sobota, 26 października 2013

Kącik Muzyczny (czyli o muzyce i cyckach) - part 1

Matka i Jaśniemąż lubią muzykę.
Często podobają nam się zupełnie różne rzeczy.
Na szczęście - równie często - podobają nam się rzeczy podobne.
Od 11 lat (tyle jesteśmy po ślubie) kupujemy płyty.

Taka nasza wspólna pasja - można by rzec (naciągając  nieco rzeczywistość, by ładnie brzmiała).

Tyle że teraz posucha. Ostatnią płytę kupiliśmy chyba w zeszłym roku...

ALE.
Jest pierwszy singiel Jamesa Arthura. Bardzo dobry!
James Arthur "You're Nobody 'Til Somebody Loves You" - TUTAJ
Jest potencjał na naprawdę dobry krążek.




















Zaczęliśmy więc wczoraj skandalicznie późną porą o Jamesie rozmawiać.
Matka: a słyszałeś kawałek którym wszedł do X-factora?
Jaśniemąż: nie.

Szukam. Prezentuję:
James Arthur "Young" - TUTAJ (posłuchajcie, warto tylko 2:45 minut, po rapowanym fragmencie - gwarantowane ciarrry)

Matka: bosze! Jaki on ma głos! A znasz tą Tulisę, której kawałek koweruje?
Jaśniemąż: nie...
Matka: poszukam, bo w sumie nigdy nie słyszałam oryginału...

Szukam. Włączam:
Tulisa "Young" - TUTAJ (posłuchajcie około 20 pierwszych sekund - wystarczy, więcej nie trzeba)

Jaśniemąż: a czekaj czekaj! Znam! 
Matka: w życiu tego nie słyszałam...
Jaśniemąż: bo tego nie trzeba słyszeć... Popatrz na cycki jak ona na tym balkonie w tym czymś różowym stoi...
Matka: no ale wersja Jamesa to zupełnie inny kawałek. On zresztą każdym wykonaniem jakby policzkował pierwowzór. Jego interpretacje lepsze były po prostu od każdego oryginału...
Jaśniemąż: oprócz Tulisy!

No oczywiście - oprócz Tulisy.
Cycki.

Także ten tego - pamiętajcie o pielęgnowaniu wspólnych pasji, np do muzyki.
Nawet jeśli jedno z Was słucha oczami... ;)

wtorek, 22 października 2013

Mąż mi grozi...

W związku jak to w związku - raz lepiej, raz gorzej.
Wzloty, upadki i stany średnie...

Tylko od pól roku jakby równia pochyła, a związek stacza się w dół.*

Pretensje, wyrzuty, zarzuty.
Że nie tak, że za mało, za dużo, że źle.
Wieczny dąs i niezadowolenie i obraza majestatu.
Mężowskiego, nie mojego przecież!
Ja to tylko tradycyjnie, cyklicznie rzec by można, raz w miesiącu fochami zarzucam..
A On?!
On raz, dwa razy w tygodniu...**
Bo jak ja mogłam...
Że lojalności za grosz...

A teraz zaczęło się robić groźnie...
A konkretnie: mąż mi grozi!

Że jeśli będę dalej tak przeginać...
To On mi takie coś zrobi, że oooj... popamiętam ja.
Bo co mnie przeraża w domu najbardziej (oprócz myszy)?
No co?
Ano strych.
Mieszkamy tu lat pięć - jeszcze mnie strych w całości nie widział.
Głowę tylko tam wsadziłam raz jeden, żeby wiedzieć gdzie co jest.

I na tym strychu jest taki jeden pstryczek.
I Jąśniemąż mi grozi, że na strych wlezie i ten pstryczek wciśnie.
I wtedy...

Nie będzie Matki.

Bo ten pstryczek do routera przynależy.
I jak go Jaśniemąż wciśnie to Matce internet odetnie.





* od pół roku piszę blog (lub bloga)
** średnio 1-2 razy w tygodniu coś naskrobię na fejsbuku na Jaśniemęża

  

poniedziałek, 21 października 2013

Cellulit

W niedzielne (ciepłe!) leniwe popołudnie siedzimy w czwórkę na trawie.
Próbujemy sobie zrobić (moim telefonem) rodzinną słit focie z rąsi...
Ni cholery - nie da rady. Albo łby poucinane, albo nosy widać tylko, albo któraś Córka z kadru ucieknie...

