wtorek, 7 kwietnia 2015

House Manager

House Manager w oczach innych managerów zajmuje się głównie pierdzeniem w stołek, kanapę lub fotel - w zależności od tego gdzie jego cztery litery aktualnie leniuchują.
No bo co niby taki house manager ma do roboty?
Że dzieci? Przecież one są takie słodkie - ciu, ciu, ciu...
Że sprzątanie? Przecież się aż tak nie brudzi, co za problem umyć 3 kubki, 3 talerze i 3 komplety sztućców, przejechać odkurzaczem co drugi dzień i mopem raz na tydzień?!
Że jakaś robota dodatkowa, zlecenia, pisanie, długopisów składania, łotewer? Przecież to raczej takie hobby jest, a te parę złotych to tak na waciki co najwyżej, no i może jakieś wycieczki w szkole, kino, teatr, komitet - toż to jakieś drobiazgi...
Że stres? Stres! Też se house manager wymyślił! Co ty wiesz o stresie, przecież szef żadne nie ciśnie o obroty, o raporty,o... Wizytacji nie ma, kontroli z PIHu, PIPu i Sanepidu również nie. Stres w domu, też coś!?

Prawdziwy manager, taki korporacyjny - ten to ma przegwizdane, orka wieczna, gonitwa i zero czasu na pierdzenie w cokolwiek...
Pracownicy! Trzeba niby zarządzać, światełko w tunelu pokazywać, inspirować, kontrolować, zatrudniać, zwalniać...
Porządek! Ile to się trzeba nachodzić, żeby wszystko sprawdzić, żeby ekipie sprzątającej pokazać palcem, że jeszcze tu i tu...
Roboty tyle, że na zakrętach się nie wyrabia! Raporty, prezentacje, oferty, przedstawiciele handlowi...
Stres! Stres jest permanentny, o obroty, o realizację budżetu, o terminowość, o wyniki kontroli wszelakich, o wizytację prezesa lub innej szyszki w garniturze. To jest stres!

Przeanalizujmy to na chłodno kłaniając się w pas stereotypom, czyli haouse manager (HM) to kobieta / matka, a manager korporacyjny (MK) to mężczyzna / ojciec.

godz. 6 - 7
MK wstaje, robi sobie kawę, bierze prysznic, goli się, ubiera, całuje na do widzenia śpiące jeszcze dzieci (jakie aniołki kochane!), bierze bułkę przygotowaną przez żonę, całuje tę ostatnią (żonę, nie bułkę) i wyrusza do pracy.
HM wstaje, dopija kawę zostawioną przez męża, robi śniadanie dzieciom, przygotowuje drugie śniadanie do szkoły, stara się doprowadzić do stanu, w którym może pokazać się innym ludziom dorosłym, budzi dzieci, które za ten fakt serdeczni jej nienawidzą - tak z rana, na dobry początek dnia.

godz 7-8
MK jedzie (lub dojeżdża) do pracy, słuchając w Esce rewelacyjnego Jakubka z Rockiem (słyszałaś?! Nie, do cholery! W którym niby momencie?), wpitala bułę od żony
HM wyprawia dzieci do placówek: nakłania do zjedzenia śniadania (no jedz, jedz proszę, proszę cię zjedz cokolwiek, jedz, bo za chwilę musimy iść już się ubierać, jedzże...), nakazuje umycie zębów (myjcie ząbki, no myjcie raz dwa, proszę was - myjcie te zęby, umyłyście zęby? dawać tę zębiska!), proponuje ubranie się (a ja w tym nie pójdę, to mi dzisiaj nie pasuje, ciaśni mnie, ciaśni! bolą mnie rajtuzy, ja chcę sukienkęęęęę!), czesze włosy (zrób mi warkoczyka, albo dwa, albo nie - kucyka mi zrób, takiego na górze, jednego, albo dwa, nie taką gumkę, ałaaaaa, boli jak rozczesujesz!). Po tej pół godzinie HM czuje się jak koń po westernie, wrzuca więc na piżamę jakikolwiek sweter i rozpoczyna drugą część potyczek ubraniowych, czyli przedpokój: ubierajcie buty (które buty? Zimowe! A czemu nie kalosze, my chcemy kaloszem, albo sandały, albo adidasy, albo... A które kurtki? Fioletową i zieloną. Znowu, a nie da się zapiąć, a za ciasna, a... A które szaliki i czapki? Te co zwykle: różowe i szare. A ja bym dzisiaj chciała inną...). Udaje się wyjść z domu o czasie, udaje się wsadzić dzieci do samochodu i zapiąć je pasami (ała! Za ciasno!) - wszystko o czasie!. I gdy już ukontentowany HM przekręca kluczyk w stacyjce, z tylnego siedzenia zwyczajowo pada jakieś zdanie, które zakrzywia czasoprzestrzeń: "a ja miałam dzisiaj do szkoły przynieść watę!", albo: "nie wzięłam stroju na wf", albo: "a mówiłam ci, że dzisiaj mamy być ubrani na galowo?!". HM ogarnia nowe fakty i w rekordowym czasie przynosi z domu: watę, dres lub czarną kieckę. Wyjazd.

godz 8-13
MK przegląda raporty lub je tworzy, obmyśla strategie, wdraża koncepcje, usprawnia procesy, udoskonala rozwiązania, przerabia, rozmawia, negocjuje, szkoli i szkoli się. Mnóstwo pracy!
HM robi sobie kawę, ogarnia poranny chaos, zasiada przy biurku, stole lub na kanapie i pierdzi (ja na przykład wypierdziałam w zeszłym tygodniu blisko 100 tysięcy znaków w ramach kilkudziesięciu zleceń). Pierdząc nastawia pranie, wyciąga, rozwiesza, robi obiad dla dzieci, myje taras albo podlewa kwiatki, albo ściera kurze, albo myje wannę, albo...

godz. 13-14
MK ma przerwę i je obiad. Po prostu.
HM zwozi dzieci do domu i prosi, żeby się przebrały (nie chce nam się!), następnie podgrzewa lub kończy obiad i prosi żeby zjadły (zjedzcie póki ciepłe, no jedzcie proszę, zjadajcie ten obiad, jedzcież!). Sam HM również spożywa obiad, a przerwy między wkładaniem kolejnych kęsów do ust urozmaicają dzieci: mamo, piciu!; mamo, widelec mi spadł; mamo, bo mi się wysypało / wylało / wypadło; mamooo...

godz. 14-18
MK kontynuuje pracę sprzed obiadu, a dodatkowo: podejmuje przełożonego chlebem, solą i wymalowaną na zielono trawą.
HM zawozi dziecko na dodatkowe zajęcia lub proponuje takowe we własnym zakresie; negocjuje ilość minut spędzonych na oglądaniu bajki; prosi o odrobienie zadania, pomaga w odrobieniu zadania, nie pomaga, bo "ja sama zrobię" i jest winna, bo "nie pomogłaś mi i źle zrobiłam!". Bawi, bawi się z, zabawia. Prosi o nie kłócenie się, o rozejm, o miłość i zrozumienie, o nie strzelanie fochów, o nie gryzienie się i nie dogryzanie sobie, o pokój na świece lub chociaż pokój w pokoju, chociaż na chwilę, o chwilę ciszy, o współpracę, sięgając w ostateczności po koronny argument: przecież jesteście siostrami (braćmi, rodzeństwem). Rozgrzebuje jedną ręką kolejne zlecenia. Jakimś cudem.

godz. 18-19
MK zbiera się do domu, KOŃCZY PRACĘ zmęczony i pokonuje w samotności dużo kilometrów. HM sprząta, prosi o posprzątanie, spokojnie prosi o posprzątanie, mniej spokojnie prosi o posprzątanie, grozi konsekwencjami i czarnym workiem na śmieci i nieposprzątane zabawki. Odkurza, upycha gary w zmywarce (3 raz tego dnia), segreguje śmieci, doprowadza do pionu awanturujące się dzieci i maluje trawę na zielono, bo do domu zbliża się MK.

godz. 19-20
MK bawi się z dziećmi.
HM bawi się w przygotowanie kolacji.

godz. 20-21
MK i HM jedzą z dziećmi kolację, oglądają kucyki Pony lub inne Auta. Kąpią, czytają, przytulają, całują, usypiają...

godz. 21-22
MK ledwie żywy prasuje kanapę swoją sponiewieraną przez pracę osobą.
HM ledwie żywa ogarnia dzień jutrzejszy: robi kanapki dla MK, przygotowuje ubrania dla dzieci i cholerny strój na wf lub watę, po czym KOŃCZY PRACĘ i zalega w drugim kącie kanapy sponiewierana tym pierdzeniem, którym zajmowała się cały Boży dzień...

Kobieta i mężczyzna mają swoje role, 
ale nie takie z góry nałożone, 
tylko takie, które sami między sobą uzgodnią 
i wypracują ustalając wspólne (!) życiowe priorytety. 
Jeżeli w wyniku naszych decyzji 
(lub splotu różnych zdarzeń i okoliczności) 
jedno z nas zostaje w domu, a drugie idzie do pracy 
- obojgu nam należy się taki sam szacunek
Pracujemy równie ciężko, 
po równo dzielimy odpowiedzialność za dom i dzieci, 
choć wkładamy w tę wspólną odpowiedzialność różne dobra: 
czas i pieniądze. 




5 komentarzy:

  1. o żesz, o nie!
    zażądałabym własnej kawy! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi z domu jakieś 45 minut przed moją pobudką - zimna jest do tego czasu tak czy siak... ;)

      Usuń
  2. Jakie to prawdziwe. Super napisane - śmieszne, ale to śmiech przez łzy. Mój mąż niby docenia to że zajmuje się dziećmi, ale często wypali, że on tez by tak chciał, do pracy nie chodzić i z dziećmi non stop być. Bardzo jestem ciekawa ile by wytrzymał ! Nie daj mu nawet tygodnia i to bez gotowania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż wie co zajmowanie się dzieckiem na pełen gwizdek (gdy Starsza miała 15 miesięcy wróciłam do pracy w korpo i dzieliliśmy się obowiązkami) - to ma genialny wpływ na relacje i poziom świadomości obojga partnerów.

      Usuń
  3. Przyznaję się - nie przeczytałam dokładnie od linijki do linijki, bo za bardzo to życiowe, aż od razu mi stanęła przed oczami lista rzeczy do zrobienia...;)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis