poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wehikuł czasu

Mam problem ze wspomnieniami. Ewidentny.
Ewidentnie wspomnienia mnie przygniatają, ich ładunek emocjonalny ciąży, a nieodwracalność kolejnych zdarzeń przygnębia.


"[...] nie wraca się ani do tych samych miejsc, ani do tych samych planów. Chyba od tego momentu w człowieku zaczyna się dorosłe życie. [...] Nieodwracalność zdarzeń i uczuć jest równie absurdalna jak śmierć, trudno ją zaakceptować." *
[Grażyna Jagielska, Miłość z kamienia, Kraków 2013, s. 131]

Paradoksalnie nie chodzi o złe wspomnienia, a o te dobre.
I nie chodzi o to, że chciałabym mieć znów 8 lat i czuć tę niewysłowioną radość z pierwszej kartki (adresowanej do mnie!) w skrzynce pocztowej lub mieć lat 13 i zapisywać na tysiąc sposobów imię chłopaka, który wówczas mi się podobał, albo mieć lat 22 i być świeżo po ślubie.
Chodzi raczej o to, że chciałabym mieć wspomnieniowy wehikuł czasu z funkcją refresh. 

Taki, którym - pozostając tym kim jestem - mogłabym wpaść na chwilę do 1988 roku i wyciągnąć raz jeszcze tę kartkę ze skrzynki, przyglądnąć się papugom, które mama namalowała na PRL-owskim balkonie, poczuć te emocje kiedy tata z żółtym sitkiem łapał papugi (prawdziwe) pragnące wolności (czemu dawały stanowczy wyraz uciekając regularnie z klatki).
Taki, którym - pozostając tym kim jestem - mogłabym wpaść na chwilę do 1993 roku i jeszcze raz przejść się naokoło bloku w którym mieszkał ów chłopak, licząc na to że wyjrzy, a potem opisać to wszystko w pamiętniku (i poczuć, że jest co opisywać, choć dorosła ja nie widzi niczego do opisania), wrócić ze szkoły, rozstać się z koleżanką pod blokiem, wyjechać na 7 piętro i od razu niemal do niej zadzwonić, bo przecież jeszcze mało się nagadałyśmy...
Taki, którym - pozostając tym kim jestem - mogłabym wpaść na chwilę do...




Nie chcę mieć znowu 8 lub 13, ani nawet 22 lat. Nie chcę niczego zmieniać w swojej przeszłości, ani poprawiać (choć pewnie obiektywnie coś by można było).
Chciałabym tylko mocniej przeżyć, lepiej zapamiętać, wyryć w sercu jeszcze bardziej...
Gromadzę wspomnienia kompulsywnie.
Czas na przewietrzenie archiwów minął bezpowrotnie. Powinnam to była zrobić wychodząc za mąż, przeprowadzając się lub będąc w ciąży - to dobre życiowe momenty na sprzątanie.
Teraz już jest za późno.
Teraz przyjdzie mi prawdopodobnie zostać pełnoetatową archiwistką własnych wspomnień.
Jest wielce prawdopodobne, że wkrótce utonę w kartkach, karteczkach, listach, rachunkach, rysunkach, stronach z kalendarzach...
Teraz tłumaczę się i tłumaczę potrzebę posiadania tych moich kartek, karteczek, listów, rachunków i stron z kalendarza - swoimi dziećmi. Kiedyś im pokażę jak pisało się analogowe listy, jak wyglądały analogowe blogi (zwane pamiętnikami). Pokażę im, że też byłam nastolatką (analogową), nie chciałam nosić okularów, kupowałam "Bravo" i "Dziewczynę", całowałam się po kryjomu, po kryjomu spróbowałam papierosów (bleh!) i alkoholu (mniejsze bleh!).

Może to jest po coś.
Może to będzie platforma porozumienia z Córkami, bez nadęcia, zadęcia i udawania.
Może wytrąci mi z ręki nieśmiertelny rodzicielski argument: "ja w twoim wieku"...
Może docenią kiedyś to, że zbieram również wspomnienia z ich życia, dla nich.
Może.
Morze możliwości.
Morze wspomnień.


* ten sam cytat znajdziecie w TYM tekście. Przeczytałyśmy tę książkę w tym samym czasie i ten sam cytat z niej wynotowałyśmy




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj, na zdrowie!

AddThis