Zamysł artystyczny padł, zanim narodził się choć jeden sensowny portret rodziny.

Przeglądamy zdjęcia zapisane na telefonie.
Oprócz zdjęć mam też ściągniętych kilka obrazków.
Między innymi taki:

To obrazek Anna Tylka Illustrated zrobiony dla Grupy Desantowej

Pokazuję Jaśniemężowi. Ten ciapie oczami i komentuje: "no i?"
Eeee... No zabawny przecież jest ten rysunek! Ba! Rewelacyjny wręcz!
Aaaa, poczekaj poczekaj!

Matka: a Ty wiesz co to jest skórka pomarańczowa?! I nie chodzi o owoc.
Jaśniemąż: yhm... no co to jest?
Matka: inaczej cellulit...
Jaśniemąż: a to już wiem, moja Ty POMARAŃCZKO!

Bezczelny!

Córka Starsza: tatuś powiedział do mamy Pomarańczko! JAKIE TO SŁODKIE!!!

Bezczelna nieświadomie!




sobota, 19 października 2013

Symboliczna brzoza

Na środku działki rośnie nam brzoza.
Teraz to raczej wypierdek brzozy (jeszcze!), ale rośnie w siłę.
Z roku na rok większa i więcej liści na jesień gubi.

I się o tą cholerną brzozę z Jaśniemężem kłócimy. Tak od 4 lat, od wiosny do lata.
W zimie się nie kłócimy, bo bez sensu - w zimie to ona nawet ładnie wygląda.

Ja: wytnijmy. Po co ona tu? Do czego ona tu pasuje? Tak bez sensu na środku...
On: nie wytniemy. Ona samosiejka. Z przypadku tutaj jak i my. Symboliczna taka...
Ja: symboliczna to może ona i jest, ale nie dlatego, że samosiejka tylko, że brzoza, a brzoza wiadomo dlaczego symboliczna... Najlepiej wyrżnąć teraz, zanim się zrobi wyższa i bardziej symboliczna...
On: nie i koniec.
Ja: ale by Ci się lepiej tutaj trawę kosiło, tak byś tu równiutko miał, zasypał byś sobie ziemią (ostatnia decha ratunku - na działki urodziwość). A poza tym ona taka wielka urośnie... Tuż pod oknami (no prawie, ale ciiii).
On: no może...Ale nie. Symboliczna jest, zostaje. (no uprał się z tą symboliką!)

Znalazłabym sposób na Jaśniemęża. Znalazłabym na pewno! W końcu jakiś argument by trafił.
I brzoza poszłaby won. Z całą swoją symboliką.

Ale wszelkie argumenty ostatecznie z dłoni mi wytrącił i w ziemi pod brzózka pogrzebał... grzyb.
Nie jeden.
Konkretnie: 5 prawdziwków i stado maślaków.

Noż cholera! Nie miały gdzie urosnąć - tylko pod tą symboliczną brzozą?

To teraz już jej nie wytniemy, bo nie dość że symboliczna, to jeszcze grzyby pod nią rosną... Sic!

Żeby tylko z tego tragedii jakiejś nie było...
Bo samoloty nam nad głowami zawracają czasami... O!

Przegląd Pudla. Part 1

Data przeglądu: 04.10.2013

Wszystko ku temu zmierzało. To po prostu musiało się stać i stało się...
Drugiego października zakończył się Paris (o stolicę Francji chodzi, a nie o pannę Hiltonównę) Fashion Week. W takim wydarzeniu wziąć udział powinna każda szanująca się Gwiazda w branży modowej siedząca (opcjonalnie: stojąca, tańcząca, od zaplecza się wdzierająca). Czy Kim Kardashian jest Gwiazdą (a jeżeli tak – na czyim niebie pobłyskuje?) – nie wiem! Wiem jednak, że „było jej smutno, kiedy musiała pożegnać się z córeczką” i do Paryża się wybrać… No jak ja ją rozumiem…  Też mi smutno, gdy żegnam się córeczką, udając się gdzieś bez niej (córeczki w sensie). Do sklepu na przykład, albo do dentysty, ewentualnie do łazienki (choć to ostatnie nie zawsze mi się udaje bez towarzystwa córeczki – pewnie z powodu braku „licznych niań”, które to do dyspozycji ma Kim)… 

Co jeszcze w wielkim świecie? Wiele się działo i sporo pokazano.
Celebryci pokazali, a my mogliśmy zobaczyć: 
zęby (Olivier Janiak), cycki (wspomniana już Kim we wspomnianym już Paryżu), język (Miley Cyrus – a to niespodzianka! Podobno dlatego organ ów wietrzy tak namiętnie, bo nie lubi się uśmiechać – doprawdy urzekająca alternatywa), brzuch (Edyta Herbuś i to w telewizji śniadaniowej), nową fryzurę (Jolanta Kwaśniewska – również w telewizji śniadaniowej), dziwną różową kieckę (Natalia Siwiec udająca się do klubu Paris – tym razem chodzi o Hiltonównę), psa na pośladkach (Dżoana Krupa w słusznej sprawie, ale really – konicznie na golasa?!), majtki (Courtney Stodden – nie wiem, kto zacz, ale wiem, że lat ma 19 i pierś wypełnioną sylikonem do granic absurdu).

Rysunek: Schizy Krzycha

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Michał Żebrowski kupił traktor.
2. Wojciech Cejrowski „nigdy się nie szczepił i nie miał rozwolnienia”.
3. Justin Bieber „kazał się wnieść na Mur Chiński”.
4. Małgorzata Socha była na spacerze z córką (własną).
5. Maja Bohosiewicz nie jest dziewicą – żartowała.

**************************************

Data przeglądu: 11.10.2013

Gwiazdy życie mają ciężkie. Uczciwie przyznajmy, że cięższe niż przeciętny Kowalski. 
 Przeciętny Kowalski ma kredyt na mieszkanie (takie pi razy oko: 50 – 70 metrów), a Gwiazda ma kredyt na dom (minimum 500 metrów) lub 3 mieszkania (po minimum 100 metrów każde). Czyli kto jest bardziej zadłużony, no kto?!
Przeciętny Kowalski jedzie na wakacje (transport własny) na wieś (do rodziny), ewentualnie nad piękny i zimny polski Bałtyk (namiot, kamping, kwatery prywatne), a Gwiazda to się musi tułać po świecie, samolotami latać, życie ryzykować, zjadając nad chmurami dania serwowane przez stewardesy. Naprawdę musi, bo w kraju to paparazzi na każdym kroku i ani się poopalać, ani z uroków agroturystyki skorzystać… Czyli kto musi więcej kasy wydać, żeby odpocząć, no kto?!
Przeciętny Kowalski dzieci posyła do szkoły publicznej za zero złotych (no prawie zero, bo komitet, bo ubezpieczenia, bo wyprawka i książki, i jeszcze 5 zł na herbatę, i trochę więcej na zajęcia dodatkowe), a Gwiazda to musi do prywatnej placówki z absurdalnie wysokim czesnym, bo jakże tak do publicznej… Czyli kto na edukację wyłożyć musi więcej, no kto?!
Przeciętny Kowalski jak jest chory to rejestruje się do internisty (za darmo!) w lokalnym Ośrodku Zdrowia należącym do NFZ, dostaje skierowanie do specjalisty (za darmo!), ustawia się w kolejce i maksymalnie do pół roku może się dowiedzieć co mu dolega (za darmo!). A Gwiazda? Gwiazda musi do prywatnej kliniki (bo przecież nie do państwowej, przecież by ją w kolejce zjedzono, nie wspominając już o paparazzi). A prywatne leczenie to nie przelewki – to przelewy na kwoty co najmniej spore. Czyli kto na zdrowie wydaje więcej, no kto?!
Żal mi trochę tych Gwiazd, bo tak żyją na krawędzi, tak z dnia na dzień…  
Na szczęście są wydarzenia różne (nowe mydło lub szampon do włosów o magicznych zdolnościach wchodzące na rynek, otwarcie ekskluzywnego butiku lub galerii handlowej dla przeciętnego Kowalskiego, pokazy aut, makaronów, pasztetów lub dżemów), a na tych wydarzeniach są ścianki. Gwiazdy bardzo starają się ustawić ładnie na tych ściankach i zarobić. Nie na fanaberie jakieś przecież! Na chleb, na szkołę, na lekarza… Ciężka to robota – stań sobie przeciętny Kowalski na tle ściany w dużym pokoju i uśmiechaj się przez 15 minut, równocześnie wciągając brzuch! Przyjemnie? Nie bardzo! To już lepiej tą swoją robotę za średnią krajową (lub choćby za najniższą, też krajową) wykonywać. 

Rysunek: Schizy Krzycha

A od tygodnia jakaś cisza. Nie wiem, czy się ścianki powaliły, czy zastój jakiś… Nie ma wydarzeń, nie ma eventów! Nie ma nowego smaku keczupu albo choć starego smaku, ale w nowej butelce! Ani butiki się nie otwierają (choć nie – jeden się otworzył, ale tylko Małgorzata Socha się załapała, robiąc standardowo ekspresowy poporodowy came back). Ani inauguracji psiej budy, ani kociej kuwety, ani kurnika… No nic! 
Zastój w interesie! Plotki poniżej krytyki! Co Gwiazdy mają swoimi osobami uświetniać?! No co? I jak żyć?

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:
1. Hanna Lis zmieniała buty na parkingu.
2. Kasia Cichopek pokazała brzuszek (to diametralna zmiana, bo jeszcze tydzień temu go ukrywała!).
3. Małżeństwo Piotra Kraśko nie przeszło testu „białej rękawiczki”.
4. Mandaryna kończy karierę muzyczną.
5. Usher pokazał klatę i brzuch (nad tą informacją, Drogie Czytelniczki, warto się pochylić i przyjrzeć się jej bliżej…).

**************************************

Data przeglądu: 18.10.2013

Tak. To z całą pewnością przez pogodę. Te wszystkie piękne kolory: słoneczne żółcie, energetyczne oranże i ogniste czerwienie. Zwłaszcza te ostatnie. Czerwień to przecież symbol szczęścia, pasji i miłości…
Te wszystkie kolory rozlane na jesiennych liściach - spadają, wirują, falują… Szeleszczą niczym pościel z kory, a następnie zaścielają alejki w parkach, chodniki i ulice. Otulają świat niczym flanelowa piżama.

I w tym wszystkim pudel. Z wywieszonym jęzorem, rozwianym włosem, targanymi przez wiatr uszami… Tarza się w tych liściach i miłość mu ślepia przesłania.

Bo oto w tym tygodniu okazało się, że:
Górniak (Edzia) z jakimś panem, Tadla z Kretem (tym od pogody) oraz Brad z Angeliną planują śluby. Przy czym ci ostatni planują również podpisanie intercyzy na miliard (podobno złotych). Ponadto zakończyły się kryzysy w związkach: pana Kraśko z żoną (biała rękawiczka jednak nie dała im rady) oraz Sztaby z Szelągowską (tak, to Ci, którzy trzy miesiące temu brali huczny ślub). Okazało się również, że Kayah tęskni za byłym mężem, a Katie Holmes za byłym mężem nie tęskni ani trochę – wręcz przeciwnie: spotyka się z aktorem Jamie Foxxem.

Zanućmy razem: „Love is in the air…”

Rysunek: Schizy Krzycha

TOP 5 „breaking news” mijającego tygodnia:

1. Rozenek żuje gumę u manikiurzystki.
2. Żebrowski przytula swoją ciężarną żonę (uprasza się o zachowanie spokoju! To jest normalne - ludzie czasem się przytulają).
3. Pieńkowska ma torebkę za 47 tysięcy (prawdopodobnie złotych).
4. Wierzbicka (ta z dużymi piersiami, których nie lubi) wciągała nosem cukier puder.
5. Horodyńska narzeka na swoje piersi – są za duże!

środa, 16 października 2013

Co w szkole? Nic.

Odebrawszy Córkę Starszą wczoraj ze szkoły w okolicach godziny 13...

Matka: co w szkole?
Córka Starsza: Nic.
Matka: jak to nic? Co robiliście?
Córka Starsza: nie pamiętam.
Matka: ale tak nic a nic? Cokolwiek mamie opowiedz...
Córka Starsza: mówiłam Ci, że nie pamiętam, nie męcz mnie mamo!

Godz. 18
Córka Starsza: a jutro będziemy mieć w klasie Pana Dyrektora. Będzie cały czas! I będzie sprawdzał jak się zachowujemy!
Matka: O! To musicie być grzeczni i słuchać Pani.
Córka Starsza: no właśnie Pani nam dzisiaj to tłumaczyła.

