środa, 6 sierpnia 2014

Projekt dziecko

Przeczytałam jakiś czas temu w Polityce (chyba!) takie zdanie:
"w obecnych czasach projekt dziecko to projekt, 
który nie może się nie udać!"


Brrrr! Jaki projekt? Jakie nie udać?
Z grubsza chodzi o to, że czasy coraz cięższe, dzieci coraz mniej, przyszłość coraz bardziej niepewna. W związku z powyższym należy dziecko wysłać do elitarnej szkoły, najlepiej już na poziomie podstawowym. Najlepsza z tych elitarnych to taka, do której potencjalni pierwszoklasiści muszą zdać egzamin, egzaminiątko właściwie - powinni umieć czytać, pisać i rachować.
Udało się? Super!
To teraz trzeba dziecku zorganizować czas wolny tak, żeby nie miały czasu wolnego. Czas wolny służyć powinien bowiem nie zabawie a rozwijaniu się, bo bawią się lesery, a rozwijają... no wiadomo!

Dbamy więc o wszechstronny rozwój dziecka:
MUZYKA - gra na fortepianie lub skrzypcach (gitara jest pase, na gitarze to my sobie brzdękaliśmy niezobowiązująco w latach naszej niezorganizowanej młodości). Śpiew również, bo śpiewać każdy może, a wszechstronnie rozwinięty młody człowiek to nawet powinien.
TAŃCE - koniecznie nowoczesne: modern dżez i te sprawy, żadne tam pasadoble czy walce angielskie (patrz: gitara); jeżeli zaś chcemy celować w folklor to tylko taki z potencjałem, co to umca umca za granicą robi, a nie jeno na wiejskich festynach dechy wyciera.
JĘZYKI - obce oczywiście i nie tylko angielski. Angielski to już przecież od kołyski, więc w wieku lat sześciu czy siedmiu to już powinien być w małym paluszki małej rączki. Francuski, hiszpański, włoski, ewentualnie niemiecki - do tego coś egzotycznego: japoński lub chiński. Także michao kajlan silwuple sjesta i iś libe sztrasen policaj. No!
PLASTYKA - koniecznie! Bo to artystyczne takie i w CV dobrze w zainteresowaniach wygląda, a CV jak wiadomo się może przydać przy rekrutacji już do szkoły, więc nie wahajcie się ani chwili dłużej... Malowanie na płótnie, pastele, farby olejne, węgiel... I nie żeby tylko praktyka! Teorii też gówniarzom nawkładać do głów, coby wiedziały który to sobie ucho ciachnął, a który Kaplice Sykstyńską wymalował (to nie szkodzi, że niekoniecznie wiedzą co to za Kaplica i gdzie ona!), a że Salvadore Dali to miał nierówno pod sufitem i Damy z łasiczką nie namalował.
SPORT - bo jeśli się okaże, że z dziecka jednak mózgowiec nie wyrośnie, to a nóż widelec - będzie dobrze rakietę od tenisa trzymać!
GOTOWANIE - to tak ad noża i widelca... Bycie masterszefem jest teraz modne. Warto więc zapisać dziecko na jakiś kurs i tym samym położyć podwaliny...

A ja mam w głowie taki projekt, którego celem jest wychowanie dziecka szczęśliwego.
Nie NAJMĄDRZEJSZEGO, nie NAJZDOLNIEJSZEGO, nie WYBITNEGO.
Po prostu szczęśliwego.

Myślę, że nie uszczęśliwi ich opcja: śpiewam, tańczę, recytuję. Staram się obserwować i słuchać. Wspierać w obszarach, które wsparcia wymagają i nie wspierać w tych drugich.
Nic na siłę i nic za wszelką cenę.
Nie kalkuluję, że balet się nie opłaca, bo i tak baletnicą nie będzie. Chce się pobawić w balet - niech się bawi, niech marzy, że będzie primabaleriną. To idealny czas na takie marzenia, to idealny czas na zabawę...

Pewnie, że chciałabym, żeby moim dzieciom życie ułożyło się dobrze, żeby nie martwiły się co i za co do gara włożyć, żeby zdobyły wykształcenie i satysfakcjonującą je prace zawodową.

Nie chcę projektować ich przyszłości. Unikam mówienia, że mamusia to by chciała, żebyś została... Chcę pokazać możliwe kierunki, jeżeli mnie poproszą - rzetelnie przedstawić plusy i minusy wyborów, których dokonają, a na końcu zaakceptować ich decyzję.

Starsza pójdzie do pierwszej klasy publicznej szkoły podstawowej na wsi - o zgrozo!
Młodsza będzie za ścianą w publicznym wiejskim przedszkolu (nie sportowo - muzyczno - artystycznym, tylko w takim zwykłym) - o zgrozo!
Starsza pewnie pójdzie na jakieś zajęcia taneczne, w któryś dzień popołudniu, bo... chce.
Może pójdzie na angielski, a może nie, bo po angielsku na tym poziomie to możemy sobie w domu pokonwersować.
Młodsza nigdzie nie pójdzie, bo jest zwyczajnie za mała, bo sam fakt pójścia do przedszkola już będzie sporą zmianą i wyzwaniem społecznym.

To mój projekt - projekt szczęśliwe dziecko.



4 komentarze:

  1. U nas też dzieci w wiejskich placówkach i jest dobrze, choć czasem czuję się jak matka nieodpowiedzialna, bo niektóre mamy już od 1 klasy planują do jakiego gimnazjum dziecko posłać i gdzie. No a ja prosta baba myślałam, że wystarczy jak do tego wiejskiego poślę :) Podzielam Twoje zdanie. Wspierać, obserwować, pokazywać możliwości. I nie dać się samemu wpędzić w ten rodzicielski (choć nie neguję, że z miłości do dzieci w większości) wyścig szczurów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że w większości z miłości! Ale to taka miłość nastawiona maksymalnie na przyszłość. A ja bronię teraźniejszości... :)
      Mówisz, że czas zacząć myśleć o gimnazjum - oż cholera! ;)))

      Usuń
  2. Hym ja to już dawno uznalam się za wyrodna matkę i nie pase ale cóż co można się spodziewać po patologii ( trójka dzieci) podstawówka państwowa, zajęcia dodatkowe w szkole w ramach lekcji albo tuż po nich. Przeżyłam juz fazę ja będę piłkarzem ;) treningi mecze itp znudziło mu się więc nic na siłę. Był hokej. Były szachy. Kółko teatralne. Ale nic na siłę robia co lubią nie stoję nad nimi bo teraz czas na naukę samodzielności i ponoszenia konsekwencji swoich wyborów i decyzji . Bo to małe decyzję i konsekwencje nie bolą ale przygotowanie do dorosłych decyzji będą mieć.
    A co do gimnazjum cytat mojego syna" przecież do gimnazjum muszę chodzić więc w rejonie mnie przyjmą "
    pozdrawiam Matka polka :)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis