / nie mój Adam, nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem...
No można jeszcze tak próbować, ale puszczana w trąbę osoba ma nos i tzw wczutę - raczej się nie uda.

I oto na scenę teatru wszystkich błądzących wchodzi ON, Jaśniemąż.
W przebłysku geniuszu wpada na pomysł powalający na kolana swą prostotą...
Kluczowym bowiem zagadnienie jest: jak podpisać kochankę / kochanka w telefonie?
Wiadomo, że nie imieniem - no wiadomo.
Wiadomo, że nie imieniem kogoś kogo puszczana w trąbę osoba zna i nie podejrzewa (np Magda 2 - przy czym Magda jest po prostu Magdą, a Magda 2 jest Kasią). Prędzej czy później puszczana w trąbę osoba się połapie, że coś jest nie halo, a konkretnie, że halo jest za dużo do jednej osoby...

Jaśniemąż: bo jak mi się znudzisz - co może stać się w każdej chwili - to ja kochankę sobie opiszę w telefonie jako T-Mobile albo NC+. Oni w kółko dzwonią, nie połapiesz się! Każdego smsa można wytłumaczyć dziwną akcją marketingową... 

Czyżbym czuła podmuch wiatru huraganowego...?
Eeee, nie czuję... ;)
Ale myśl zacna - przyznajcie.
A jako że ją upubliczniłam to jakby... łeb hydrze ukręciłam.


Epilog:
Jaśniemążowi, siedzącemu w pracy enty dzień z rzędu zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz: Biuro Numerów. Biuro Numerów? WTF? Odebrał, a po drugiej stronie usłyszał... jednego ze współpracowników. Się zwichrowała pamięć i kontakty w telefonie.
I tak oto narodziła się genialna koncepcja zdrady doskonałej...









niedziela, 15 grudnia 2013

Sukces wychowawczy Jaśniemęża

Gdzie przeciętne polska rodzina spędza niedzielne popołudnie?
Ano... w Centrum Handlowym.

A po cholerę? Tego nie wiem.
Wiem po jaką cholerę my spędzaliśmy - celem potowarzyszenia Jasniemężowi w pracy...
Tylko na chwilę miało być - jakieś 20 minut, które cudem Bożym (wszak niedziela) zamieniło się w 1,5 godziny (lekkim kalafiorem).
Sposób na karanie Jaśniemęża za brak poczucia jest jeden i jedynie słuszny - wypakowanie wózka z zakupami rzeczami (nie)zbędnymi.
Od tradycji nie odeszłyśmy, Jaśniemąż przy kasie zrobił oczy wielkie jak 5 zł... Sesese!

Ale nie o to nie o to...

W drogę powrotną wyruszyliśmy.
Jaśniemąż z zacięciem - a jakże. A tu nagle jakiś Pan mu wyjechał...
Tzn Jaśniemąż mu wyjechał, na parkingu jeszcze, ale przecież nie wyjechał, bo taki zakręt ostry, że tamtego nie było widać. No ale wyjechał - Jaśniemąż nie Pan. Pan natomiast zza tego zakrętu się wyłonił i ni cholery nie chciał pogodzić się z faktem, że Jaśniemąż go nie widział (bo nie miał szans, bo zakręt...) i wyjechał, więc Pan nie zwolnił, nie zjechał, jeno sunął po prawej Jaśniemęża. Jaśniemąż zgrzytając zębami Pana puścił i... jedzie za Panem. Szybko oczywiście, na dupie mu niemal siedząc...
Na co Pan postanowił dać Jaśniemężowi nauczę skręcając bez kierunkowskaza - bo po cholerę niby miał se głowę zaprzątać włączaniem... A poza tym nie będzie mu inny samiec na dupie siedział...
Jaśniemąż przyhamował i elektryczną szybę opuścił z mojej (sic!) strony.

Tu Matkę refleksja naszła, że w epoce przed elektrycznymi szybami życie kierowców spokojniejsze było, bo zanim sobie by odwajchował jeden z drugim szybę, zwłaszcza po stronie pasażera - to by im złość przeszła. I ochota na moralizowanie też...

Jak już Jaśniemąż szybę opuścił, to Pan drzwi swojego pojazdu otworzył i był łaskaw poinstruować Jąśniemęża, że się po parkingu szybko nie jeździ... Na co Jaśniemąż był łaskaw się wkurzyć na to jawne chamstwo i się Pana życzliwie zapytał: "wiesz co to kierunkowskaz, baranie?".

No i się jatka zaczęła.
Nie z Panem. Pan dał spokój i Jaśniemąż, zachęcony łokciem Matki pod żebra wsadzonym - też dał spokój.
Jatka zaczęła się, gdyś świadkiem i słuchaczem sytuacji były dwie nieodłącznie nam towarzyszące Córki.

Córka Młodsza sprawę skomentowała krótko: "nunu tata"

Córka Starsza pozwoliła sobie na dłuższy wywód: "tato, a dlaczego ty tak brzydko mówisz? Tak nie wolno mówić. Baran można tylko powiedzieć do owcy. Nie do człowieka. Wiesz, że ja nie jestem zwyczajnym dzieckiem. Ja też mam swoje dzieci (szmatę Monia i lalkę Anię) i męża. I jak ja mu powiem jak się mój tata zachował, to ja nie wiem co on powie. Mój mąż mi zresztą opowiadał kiedyś że jak wracał ze swojej pracy to widział właśnie takiego pana co się tak brzydko odzywał - może to byłeś ty, tato?"

Na sukces wychowawczy wystarczyło poczekać do wieczora.

Córka Starsza do spania się zbierając pogoniła rodziców:
"no rusz się mamo baranie i ty też tato baranie..."


















Ku przestrodze! ;)

czwartek, 12 grudnia 2013

Siłownia całodobowa

Godz. 23:16.
Wrócił Jaśniemąż z siłowni. Wrócił i wychodzi od razu - po drewno do kominka.

Matka: śmieci byś wziął...
Popatrzył spode łba, pomamrotał coś, że jak nie on to nikt, ale wziął śmieci i poszedł.

Wrócił, do kominka drewno dorzucił, po kuchni kursuje, lodówkę wietrzy.
Matka: a herbatę byś robił?
Jaśniemąż: zrobił.
Matka: ciszej tylko, bo dzieci pobudzisz!

Tłucze się dalej. W końcu wyławia z szafki gar tak na oko ze 3 litrowy. Jajka sobie będzie gotował - że białko, że po treningu, że przed północą...
Matka: no ale to dwa jajka w takim wielkim garze?! Mniejszego nie ma?

Zagrzebał Jaśniemąż w zmywarce i znalazł garnek mały, na dwa jajka w sam raz. Nalał wody, postawił na kuchence.
Matka: najmniejszy garnek na największym palniku? 
Jaśniemąż: szybciej się ugotuje...
Matka: gazu szkoda i pieniędzy...

POINTA:
Jaśniemąż: a ty się zastanawiasz na cholerę komu siłownia całodobowa (otworzyli pierwszą taką w Krakowie niedawno) i kto tam będzie chodził. Tacy mężczyźni właśnie jak ja. Siedzą sobie na ławeczce późnym wieczorem, wyciskają na klatę kolejne serie. Myśli: dobra, czas do domu, a może jednak lepiej nie - jeszcze jedna seria...

No dobra wiem, bywamy marudne, ale gdybyście od naszego marudzenia na całodobowe siłownie uciekali to byście wyglądali jakoś takoś - i to bez sterydów!
wrzuta.pl

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Je-Bajka

Wstaję rano: chora i umęczone nocą z chorym dzieckiem.
Powłócząc kończynami (dolnymi) idę do kuchni celem odnalezienia ratunku w kawie...
A w kuchni na blacie leży odręcznie napisana BAJKA.
Od męża dla mnie.
Przed wyjściem do pracy napisał! Przed 7 rano!

So sweet!
Prawdziwa romantic story! Zdarzyło Wam się kiedyś coś takiego?

***
Bajka, autor: Jaśniemąż

Bajka dla przestrogi o szczęściu utraconym.
Dawno dawno temu żył sobie król...
Był w sumie nawet szczęśliwy. Poddani się słuchali, rodzina zdrowa, skarbiec (prawie) pełen, królewny jeszcze za małe by jakiś skur*** się koło nich kręcił i stresował króla... Zasadniczo było OK. Nawet smoka w królestwie nie było, nie licząc jednego sąsiada, ale ten sąsiad to raczej na pekińczyka wyglądał nie na smoka (w sensie pocieszny był). I w tym całym szczęściu, tej całej idylli tylko jeden cierń w sercu króla tkwił, ale bolał ten cierń i krwawiło serce króla przeokrutnie. 
Wyobraźcie sobie moi mili.... nikt mu (Qrwa) koszul nie prał... I całe to szczęście, cała harmonia w pizdu. Bo jak król na tronie w brudnej koszuli ma siedzieć??!?
Pozdrawiam
King


Rękopis Króla vel Jaśniemęża: 

piątek, 6 grudnia 2013

Spieprzaj!

Matka z Jaśniemężem nie klną.
W domu znaczy się. Znaczy się przy dzieciach. Nic a nic.
Bo w robocie to co innego... I po 21:30 też co innego (bo dzieci śpią).

Ale jak już klną to konkretnie i w sytuacjach absolutnie uzasadniających rzucenie bluzgiem.
Taka sytuacja miała miejsce kilka wieczorów temu.

Prasujemy kanapę. Matka próbuje pracować, a Jaśniemąż próbuje znaleźć w TV cokolwiek nadającego się do oglądania. Jedno i drugie jakieś takie a-wykonalne tego wieczora...

Nagle Jaśniemąż zatrzymuje się na kanale kulinarnym.
Spoglądam znad laptopa na chłopa - czy aby przytomności nie stracił, albo co...
Kanał kulinarny? Jaśniemąż?

Matka: wszystko dobrze kochanie?
Jaśniemąż: tak, nic nie ma w TV. A Jakubiaka już kilka razy oglądałem. No jakoś tak z pasją gotuje...

Patrzę. Taki oto Pan:
Prt Sc ze strony kuchniaplus.pl


Sympatyczny, prawda? 
No sympatyczny! 
To dlaczego nas wku...rzył? 
Ano dlatego, że po godzinie 23 był łaskaw (z pasją - a jakże!) pokazać jak banalnie proste i szybkie jest zrobienie cebulowych babeczek... 
Orzechy, cebula, mąka, proszek do pieczenia, przyprawy... Rach ciach! 
Posiekać, wymieszać, do piekarnika... 
Do babeczek najlepiej pasuje salsa z mango, czerwonej cebuli i zielonych papryczek peperoni... 

Wszystko pięknie. Tylko jakby ślinotok mamy...

W szóstej minucie krótkiego filmiku Jakubiak wyjmuje babeczki z piekarnika i bezczelnie stwierdza:
"Słuchajcie, wy sobie nawet nie wyobrażacie jak to obłędnie pachnie!"
Are You talking to me? Fuck!
Noż jasna cholera! Nie wyobrażamy sobie! 

Jakubiak, niezrażony, leci dalej:
"a ja sobie to zaraz zjem!"
Bezczelny! 

Ale to nie koniec:
"a wy sobie popatrzcie, nakręćcie się..."
Przegina. Ewidentnie przegina. 
Godzina 23 z hakiem, w ręku letnia herbata, w lodówce dziecięce jogurty i jakiś wędliniarski ochłap... Wieś dechami zabita, a po 23 do otwartego sklepu z 20 km! 
A ten mi się nakręcać każe... 

W 6 minucie i 20 sekundzie filmiku Jakubiak macha ręką i mówi:
"...zasuwajcie jak najszybciej do sklepu po składniki!" 

Na tę propozycję nie mogło być innej odpowiedzi, jak jednocześnie przez nas (Matkę i Jaśniemęża) wypowiedziane:
SPIEPRZAJ!*


*tak naprawdę to nie było spieprzaj, ostrzej było, ale dzieci tu zaglądają, więc... ;)

Przepis na te cholerne babeczki TUTAJ

poniedziałek, 2 grudnia 2013

I made your day

Jak sprawić, że komuś będzie się gęba cały dzień śmiała?
Bez wychodzenia z domu, bez nakładów finansowych?
Bez intencji również?

Wystarczy być Matką.

Wstać rano ledwie żywą (jakoś kiepsko się spało w nocy, Córka Młodsza urozmaicała ciszę pojękiwaniami, lub rozdzierała ciszę krzycząc mamaaaa).
Na wpół przytomnie odwieźć Córkę Starszą do szkoły.
Wpaść z Córką Młodszą do sklepu i kupić mniam mniam (czyli, jak się w sklepie okazało: jajko z niespodzianką, przy czym niespodzianką okazał się być jakiś dziobak, a nie smerf lalalala - utulić żal Córki Młodszej z powodu dziobaka).
Dojechać do domu orientując się, że nie kupiło się właściwego mniam mniam (czyli jarzyn na zupę).
Zrobić sobie kawę i śniadanie dziecku.
Wnieść się na wyżyny cierpliwości podczas marudzenia Córki Młodszej, że śniadanie ma być inne, nie to inne, inne, inne...
Próbować pracować i bawić się z dzieckiem (równocześnie, a jakże).
Dać sobie - dla świętego spokoju - włożyć na głowę różową plastikową koronę. Łał mama! No łał jak cholera...
Posprzątać, popracować, ugotować zupę z resztek jarzyn wygrzebanych z lodówki.
Bawić się z Córką Młodszą lalkami, nakładać i zdejmować jej plecak, odkurzyć rozsypane na dywanie płatki śniadaniowe (bez mleka na szczęście).
Posadzić na nocniku, ubrać pieluchę, posadzić, ubrać, posadzić...
Dopić zimną kawę.
Odkurzyć.
Puścić bajkę na dvd w nadziei na chwilę spokoju (popracować!).
Zmienić bajkę na inną, inną, inną...
Wyłączyć dvd, bo to w sumie bez sensu - i tak nie ogląda, a ja tylko stoję i przekładam płyty (i nie pracuję).
Wręczyć dziecku telefon (swój własny - w tzw akcie desperacji), włączając tryb offline (coby nie dzwoniło do kogo popadnie, albo kto tam pierwszy się pod palec nawinie).
Próbować popracować i ratować wygotowaną zupę.
Dzwonek do drzwi.
Lecę.
Otwieram.
W drzwiach kurier.
Patrzy i parska śmiechem.
Na mnie patrzy i parska.
Cham!
A nie, moment.
Ręką macam się po głowie.
Korona. Pieprzona różowa korona na głowie prawie 34-letniej kobiety.

Miłego dnia Panie Kurierze! ;)




sobota, 23 listopada 2013

TADAM

Są takie słowa, które potrafią zmrozić krew w ciągu paru sekund lub równie szybko doprowadzić ją o wrzenia.
"już cię nie kocham"
źródło: komixxy.pl

 "zdradziłem cię / zdradziłam cię"
źródło: likepin.pl

 "jestem w ciąży"...
źródło: humorpage.pl




A Matce się flaki wywracają ze strachu, gdy słyszy... "TADAM" w wykonaniu Córki Młodszej!
Dlaczego?
Ano dlatego:

Top 3 TADAM by Córka Młodsza:

1. Córka Młodsza wspina się na krzesło - klęka na krześle - staje na krześle trzymając się oparcia i woła: "TADAM"!

2. Córka Młodsza bierze dziecięcy podeścik (ten, dzięki któremu gównarzeria może sięgać wyżej) - stawia podeścik na krześle - wdrapuje się na krzesło - siada na podeściku i woła: "TADAM"!

3. Córka Młodsza bierze książeczki - jedna na drugą, układa je w stosik - na szycie stosiku mocno przypominającego krzywą wieżę w Pizie stawia kubek z herbatą i woła: "TADAM"!



piątek, 22 listopada 2013

Przegląd Pudla. Part 2

Data przeglądu: 25.10.2013

Niejedna rodzima Gwiazda marzy o karierze za granicą. Tak jak w życiu zwykłego śmiertelnika liczy się wykształcenie, tak w życiu Gwiazdy ważne są: talent, zdolności i ciężka praca.

Wykształcenie otwiera przecież tyle furtek, że można ze szczęścia zbaranieć. By dopiąć celu, wspiąć się na szczyt i zachłysnąć sławą przydaje się również odrobina szczęścia (jeżeli nie masz szczęścia po prostu – trzeba mieć szczęście do znajomych, bo po znajomości można załatwić niemal wszystko!).

Już tyle polskich Gwiazd próbowało zabłysnąć na obcym niebie, że gdyby im się to udało – zagranicą byłoby zdecydowanie jaśniej w nocy. Tyle pracy, pieniędzy, operacji powiększenia biustów (i nie tylko) – wszystko na nic! Jeżeli jest jakiś uniwersalny klucz do hollywoodzkiej kariery – to jeszcze go w Polsce nie odnaleziono… 

14.10.2013. Zapamiętajcie tę datę! Nie, tego dnia nie odnaleziono klucza. Okazało się jednak, że można użyć wytrycha. I – uwaga, uwaga – ten wytrych działa!
Co się stało 14. października? Telewizja śniadaniowa uraczyła nas występem wokalistki Patty (też nie wiem kto to). Patty jak Patty: trzymała mikrofon i udawała, że śpiewa – jak wielu przed nią i wielu po niej jeszcze będzie. To jednak nie Patty błyszczała tego dnia najjaśniej...
Angelika Fajcht. Trzymała gitarę – jak nikt przed nią. Udawała, że na niej gra – jeszcze nikt nigdy tak nie udawał! Zapatrzona w dal, gdzieś poza kadr – udawała zamyśloną, no cóż...

Jak dotąd pisano już o Angelice w niemieckim Bildzie, a za oceanem zdobyła już nawet tytuł! I to nie byle jaki, bo „Hot Slut Of The Day”!
Bez większych nakładów finansowych (wielce prawdopodobne jest, że materiały użyte do wykonania makijażu kosztowały więcej, niż skrawki materiału przysłaniające gdzieniegdzie ciało modelki w telewizji śniadaniowej), bez talentu (tzn. tfu – z talentem do udawania), bez pomysłu i bez sensu – mamy w końcu naszą gwiazdę eksportową.
I co, można? Można!

Rysunek: Schizy Krzycha

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1.Doda wydała 12 tysięcy na buty.
2.Chodakowska pojawiła się w centrum Warszawy w dresie. 
3.Kim Kardashian schudła już prawie 20 kilo. 
4.Jessica Mercedes naczelną Vogue Polska (żart!)
5.Magdalena Schejbal chciałaby wyglądać jak Marta Żmuda – Trzebiatowska.

**********************************************

Data przeglądu: 08.11.2013

Dlaczego jest tak, że jedni robią oszałamiającą karierę w szołbiznesie, inni robią co najwyżej z siebie oszołomów, a jeszcze inni to ani oszałamiającej kariery, ani oszołomstwa nie doświadczają? 
Nie ma sprawiedliwości na świecie! 
Alicja Bachleda – Curuś wyznała, że codziennie gotuje synowi zupę, ale Henio (syn) nie lubi ani zupy, ani pierogów, ani bigosu, ani nawet gołąbków… No to przecież dokładnie jak u mnie, Pani Alu! Ja też dzień w dzieńzupę gotuję, a córki za cholerę jej jeść nie chcą! To oznacza, że obie stoimy nad tymi garami, skrobiemy te marchewki i pietruszki, ryże, makarony, kostki rosołowe - a te nasze dzieci nic a nic matczynych wysiłków nie doceniają… 
Tyle tylko, że Pani Ala robi (jakoś przed lub po obiedzie) karierę w szołbiznesie, a ja robię… zupę, po prostu. I nikt nie chce o tym napisać, ani w żaden inny sposób się nad tym faktem pochylić. Nie ma sprawiedliwości na świecie!
Joanna Liszowska ma dwie córki (tak jak ja), karmiła je piersią (tzn drugą córkę karmi aktualnie – to niezupełnie jak ja, ale to dlatego, że moja młodsza jest starsza od jej młodszej… a poza tym – tak jak ja). Drugiej córce zaserwowała  imię na cześć księżniczki (ja dałam zwyczajne imiona, ale moje obie córki mają się za księżniczki – więc w sumie też podobieństwo jest). Joanna wyznała niedawno, że predyspozycje ma takie, iż raz wygląda ładnie, a za chwilę już nie, a potem znowu dobrze i znowu nie, i tak w kółko. Pani Joanno (choć w sumie mogłaby napisać: Asiu – w końcu to samo liceum kończyłyśmy w odstępie lat chyba trzech), jak ja Panią rozumiem! Też tak mam! Zresztą – która z nas tak nie ma?! Raz na wozie, raz pod wozem, raz 2 kilo na minusie, innym razem 5 kilo na plusie…
Tyle tylko, że Pani Asia – wyglądając raz lepiej, raz gorzej – karierę w szołbiznesie robi, a ja robię… lepsze lub gorsze wrażenie na otoczeniu (w zależności, czy jest plus 5, czy minus 2). Nie ma sprawiedliwości na świecie!
Pewnie już, już chcecie szpilę wsadzić lub się z oliwą koło ognia czaicie… Że w/w Panie talenty mają, że aktorkami są, że grają, śpiewają i tańczą… A ja to niby co?
Aktorstwo? Oczywiście! Codziennie rano wcielam się w postać wyspanej kobiety, która z lekkim żalem odstawia do szkoły córkę, za którą będzie niemożebnie tęsknić (podczas gdy naprawdę jestem niewyspana i cieszę się, że choć przez pięć godzin dzieckiem zajmie się instytucja państwowa). Świetnie gram też rolę kucharki (tłukę się garami; robię, wspomnianą już w tekście, zupę… a tak naprawdę to taka ze mnie kucharka jak z koziej tylniej części ciała… no wiecie -  trututu). Bezbłędnie kreuję też postać PPD – do Perfekcji opanowałam Przekładanie zabawek moich Dzieci z miejsca na miejsce. No i rola najważniejsza: gram idealną żonę (grając na nerwach mężowi – podobno świetnie mi idzie).

Rysunek: Schizy Krzycha

Czyli jest sprawiedliwość na świecie?! Nie ma. Koniec kropka.
TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Kraśko dostał mandat.
2. Pamela Anderson obcięła włosy.
3. Aktorka z Hollywood pokazała waginę. Prawdopodobnie zainspirowała ją gwiazda „Miłości na bogato”, która waginę pokazała jako pierwsza.
4. Maciej Musiał był zakochany w Miley Cyrus. Już nie jest.
5. Bieber chce założyć nowego Facebooka – drżyjcie narody!

*******************************************

Data przeglądu: 15.11.2013

Gwiazda też człowiek. A skoro Gwiazda też człowiek, to profile na portalach społecznościowych posiada. A skoro posiada profile, to musi pstrykać zdjęcia (Instagram) lub zmieniać statusy (Facebook).

Dawid Woliński lubuje się na przykład w pstrykaniu zdjęć z rąsi w windach wszelakich. Bo w windzie to wiadomo: światło dobre, towarzystwo doborowe (albo brak towarzystwa), ruch pionowy (no nie może być inaczej)… Arcyciekawe efekty można uzyskać, wyjść poza utrwalone schematy… Plener? Co to jest plener?! Przeżytek! Phi! 

Marta Grycan pstryka zdjęcia sobie w stylizacjach swojego autorstwa – ĘĄ! Wrzuca zdjęcia i czeka… Aż tu nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, lajk pod zdjęciem ląduje od SAMEGO GABANA (tego od Dolce). I świat Marty rozpada się na cząsteczki elementarne i nic już później nie jest takie samo…

A statusy na fejsbuczku?! No trzeba aktualizować - koniecznie! Najlepiej pod wpływem chwili, w emocjach i z telefonu komórkowego! Wówczas mamy gwarancję uzyskania… kwiatków. Kwiatków ujętych w  cudzysłów: „kwiatków”.

Maffashion, blogerko – celebrytko – szafarko - aktorka (no jakoś tak), wrzuciła na fejsbuczka foteczki z pokazu Victoria's Secret. W poście wyznała miłość: „Adriana Lima I LOVE SHE”. No cóż… czegoś zabrakło (podstaw angielskiego?)… Na pewno zabrakło dystansu, bo się dziewczyna wkurzyła na wyśmiewaczy i wzorem Kominka w pień wycięła komentarze wrednych hejterów. Pouczyła również naród nieco sarkastycznie stwierdzając: „dobrze, że tak intensywnie udzielacie się w takich sytuacjach. A mogę prosić, że np przy następnej akcji charytatywnej post będzie miał więcej niż 8 lajkówi?”. Prosić że np? Że co? Z polską gramatyką chyba też coś nie halo, ale się już nie czepiajmy. Bo nas wytnie. W pień.

Rysunek: Schizy Krzycha

Maciej Nowak był uprzejmy podzielić się na fejsbuczku informacją, że „nie ma sumienia odmawiać prośbom o pieniądze na jedzenie” i że „dzisiaj w Krakowie było to już cztery razy”…  Zasadnczo – wzruszające wyznane… Chyba. 

Edzia Górniak wetknęła pomarańczowe gerbery w tęczę i ogłosiła to na fejsbuczku (a jakże!). W końcu „tęczy bez kolorów nie do twarzy”. No pewne nie, nie wiem, nie znam się na tęczach, a tym bardziej na tęczach z twarzami… Wiadomo, że kto jak kto, ale Edzia o swych fanów dba – ostrzegła więc (w tym samym wpisie), że tęcza owa „jest dość brudna od sadzy”. Dziękujemy Edyto!

Zdarzają się również celebryci cyfrowo wykluczeni. No nie po drodze im z Internetem, fejsbuczkiem i innymi takimi wynalazkami… Wówczas pozostaje tylko jedno (no może więcej) – brukowiec. Agnieszka Orzechowska stwierdziła w Fakcie, że „robiła Majdanowi laskę w toalecie”. A moment, moment… Kto to jest Orzechowska? Wyobraźcie sobie Angelinę Jolie… Macie to? I teraz wyobraźcie sobie kobietę z czarnymi włosami, sporym biustem i ustami mejd baj kwas hialuronowy (czy jakaś inna substancja chemiczna), która twierdzi, że jest polską Angeliną Jolie. To ona – ta Orzechowska. A propos tej laski, to absolutnie nie jest jej (Orzechowskiej) wina, „że tak wygląda, jak wygląda. Jak mężczyzna na nią patrzy, to wariuje”. No coś w tym jest. Nie jestem mężczyzną, a zwariowałam przeczytawszy te wynurzenia…

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Kayah schudła.
2. Młodzi fani adorują Marylę Rodowicz, a jeden to nawet chce ją sobie wytatuować.
3. Joanna Liszowska jest pupilką Terentiew. 
4. Krzysztof Ibisz nie wybiera się na emeryturę.
5. Miley Cyrus stwierdziła, że jest największą feministką na świecie (tak to ta, która lubi wystawiać język i wypinać tyłek).

****************************************

Data przeglądu: 22.11.2013

Przyznajmy się! Zazdrościmy tym wszystkim Gwiazdom, Gwiazduniom i Gwiazdeczkom pobłyskującym w blasku fleszy… No zazdrościmy!
I nie o samo pobłyskiwanie nam idzie (wszak na to przepis jest prosty: podkład rozświetlający na mordę i lampa błyskawiczna), ale o byt lekki i finansowych dołów pozbawiony… Średnia krajowa? Jedną średnią krajową to Gwiazda zjada na śniadanie, drugą i trzecią wrzuca na grzbiet, a czwartą przepuszcza na rozrywki. I tak 30 (w porywach do 31) razy w miesiącu. A my? My się 30 (w porywach do 31) dni bujamy za średnią krajową (jeśli mamy szczęście) lub mniej (zazwyczaj).Buju, buju! 
Dość tego! Trzeba wziąć swój los w swoje ręce! Nie pozostaje nam nic innego jak… zostać Gwiazdą (lub choćby Gwiazdunią).
1. Talent. Przydałby się jakiś, ale nie jest to warunek absolutnie konieczny! Bez talentu też się da.
2. Profil i blog. Jeżeli nie ma cię na fejsbuku – to tak, jakby cię w ogóle nie było! No takie czasy! Także: talent niekoniecznie, ale konto na fejsie – absolutny must have! Jeżeli do tego natrzaskasz kilka zdań na blogu, okrzykniesz się blogerem i przeczytasz obie książki imć Kominka – drzwi do pieniędzy i sławy stoją przed tobą otworem! (cytat za Pudlem: „Bożenka z Klanu jest blogerką”).
3. Cycki. Najlepiej duże. A najlepiej takie jakie ma Kim Kardashian. Istnieje wówczas duże prawdopodobieństwo, że cycki zaczną żyć własnym życiem i na przykład wybiorą się do Nowego Jorku (cytat za Pudlem: „Piersi Kim Kardashian były w Nowym Jorku!”). 
4. Tyłek. Rozmiar tyłka jest zasadniczo dowolny. Należy trzymać się jednej zasady: postępujemy absolutnie wbrew ogólnie przyjętym zasadom odziewania się! Czyli: im tyłek większy – tym bardziej opinające kreacje na niego wciskamy. Jeżeli zaś tyłek jest mały, ratuje nas tylko jedno… majtki (patrz niżej).
5. Majtki. Najlepszym rozwiązaniem jest ich brak. Popatrzcie! Tak niewiele trzeba… 
6. Nogi. I tu – podobnie jak w przypadku tyłka – należy podejść do tematu kreatywnie. Czyli: jeżeli jesteś facetem, masz długie, chude i owłosione nogi – to koniecznie wyjdź na ulicę w prześwitujących rajstopach i butach na koturnie. (Panowie, jako źródło inspiracji niechaj posłuży wam Michał Szpak).
7. Pięty. Tak, dobrze przeczytaliście! Pięty są niezwykle istotne, bo pięty mogą wyglądać dobrze lub źle w butach, a konkretnie w szpilkach. Pięty można (a czasami wręcz należy) zoperować! (cytat za Pudlem: „Zrobię sobie operację plastyczną na pięty” – deklaruje Jessica Mercedes).
8. Jojo. Efekt – nie zabawka. Najlepiej zafundować organizmowi cykliczne zmiany minimum +/- 10 kilogramów. W innym wypadku może to otoczeniu umknąć.
9. Usta. Napompowane, wybłyszczykowane, niekoniecznie mające cokolwiek do powiedzenia.
10. Oczy. Oczy jak oczy… Ale rzęsy… Nie oszukujmy się – długie muszą być! Minimum do brwi. 
11. Brwi. Można spokojnie zgolić…

Rysunek: Schizy Krzycha

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Kochanek kochanki Zelta mieszka z mamą (a jakby tego było mało – ma 37 lat!).
2. Małgorzata Rozenek i Radek Majdan poszli razem do kina i karmili się żelkami.
3. Joanna Krupa w bikini całuje męża (i ciężko zdecydować, co jest tu najbardziej zaskakujące: że Krupa, że w bikini, że całuje, czy – w końcu – że męża?).
4. Natalia Siwiec była w poprzednim wcieleniu księżniczką w Egipcie.
5. Natasza Urbańska popłakała się na koncercie Beyonce.

niedziela, 17 listopada 2013

Plany na przyszłość, czyli strzeż się Babciu G!

Córka Starsza jakiś czas temu oświadczyła Matce, że jak będzie dorosła to będzie miała troje dzieci: dwie córeczki i synka. Nawet imiona są: Maja, Natalia i Mateuszek.

Przeprowadzony na ten temat dialog pokazałam Wam na FB, ale aby sens nie umknął - przytoczę go i tu:

Córka Starsza: a jak będę dorosła to będę miała trójkę dzieci - dwie córeczki i synka.
Matka: no to sporo! A będziesz chodzić do pracy, czy zajmować się dziećmi?
Córka Starsza: z dziećmi będzie się bawił mój mężulek, a ja będę leżeć na kanapie i czytać książki...
Matka: o jak ja bym tak chciała poleżeć i poczytać, ale jakoś nie mam czasu...
Córka Starsza: bo ja sobie znajdę takiego męża, który nie będzie pracował tak dużo jak Twój!
Matka: a jeśli nie będzie dużo pracował, to skąd będziecie mieli forsę?
Córka Starsza: z mojej skarbonki - oszczędzam przecież...
Matka: a jak się skończy w skarbonce, to skąd?
Córka Starsza: od Twojego męża, bo on tak dużo pracuje...


Jak widać - Córka wszystko przemyślane ma i nie zginie!

Córka Starsza temat eksploatuje przy każdej nadarzającej się okazji.
Wczoraj leżałyśmy rano w łóżku we trzy - ja próbowałam (!!!) czytać (!!!) książkę.
Córki oglądały na moim telefonie jakąś bajeczkę o księżniczkach.
Córka Starsza dzieliła się na bieżąco refleksjami (wspomniałam, że próbowałam czytać?).
W pewnym momencie doszła do takiego oto wniosku: "ale ja to będę musiała mieć dwa telefony, bo Mateuszek nie będzie chciał oglądać bajki o księżniczkach. To jemu puszczę coś o autach na drugim..."

W innej sytuacji stwierdziła, że ja - jej Matka - "denerwuję się jak koza pod górę". Wyjaśniłam jej, że denerwuję się, bo mnie z siostrą ni w ząb nie słuchają... A Córka na to, że ona będzie miała gorzej, bo będzie miała trójkę dzieci...
No to się dopiero będzie denerwować...
Ale skoro postanowiła, że trójkę... Słowo się rzekło! Odwrotu nie ma!

Dzisiaj rano leżymy w łóżku i kolejny raz wraca temat potencjalnych dzieci...
Otóż Córka Starsza doszła do wniosku, że meżulek (jej przyszły) jednak będzie musiał pracować, bo kasa jest potrzebna... Bo ona za te pieniądze, które w skarbonce odkłada chce sobie kupić monsterhajkę...
Mężulek zatem do roboty...

Matka: to co, jednak nie będziesz leżeć na kanapie i czytać?
Córka Starsza: będę!
Matka: to kto się dziećmi będzie zajmował?
Córka Starsza: zadzwonię do Ciebie i poproszę o pomoc!
Matka: i ja się niby tymi Twoimi dziećmi mam zajmować, a Ty sobie będziesz leżeć?
Córka Starsza: no dobra! To Ty się zajmiesz moją jedną córeczką. Zadzwonię też do taty i on się zajmie moim synkiem...
Matka: a Twoją drugą córeczką to już Ty, tak?
Córka Starsza: eee nie! Zadzwonię też do Twojej mamy, czyli babci i ona się też zajmie...

PODSUMOWANIE PLANÓW NA PRZYSZŁOŚĆ CÓRKI STARSZEJ:
1. Kasę Córka Starsza będzie miała do mężulka i taty (skarbonka jednak pusta)
2. Synkiem Córki będzie zajmował się tata (czyli Jaśniemąż, czyli dziadek)
3. Córką pierwszą Córki Starszej będę się zajmować ja (czyli Matka, czyli babcia)
4. Córką drugą Córki Starszej będzie się zajmować moja Mama (czyli Babcia G, czyli prababcia)
5. Córka Starsza będzie leżała na kanapie i czytała książki.

No to wszystko załatwione! I posprzątane! Inaczej sobie przyszłość wyobrażałam...
A Babci G to już w ogóle...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Kącik Muzyczny (czyli o muzyce i cyckach) - part 2

Pierwsza część Kącika Muzycznego - TUTAJ

Jaśniemąż: a słyszałaś już Donatana nowego?
Matka: nie...
Jaśniemąż: to posłuchaj!

Donatan - Cleo "My Słowianie" TUTAJ

zdjęcie: www.eska.pl














Matka: wygoogluję tą laskę bo ciekawa jestem kto to...
Jaśniemąż: modelką chce być, ale chyba na modelkę za niska... Gówniara jakaś, bo jeszcze w liceum się uczy, ale chce studiować prawo... Aktorstwem się interesuje też.......
Matka: ale o kim Ty mówisz?
Jaśniemąż: no o tej czarnej co się lansuje w teledysku z cyckami... A Ty o kim?
Matka: ja o Cleo - tej co śpiewa!

O jesooooo! Ja o muzyce, On o cyckach... Egejn! ;)


Ps. 42 złote na debiutancką płytę Jamesa Arthura to dobrze zainwestowane pieniądze!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Córki w aucie

Matka w samochodzie nie mam radia - za to zawsze (niemal) ma Córki.

W drogę dłuższą niż 40 minut Córki zostają wyposażone w przenośne dvd i jakieś zapchajdzioby przekąskowe (chrupki, napój).
W drogę krótszą niż 40 minut Córki zostają wyposażone jedynie w zapchajdzioby przekąskowe (typu lizak). Matka wychodzi bowiem z założenia, że przetrwa, a przebrnięcie procedury przenośnego dvd (ja chcę to oglądać, tego nie będę, to są nudy!!!) nie jest warte zachodu (a konkretnie jazdy - tej poniżej 40 minut). Po około 10 minutach (gdy po lizaku zostaje smętny patyczek) Matka każdorazowo zaczyna żałować, że wyszła z założenia, że przetrwa... Na błędach się jednak nie uczy.

Wybrała się Matka z Córkami w weekend do centrum handlowego (do 40 minut).

Po 10 minutach lizaki zostały zlizane, a patyczki Matce oddane (no weź mamo, no weź, gdzie ja mam je dać, ooo zaraz będą światła to weźmiesz wtedy?).

Córki zaczęły symulować śpiew drąc japy niemożebnie.

Gdy znudziło im się śpiewanie - zaczęły się bawić...
Najpierw w ruch poszły lalki (zapakowane wcześniej przez Córkę Starszą do zgrzebnej torebuni).

Gdy znudziły im się lalki - zaczęły się bawić w...
No w co można się bawić, będąc zapiętymi w fotelikach na tylnym siedzeniu niewielkiego samochodu?
W chowanego oczywiście!
Następne 10 minut drogi upłynęło mi na wysłuchiwaniu:
"Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć. SZUKAM! Oooo! Tu jesteś!"
"Ra, ci, ćtely, sieść. Aaaaaaaaaaa, buuuuuuuuuuu. Tela Ty!"
Tak w kółko!
10 minut!

25 minut za mną, do celu zostało około 10 minut. Przetrwam! Dam radę!

Córka Starsza: daleko jeszcze? Bo Siaśka zasnęła mamo, a mi się nudzi tak jechać i jechać...
Matka: ale ja też jadę i jadę i mi się nie nudzi...
Córka Starsza: bo ty masz kierownicę i możesz kierować i masz z tego frajdę.

I tu się muszę z Córką zgodzić - mam z tego frajdę!
Prowadzić samochód potrafię i robię to dobrze, nie jak baba (prawda Jaśniemężu?).
Mam z tego frajdę - mimo wszystko, mimo Córek też! ;)



O jeżdżeniu z Córkami już kiedyś pisałam. To było przeżycie ekstremalne, bo trwające około 10-ciu godzin i liczące ponad 700km - TUTAJ.

niedziela, 3 listopada 2013

Obrazek dla Ewy

Ponad miesiąc temu skarżyła się Matka na Córkę Młodszą, że gadać się jej za cholerę nie chce, nawet ją do Dody porównałam, próbując jednocześnie doszukać się przejawów geniuszu u dziecka - TUTAJ można przeczytać.

Minął miesiąc od tego wpisu, minęły drugie urodziny Córki Młodszej (muszę napisać o urodzinach!) i z wielkim hukiem runęła blokada w młodocianej mózgownicy
- Córka zaczęła mówić!
Blokada musiała runąć tydzień temu, w nocy z piątku na sobotę.
Pierwszy dzień weekendu minął Matce na zbieraniu szczęki z podłogi, bo Córka Młodsza wypluła tego dnia więcej sensownych słów niż w ciągu całych 12 miesięcy poprzedzających ową sobotę.

Na dzień dobry Matka usłyszała: "witam".
Jeszcze przed śniadaniem Córka Młodsza stwierdziła, że "chcie ciaśtko", do śniadania zaś, że: "Tatala teś chcie kyciup" (no przecież - jeśli tosty, to tylko z keczupem;)).
Potem był jeszcze: "pleciak, daj pleciak, daaaaaaaj" (plecak w sensie).
Rozbrajające: "a niech to!" (padające za każdym razem, gdy coś poszło nie po myśli Córki Młodszej) oraz: "dzięki" i "plosię" (proszę, nie prosie).

Córka upodobała sobie również słowo: "A-PI-DZIAK".
Wczoraj rano na fejsbuku odbyła się potyczka intelektualna (nr 3, poprzednie są TU i TU) - trzeba było rozszyfrować, co też Córka Młodsza ma na myśli mówiąc: "a-pi-dziak".
Prawidłowa odpowiedź to: Applejack - jeden z kucyków Pony.
O ten: 
  
And the winner is......... Ewa!
Jako pierwsza rozszyfrowała językowe zakrętasy Córki Młodszej :)))

Obiecałam, że zmuszę Córkę Starszą do namalowania "a-pi-dziaka"? Obiecałam.

Matka: córeczko, sprawa jest...
Córka Starsza: jaka?
Matka: taki konkurs był i trzeba narysować kucyka Applejack.
Córka Starsza: no pewnie mamo, oczywiście, już rysuję!

Matce entuzjazm wydał się podejrzany, ale przecież gasić dziecka nie będę! Niech rysuje! 

Po chwili:
Córka Starsza: a co mogę wygrać?
Matka (o cholera!): ale gdzie?
Córka Starsza: no w tym konkursie...
Matka (o cholera do kwadratu): ale to Twój obrazek jest nagrodą kochanie! 
Córka Starsza: ahaaa... To później będziesz mi musiała pomóc narysować księżniczki na konkurs do gazetki! I to tak porządnie!

Obrazek dla Ewy (gratis jest Babcia Smith i Big Macintosh) :))))


sobota, 26 października 2013

Kącik Muzyczny (czyli o muzyce i cyckach) - part 1

Matka i Jaśniemąż lubią muzykę.
Często podobają nam się zupełnie różne rzeczy.
Na szczęście - równie często - podobają nam się rzeczy podobne.
Od 11 lat (tyle jesteśmy po ślubie) kupujemy płyty.

Taka nasza wspólna pasja - można by rzec (naciągając  nieco rzeczywistość, by ładnie brzmiała).

Tyle że teraz posucha. Ostatnią płytę kupiliśmy chyba w zeszłym roku...

ALE.
Jest pierwszy singiel Jamesa Arthura. Bardzo dobry!
James Arthur "You're Nobody 'Til Somebody Loves You" - TUTAJ
Jest potencjał na naprawdę dobry krążek.




















Zaczęliśmy więc wczoraj skandalicznie późną porą o Jamesie rozmawiać.
Matka: a słyszałeś kawałek którym wszedł do X-factora?
Jaśniemąż: nie.

Szukam. Prezentuję:
James Arthur "Young" - TUTAJ (posłuchajcie, warto tylko 2:45 minut, po rapowanym fragmencie - gwarantowane ciarrry)

Matka: bosze! Jaki on ma głos! A znasz tą Tulisę, której kawałek koweruje?
Jaśniemąż: nie...
Matka: poszukam, bo w sumie nigdy nie słyszałam oryginału...

Szukam. Włączam:
Tulisa "Young" - TUTAJ (posłuchajcie około 20 pierwszych sekund - wystarczy, więcej nie trzeba)

Jaśniemąż: a czekaj czekaj! Znam! 
Matka: w życiu tego nie słyszałam...
Jaśniemąż: bo tego nie trzeba słyszeć... Popatrz na cycki jak ona na tym balkonie w tym czymś różowym stoi...
Matka: no ale wersja Jamesa to zupełnie inny kawałek. On zresztą każdym wykonaniem jakby policzkował pierwowzór. Jego interpretacje lepsze były po prostu od każdego oryginału...
Jaśniemąż: oprócz Tulisy!

No oczywiście - oprócz Tulisy.
Cycki.

Także ten tego - pamiętajcie o pielęgnowaniu wspólnych pasji, np do muzyki.
Nawet jeśli jedno z Was słucha oczami... ;)

wtorek, 22 października 2013

Mąż mi grozi...

W związku jak to w związku - raz lepiej, raz gorzej.
Wzloty, upadki i stany średnie...

Tylko od pól roku jakby równia pochyła, a związek stacza się w dół.*

Pretensje, wyrzuty, zarzuty.
Że nie tak, że za mało, za dużo, że źle.
Wieczny dąs i niezadowolenie i obraza majestatu.
Mężowskiego, nie mojego przecież!
Ja to tylko tradycyjnie, cyklicznie rzec by można, raz w miesiącu fochami zarzucam..
A On?!
On raz, dwa razy w tygodniu...**
Bo jak ja mogłam...
Że lojalności za grosz...

A teraz zaczęło się robić groźnie...
A konkretnie: mąż mi grozi!

Że jeśli będę dalej tak przeginać...
To On mi takie coś zrobi, że oooj... popamiętam ja.
Bo co mnie przeraża w domu najbardziej (oprócz myszy)?
No co?
Ano strych.
Mieszkamy tu lat pięć - jeszcze mnie strych w całości nie widział.
Głowę tylko tam wsadziłam raz jeden, żeby wiedzieć gdzie co jest.

I na tym strychu jest taki jeden pstryczek.
I Jąśniemąż mi grozi, że na strych wlezie i ten pstryczek wciśnie.
I wtedy...

Nie będzie Matki.

Bo ten pstryczek do routera przynależy.
I jak go Jaśniemąż wciśnie to Matce internet odetnie.





* od pół roku piszę blog (lub bloga)
** średnio 1-2 razy w tygodniu coś naskrobię na fejsbuku na Jaśniemęża

  

poniedziałek, 21 października 2013

Cellulit

W niedzielne (ciepłe!) leniwe popołudnie siedzimy w czwórkę na trawie.
Próbujemy sobie zrobić (moim telefonem) rodzinną słit focie z rąsi...
Ni cholery - nie da rady. Albo łby poucinane, albo nosy widać tylko, albo któraś Córka z kadru ucieknie...

Zamysł artystyczny padł, zanim narodził się choć jeden sensowny portret rodziny.

Przeglądamy zdjęcia zapisane na telefonie.
Oprócz zdjęć mam też ściągniętych kilka obrazków.
Między innymi taki:

To obrazek Anna Tylka Illustrated zrobiony dla Grupy Desantowej

Pokazuję Jaśniemężowi. Ten ciapie oczami i komentuje: "no i?"
Eeee... No zabawny przecież jest ten rysunek! Ba! Rewelacyjny wręcz!
Aaaa, poczekaj poczekaj!

Matka: a Ty wiesz co to jest skórka pomarańczowa?! I nie chodzi o owoc.
Jaśniemąż: yhm... no co to jest?
Matka: inaczej cellulit...
Jaśniemąż: a to już wiem, moja Ty POMARAŃCZKO!

Bezczelny!

Córka Starsza: tatuś powiedział do mamy Pomarańczko! JAKIE TO SŁODKIE!!!

Bezczelna nieświadomie!




sobota, 19 października 2013

Symboliczna brzoza

Na środku działki rośnie nam brzoza.
Teraz to raczej wypierdek brzozy (jeszcze!), ale rośnie w siłę.
Z roku na rok większa i więcej liści na jesień gubi.

I się o tą cholerną brzozę z Jaśniemężem kłócimy. Tak od 4 lat, od wiosny do lata.
W zimie się nie kłócimy, bo bez sensu - w zimie to ona nawet ładnie wygląda.

Ja: wytnijmy. Po co ona tu? Do czego ona tu pasuje? Tak bez sensu na środku...
On: nie wytniemy. Ona samosiejka. Z przypadku tutaj jak i my. Symboliczna taka...
Ja: symboliczna to może ona i jest, ale nie dlatego, że samosiejka tylko, że brzoza, a brzoza wiadomo dlaczego symboliczna... Najlepiej wyrżnąć teraz, zanim się zrobi wyższa i bardziej symboliczna...
On: nie i koniec.
Ja: ale by Ci się lepiej tutaj trawę kosiło, tak byś tu równiutko miał, zasypał byś sobie ziemią (ostatnia decha ratunku - na działki urodziwość). A poza tym ona taka wielka urośnie... Tuż pod oknami (no prawie, ale ciiii).
On: no może...Ale nie. Symboliczna jest, zostaje. (no uprał się z tą symboliką!)

Znalazłabym sposób na Jaśniemęża. Znalazłabym na pewno! W końcu jakiś argument by trafił.
I brzoza poszłaby won. Z całą swoją symboliką.

Ale wszelkie argumenty ostatecznie z dłoni mi wytrącił i w ziemi pod brzózka pogrzebał... grzyb.
Nie jeden.
Konkretnie: 5 prawdziwków i stado maślaków.

Noż cholera! Nie miały gdzie urosnąć - tylko pod tą symboliczną brzozą?

To teraz już jej nie wytniemy, bo nie dość że symboliczna, to jeszcze grzyby pod nią rosną... Sic!

Żeby tylko z tego tragedii jakiejś nie było...
Bo samoloty nam nad głowami zawracają czasami... O!

Przegląd Pudla. Part 1

Data przeglądu: 04.10.2013

Wszystko ku temu zmierzało. To po prostu musiało się stać i stało się...
Drugiego października zakończył się Paris (o stolicę Francji chodzi, a nie o pannę Hiltonównę) Fashion Week. W takim wydarzeniu wziąć udział powinna każda szanująca się Gwiazda w branży modowej siedząca (opcjonalnie: stojąca, tańcząca, od zaplecza się wdzierająca). Czy Kim Kardashian jest Gwiazdą (a jeżeli tak – na czyim niebie pobłyskuje?) – nie wiem! Wiem jednak, że „było jej smutno, kiedy musiała pożegnać się z córeczką” i do Paryża się wybrać… No jak ja ją rozumiem…  Też mi smutno, gdy żegnam się córeczką, udając się gdzieś bez niej (córeczki w sensie). Do sklepu na przykład, albo do dentysty, ewentualnie do łazienki (choć to ostatnie nie zawsze mi się udaje bez towarzystwa córeczki – pewnie z powodu braku „licznych niań”, które to do dyspozycji ma Kim)… 

Co jeszcze w wielkim świecie? Wiele się działo i sporo pokazano.
Celebryci pokazali, a my mogliśmy zobaczyć: 
zęby (Olivier Janiak), cycki (wspomniana już Kim we wspomnianym już Paryżu), język (Miley Cyrus – a to niespodzianka! Podobno dlatego organ ów wietrzy tak namiętnie, bo nie lubi się uśmiechać – doprawdy urzekająca alternatywa), brzuch (Edyta Herbuś i to w telewizji śniadaniowej), nową fryzurę (Jolanta Kwaśniewska – również w telewizji śniadaniowej), dziwną różową kieckę (Natalia Siwiec udająca się do klubu Paris – tym razem chodzi o Hiltonównę), psa na pośladkach (Dżoana Krupa w słusznej sprawie, ale really – konicznie na golasa?!), majtki (Courtney Stodden – nie wiem, kto zacz, ale wiem, że lat ma 19 i pierś wypełnioną sylikonem do granic absurdu).

Rysunek: Schizy Krzycha

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Michał Żebrowski kupił traktor.
2. Wojciech Cejrowski „nigdy się nie szczepił i nie miał rozwolnienia”.
3. Justin Bieber „kazał się wnieść na Mur Chiński”.
4. Małgorzata Socha była na spacerze z córką (własną).
5. Maja Bohosiewicz nie jest dziewicą – żartowała.

**************************************

Data przeglądu: 11.10.2013

Gwiazdy życie mają ciężkie. Uczciwie przyznajmy, że cięższe niż przeciętny Kowalski. 
 Przeciętny Kowalski ma kredyt na mieszkanie (takie pi razy oko: 50 – 70 metrów), a Gwiazda ma kredyt na dom (minimum 500 metrów) lub 3 mieszkania (po minimum 100 metrów każde). Czyli kto jest bardziej zadłużony, no kto?!
Przeciętny Kowalski jedzie na wakacje (transport własny) na wieś (do rodziny), ewentualnie nad piękny i zimny polski Bałtyk (namiot, kamping, kwatery prywatne), a Gwiazda to się musi tułać po świecie, samolotami latać, życie ryzykować, zjadając nad chmurami dania serwowane przez stewardesy. Naprawdę musi, bo w kraju to paparazzi na każdym kroku i ani się poopalać, ani z uroków agroturystyki skorzystać… Czyli kto musi więcej kasy wydać, żeby odpocząć, no kto?!
Przeciętny Kowalski dzieci posyła do szkoły publicznej za zero złotych (no prawie zero, bo komitet, bo ubezpieczenia, bo wyprawka i książki, i jeszcze 5 zł na herbatę, i trochę więcej na zajęcia dodatkowe), a Gwiazda to musi do prywatnej placówki z absurdalnie wysokim czesnym, bo jakże tak do publicznej… Czyli kto na edukację wyłożyć musi więcej, no kto?!
Przeciętny Kowalski jak jest chory to rejestruje się do internisty (za darmo!) w lokalnym Ośrodku Zdrowia należącym do NFZ, dostaje skierowanie do specjalisty (za darmo!), ustawia się w kolejce i maksymalnie do pół roku może się dowiedzieć co mu dolega (za darmo!). A Gwiazda? Gwiazda musi do prywatnej kliniki (bo przecież nie do państwowej, przecież by ją w kolejce zjedzono, nie wspominając już o paparazzi). A prywatne leczenie to nie przelewki – to przelewy na kwoty co najmniej spore. Czyli kto na zdrowie wydaje więcej, no kto?!
Żal mi trochę tych Gwiazd, bo tak żyją na krawędzi, tak z dnia na dzień…  
Na szczęście są wydarzenia różne (nowe mydło lub szampon do włosów o magicznych zdolnościach wchodzące na rynek, otwarcie ekskluzywnego butiku lub galerii handlowej dla przeciętnego Kowalskiego, pokazy aut, makaronów, pasztetów lub dżemów), a na tych wydarzeniach są ścianki. Gwiazdy bardzo starają się ustawić ładnie na tych ściankach i zarobić. Nie na fanaberie jakieś przecież! Na chleb, na szkołę, na lekarza… Ciężka to robota – stań sobie przeciętny Kowalski na tle ściany w dużym pokoju i uśmiechaj się przez 15 minut, równocześnie wciągając brzuch! Przyjemnie? Nie bardzo! To już lepiej tą swoją robotę za średnią krajową (lub choćby za najniższą, też krajową) wykonywać. 

Rysunek: Schizy Krzycha

A od tygodnia jakaś cisza. Nie wiem, czy się ścianki powaliły, czy zastój jakiś… Nie ma wydarzeń, nie ma eventów! Nie ma nowego smaku keczupu albo choć starego smaku, ale w nowej butelce! Ani butiki się nie otwierają (choć nie – jeden się otworzył, ale tylko Małgorzata Socha się załapała, robiąc standardowo ekspresowy poporodowy came back). Ani inauguracji psiej budy, ani kociej kuwety, ani kurnika… No nic! 
Zastój w interesie! Plotki poniżej krytyki! Co Gwiazdy mają swoimi osobami uświetniać?! No co? I jak żyć?

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Hanna Lis zmieniała buty na parkingu.
2. Kasia Cichopek pokazała brzuszek (to diametralna zmiana, bo jeszcze tydzień temu go ukrywała!).
3. Małżeństwo Piotra Kraśko nie przeszło testu „białej rękawiczki”.
4. Mandaryna kończy karierę muzyczną.
5. Usher pokazał klatę i brzuch (nad tą informacją, Drogie Czytelniczki, warto się pochylić i przyjrzeć się jej bliżej…).

**************************************

Data przeglądu: 18.10.2013

Tak. To z całą pewnością przez pogodę. Te wszystkie piękne kolory: słoneczne żółcie, energetyczne oranże i ogniste czerwienie. Zwłaszcza te ostatnie. Czerwień to przecież symbol szczęścia, pasji i miłości…
Te wszystkie kolory rozlane na jesiennych liściach - spadają, wirują, falują… Szeleszczą niczym pościel z kory, a następnie zaścielają alejki w parkach, chodniki i ulice. Otulają świat niczym flanelowa piżama.

I w tym wszystkim pudel. Z wywieszonym jęzorem, rozwianym włosem, targanymi przez wiatr uszami… Tarza się w tych liściach i miłość mu ślepia przesłania.

Bo oto w tym tygodniu okazało się, że:
Górniak (Edzia) z jakimś panem, Tadla z Kretem (tym od pogody) oraz Brad z Angeliną planują śluby. Przy czym ci ostatni planują również podpisanie intercyzy na miliard (podobno złotych). Ponadto zakończyły się kryzysy w związkach: pana Kraśko z żoną (biała rękawiczka jednak nie dała im rady) oraz Sztaby z Szelągowską (tak, to Ci, którzy trzy miesiące temu brali huczny ślub). Okazało się również, że Kayah tęskni za byłym mężem, a Katie Holmes za byłym mężem nie tęskni ani trochę – wręcz przeciwnie: spotyka się z aktorem Jamie Foxxem.

Zanućmy razem: „Love is in the air…”

Rysunek: Schizy Krzycha

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:

1. Rozenek żuje gumę u manikiurzystki.
2. Żebrowski przytula swoją ciężarną żonę (uprasza się o zachowanie spokoju! To jest normalne - ludzie czasem się przytulają).
3. Pieńkowska ma torebkę za 47 tysięcy (prawdopodobnie złotych).
4. Wierzbicka (ta z dużymi piersiami, których nie lubi) wciągała nosem cukier puder.
5. Horodyńska narzeka na swoje piersi – są za duże!

AddThis