Godz. 19:30
Córka Starsza: a wiecie co się dzisiaj stało w szkole?
Matka: no co?
Córka Starsza: Panie mnie wybrała i byłam dyżurną!
Matka: i co musiałaś robić?
Córka Starsza: sprawdzać porządek, czy wszystkie dzieci posprzątały zabawki czy nic nie leży pod stolikami. A oni wszyscy musieli grzecznie siedzieć i czekać aż skończę.
Matka: no to super! 

Godz. 21
Córka Starsza: mamo, a jutro będziemy z Panią sadzić kwiatki! Pani przyniesie doniczki i ziemię i jakieś nasiona i będziemy sadzić. Super, co nie?
Matka: super!

Godz. 7:30 (dnia następnego czyli dzisiaj ;)
Córka Starsza: a wczoraj to robiliśmy na kartkach panią jesień z liści. I jeszcze ludziki z kasztanów i koleżance się te kasztany nie chciały trzymać, to zrobiła z samej plasteliny te ludziki... Wiesz?
Matka: teraz już wiem.


A wersja z godziny 13 brzmiała, że NIC.

Co będzie dzisiaj - dowiem się jutro.

Dzieci mają zdolność zakrzywiania czasoprzestrzeni. Sobie i rodzicom!

piątek, 11 października 2013

Akademia Umysłu Junior, czyli Córka Starsza recenzuje...

Dostałam do zrecenzowania program komputerowy Akademia Umysłu Junior...
Tzn nie ja - Córka Starsza dostała, bo Matkę od "juniora" dzielą lata (prawie świetlne)...

Gdybyście Córkę Starszą zapytali od kogo program dostała - odpowie, że od listonosza.
Gdybyście Córkę Starszą zapytali: dlaczego od listonosza - odpowie, że listonosz ją po prostu lubi, bo wiele rzeczy już od niego dostała (np sukienki dla lalek zamówione i opłacone przez Matkę w e-sklepie, grrrrrr!). Listonosz pozostaje guru Córki i dorównać mu może jedynie Święty Mikołaj...

*to drugie, pt. PAMIĘĆ, to niby dla Matki... ;)



Listonosz przybył o godzinie 14.
5 minut później Córka Starsza siedziała już przed ekranem laptopa oświadczając, że grać będzie tu i teraz, a zupa to potem...

Włożyłyśmy więc płytę CD i się zaczęło...

Córka Starsza: mamo no włącz już mi te gierki od listonosza (grrrr!)

Matka: poczekaj, musi się program zainstalować...
Córka Starsza: a co to znaczy "zainstalować"?

OMG! Wyjaśniła Matka jak umiała... Na szczęście instalacja trwała krótko i Córka Starsza przystąpiła do zabawy.

Do wyboru jest 9 profili - dziewiątka dzieci może grać i zapisywać swoje osiągnięcia.
Każdy profil to sympatyczna morda zwierzątka.


Matka: które zwierzątko wybierasz córuniu?
Córka Starsza: zajączka mamo... Świnia jest co prawda różowa (ulubiony kolor córki), ale przecież nie będę świnią!

Wybrała więc Córka zajączka i pojawiła się tabliczka (taka mała zielona z wyrysowanym uśmiechem i oczkami), która się Córce przedstawiła jako TABI.
Od tego momentu - brutalnie szczerze - Matka stała się zbędna!
Córka porzuciła konwersację z rodzicielką na rzecz wymiany zdań z wirtualną Tabi...

A tak wygląda strona z menu - z tej planszy dziecko wchodzi we wszystkie dostępne w programie gry:


Córka Starsza odkrywała kolejne gry i z pasją dyskutowała z Tabi, która to miłym głosem Córkę instruowała chwaliła, wspierała ciepłym słowem w niepowodzeniach...

Córka Starsza: mamo! Tabliczka do mnie gada! Cudownie!

Tabi: sensacyjnie!
Córka Starsza: e... nie gadaj, normalnie!

Tabi: rewelacyjnie!
Córka Starsza: to łatwizna była, ale dzienks.

Tabi: po prostu bomba!
Córka Starsza: no wiem, wiem...

Tabi: to nie było łatwe (Córce się coś nie udało)
Córka Starsza: no nie było! To czemu mi to kazałaś robić, Tabliczko?!


Córka Starsza z pasja łatała parasol (dopasowywanie łatek do dziur w materiale)

... pomagała babci robić szalik (zapamiętując znikające wzory)

... grała ambitnie w jesienne memo (pamięc to Ona ma dobrą, oj dobrą!)

A Matce bardzo spodobał się pomysł ze strachem na wróble. Po najechaniu na stracha dziecko słyszy: HOPSASA. Ludzik siedzi na krześle, a potem wstaje i ordynuje dziecku ćwiczenia - świetny przerywnik!

Matka: no wstawaj, poruszaj się trochę...
Córka Starsza: e nie... Niech ludzik robi ćwiczenia, a ja sobie chrupki zjem w tym czasie...

Po chwili znowu Hopsasa włączone:
Matka: skoro nie chcesz się ruszać, to po co go włączasz?
Córka Starsza: bo lubię patrzyć jak się męczy...

Chrupki zjadła, poobserwowała ludzika i skakać poczęła z nim po każdym niemal wykonanym zadaniu :D




PODSUMOWANIE:

Akademia Umysłu Junior to zestaw 21 ćwiczeń na jednej płycie CD przeznaczony dla dzieci w wieku 5-9 lat. Dziecko ma możliwość samodzielnego wybierania gier, pokonywania kolejnych etapów, pauzowania gry.

Wyczerpujące informacje o tym (i innych programach) znajdziecie tutaj: www.akademia-umyslu.pl W tym miejscu możecie również pobrać darmowe wersje startowe.

PLUSY:
+ grafika (przejrzysta, czytelna, piękne kolory)
+ łatwa obsługa (Córka ma równo 5 lat - bez problemu radziła sobie bez mojej pomocy)
+ Tabi - rewelacyjny przewodnik, sympatyczny, obdarzony ciepłym głosem, motywujący (poza tym: dziecko gada z tabliczką, czyli: dziecko nie gada z rodzicem, czyli: rodzic pije w spokoju kawę i czyta gazetę!)
+ wartość edukacyjna (nie ma tu z czym dyskutować - ćwiczenia uczą bawiąc - rewelacja!)
+ cena: 34,90 zł (wersja elektroniczna) lub 39,90 zł (wersja pudełkowa) - za 40 złotych jesteśmy w stanie kupić około 4-5 książeczek z zadaniami w podobnej stylistyce i z podobnym zakresem zadań. Tyle tylko, że książeczki są jednorazowe, a do Akademii dziecko (nie jedno, dziewiątka dzieci!) będzie mogło wrócić w dowolnej chwili i na dowolnym poziomie trudności

MINUSY (no przecież jakieś musiałam znaleźć... ;)) :
- wydaje mi się, że docelowa grupa wiekowa jest trochę zawyżona, że 9-cio latka raczej nie namówię na grę w cerowanie parasola (ale jest opcja, że się mylę, bo do dyspozycji mam tylko 5-cio latkę)
- przycisk rozpoczynający grę jest umieszczony po prawej stronie na dole - przy tym Córka się regularnie "zawieszała" i Tabi musiała jej przypominać, że trzeba kliknąć na ów przycisk, żeby wybraną grę zacząć. Dla młodszych dzieci pewnie bardziej czytelny byłby duży przycisk wyskakujący na środku ekranu.

Dla porządku jeszcze tylko:
TUTAJ strona Akademii Umysłu.
TUTAJ jest sklep.
TUTAJ są informacje o firmie FORMAT, która produkuj tę i inne gry.

Polecam. Szczerze. 

czwartek, 10 października 2013

Macierzyństwo to śmieciówka

Taka sytuacja:
Matka siedzi przy stole z laptopem, Córki samopas po chałupie latają, Jaśniemąż stoi w kuchni i się Matce przygląda

Jaśniemąż: a Ty tak nic nie robisz?
Matka: niechże i ja mam coś z tego urlopu (bo Jaśniemąż na urlopie aktualnie przebywa)
Jaśniemąż: jaki urlop? Tobie się urlop nie należy! Urlop to mam ja, a Ty na śmieciówce jesteś!

Foch?
Eeeeeeeeee (się namyślam) nie foch - w sumie rację ma.

Bycie Matką (etatową) dwóch Córek to faktycznie tzw umowa śmieciowa - i nie o wywóz śmieci chodzi (choć nie - o to też, bo śmieci spod zlewu jakoś same do kubła przed domem pójść nie chcą!).

NADGODZINY - notorycznie!
PŁACA - żadna! A nie, sory! Czasem coś Jaśniemężowi z portek wypadnie (tak maks do 10 ziko, bo to drobniaki lecą...) - naonczas przywłaszczam bez pardonu.
URLOP - się nie należy, a nawet jeśli zazna się czegoś na kształt urlopu, to i tak robotę (w sensie Córki) bierze się ze sobą...
UBEZPIECZENIE ZDROWOTNE - no niby jest, tylko kiedy z niego skorzystać, skoro z roboty wyjść się nie da wcześniej niż o 21 (Córki zasypiają), a z robotą do ginekologa to jednak nie za bardzo...
PAKIET SOCJALNY - nie ma. No chyba, że uganianie się za dziećmi - można podciągnąć pod karnet (open!) na siłownię; tańczenie z dziećmi do dźwięków znanych i lubianych krasnoludków (hopsasa) - karnet na tańce towarzyskie, itp... To jest pakiet socjalny. Jest jak cholera!



piątek, 4 października 2013

Test na miłość

Godzina: 0:05 (słownie: pięć po północy).

Jaśniemąż rozwalony na kanapie. Shake pod ręką, zakąska pod ręką, nogi w górze, laptop na kolanach.

Matka - ledwie żywa - żegna się czule z Jaśniemężem: "tylko odnieś do zlewu tą szklankę, skarpet na kanapie znowu nie zostaw i w ogóle to chodź już do spania, bo późno".
W poczuciu dobrze spełnionego małżeńskiego obowiązku (o zrzędzenie mi chodzi!), bierze Matka wodę mineralną i lezie po schodach do góry, do sypialni, do poduszki, wprost w objęcia ukochanego Morfeusza, który już na Matkę czeka, stopy mu tylko spod kołdry wystają...
Gdy jedna noga Matki jest na szczycie schodów a druga już prawie w łóżku - dopada Matkę pytanie z dołu, z kanapy, od Jaśniemęża pochodzące:
"Podałabyś mi pilota do telewizora?"

Matka zerka w dół: pilot leży jakieś 1,5 metra od niego, na tej samej kanapie!
Matka: no chyba żartujesz! Leży przecież obok Ciebie!
Jaśniemąż: no ale nie sięgnę, a kabel od zasilacza mi nie styka i jak się ruszę to mi się komp zresetuje. (no afera, że mu się zresetuje - sic - gra sobie w managera - sic - jakies tam sejwy się nie zrobą czy coś - sic, sic, sic!)


Zeszłam (ze schodów). Podałam (pilota). Wyszłam (po schodach). Poszłam (spać).

Mężczyzno - zrób test.
Jeżeli w podobnie absurdalnej sytuacji Twoja Partnerka poda Ci tego cholernego pilota, możesz być pewien, że to miłość...
Jeśli zaś nie poda?! No nie wiem... Dzisiaj nie poda pilota, jutro szklanki wody, a na starość worka z lekami...

Kobieto podobny test dostępny jest również w wersji: przetestuj chłopa.
Pamiętacie zatrważającą historię Matki i pasikonika?
10 sierpnia, grubo po północy Jaśniemąż przemierzał na kolanach salon, powtarzając jak mantrę: "nie-do-kur-wa-wia-ry" (że niby nie do wiary, że po północy że na kolanach, że z takiego powodu)... Pasikonika szukał, bo Matka usłyszała cykanie, którego wewnątrz chałupy słyszeć nie powinna, pasikoniki na zewnątrz są ok. Pasikoniki wewnątrz Matkę przerażają...Szukał więc Jaśniemąż po północy skaczącego stwora.
Wymyślcie stwora i sprawdźcie, czy Wasz Mężczyzna udźwignie ciężar odpowiedzialności zrzucony na jego barki po północy (warunek konieczny!) - jeśli tak: macie szczęście! To ten jeden jedyny i możecie spokojnie przy nim zestarzeć... 



czwartek, 3 października 2013

O tym, że nigdy nie jest za późno...

Jakiś czas temu poznałam kobietę, której historia zainspirowała mnie do napisania tego tekstu. 
Dane zmienione, a tekst napisany dla niej - żeby walczyła o własne szczęście. 

Kobieta, lat 31, aktywna zawodowo, jedno dziecko (dziewczynka, lat 6). I mąż. Poznała go mając lat 17, wyszła za niego mając lat 23.
To była miłość. Taka rozsądna, poukładana, bez kłótni, bez upadków. Wzlotów może było niewiele, ale związek z tym mężczyzną dawał poczucie bezpieczeństwa.

Po kilku latach okazało się, że mężczyzna lubi alkohol.

Po kolejnych kilku latach okazało się, że mężczyzna lubi alkohol za bardzo. 

Na świecie było już wówczas dziecko – dziewczynka miała 2 lata i zaczynała z uwagą przyglądać się światu. Kobieta podjęła więc walkę. Walkę z mężem o trzeźwość, o normalność, o przyszłość. Walkę z wiatrakami…
Mąż nie widział problemu – pije, bo lubi. To nie pij, prosiła kobieta  – niczego nie muszę Ci udowadniać, odpowiadał mężczyzna. Znowu piłeś, stwierdzała kobieta wracając wieczorem z pracy – po robocie z kolegami, jedno piwo - odpowiadał mężczyzna. Kolejnego wieczoru kobieta znowu wyczuwała alkohol: Jakaś okazja była? – pytała… 

Mąż zaczął kłamać. „Nie piłem” stało się mantrą.
Kobieta zaczęła przeszukiwać otoczenie i znajdywała: puste butelki, połówki, małpki, puszki, kapsle… Kujące w oczy dowody kłamstw męża. Zaproponowała rozmowę, terapię, choć jedno spotkanie z psychologiem… Nie, nie i nie.

Kobieta uciekła. W pracę i w miłość do dziecka. Przymykała oczy, mrużyła je bardzo mocno, żeby nie widzieć, żeby nie czuć. Dla dziecka - nie dla siebie. Żeby tylko dziecko miało tatę – ona nie musi mieć partnera. Tata co prawda rzadko się z dzieckiem bawił, rzadko się nim zajmował, rzadko kładł spać, ale był. Zdarzało się, że wiózł dziecko samochodem będąc po jednym (no, najwyżej dwóch) piwach. Wówczas były w domu awantury, potem ciche dni, potem mężczyzna był przez chwilę super tatą i super mężem, a potem… Potem wszystko wracało na stare tory: on pił, ona zaciskała powieki.

Gdy dziecko miało 4 lata kobieta poznała przez przypadek zupełnie przeciętnego mężczyznę.  Ten zupełnie przeciętny mężczyzna stał się nieprzeciętnym przyjacielem, powiernikiem, wsparciem, pokrewną duszą.

Kobieta pozwoliła sobie na chwilę słabości i… zakochała się. 

Nigdy do niczego między nimi nie doszło – nie mogło dojść. Muśnięcie, pocałunek złożony na policzku, ręka przytrzymana zbyt długo przy powitaniu… Nic więcej. 
Moment, w którym kobieta się zakochała stał się końcem. Jej końcem. Nagle brutalnie do niej dotarło, jak dużo traci, co mogłaby czuć, czego mogłaby doświadczać, jak mogłaby smakować życie u boku kogoś takiego jako on. Niemal natychmiast dotarło do niej, że to już koniec, że to wszystko już nie jest dla niej, że ona tego mieć nie może i mieć nie będzie. Bo już wybrała, bo już przysięgała, bo jest dziecko. 
Właśnie! Dziecko! Przecież dziecko jest najważniejsze! Dla dziecka wytrwa u boku męża, który ciągnie w dół, szantażem, piciem, malkontenctwem…

A ja pytam: naprawdę? To już koniec? Bo kilkanaście lat temu poznałaś mężczyznę, który stał się kimś zupełnie innym w trakcie trwania waszego związku? 
Bo tego właściwego mężczyznę poznałaś za późno? Co to znaczy za późno? 
Że już niczego nie da się zmienić? To już koniec, bo masz dziecko?
 
Dziecko jest z Tobą na chwilę, za kilka lat zacznie żyć swoim życiem. Za kilka lat może się okazać, że wcale tego od Ciebie nie oczekiwało… Nie chciało, żebyś się męczyła, płakała… Wolałoby żebyś zawalczyła o siebie i swoje szczęście, bo masz do niego prawo! Masz prawo być szczęśliwa.

Kobieto walcz o siebie z samą sobą!


AddThis