Starsza Córka Matki jest niejadkiem w każdym niemal (nie dotyczy czipsów i czekolady i żelków i frytek) calu. Matka staje zatem na głowie, coby dzieć coś jadł. Dziecko czasem wszama jakąś drożdżówę, najchętniej z serem - Matka, chcąc dziecku nieba przychylić, włazi na Moje Wypieki, znajduje przepis na drożdżówki z serem, robi...
Starsza Córka kręci nosem i stwierdza, że nie są takie jak te ze sklepu i ona ich jeść nie będzie...
Ożeszfakjapierdzielę! To ja się mąką ufajtałam.... Spokój, spokój - jestem oazą cholernego spokoju!
Sytuacja opisana wyżej powtarza się jeszcze w kontekście małych słodkich bułeczek, drożdżowek z czekoladą i sernika.
Matka szykuje więc podstęp: gdy Starsza jest w przedszkolu, Matka się spina i robi piękne małe drożdżóweczki ślimaczki z dżemem truskawkowym (miały być z budyniem, ale ciężko budyń bez mleka zrobić, a mleka w lodówce brak - się okazało). Drożdżóweczki pakuje do woreczka, woreczek do siatki i tak zaopatrzona jedzie po Starszą do przedszkola.
I teraz uwaga, dialog:
Starsza Córka: a masz dla mnie jakiegoś słodyczka?
Matka: mam drożdżoweczki z dżemikiem truskawkowym (słodko, aż kipi, nie?)
Starsza Córka: no dobra...
Tu następuje konsumpcja jednej, potem drugiej...
Matka: i jak smakują?
Starsza Córka: dobre, lepsze są te ze sklepu, niż domowe, domowe bleee.
Podstęp się udał - miszyn komplit.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj, na zdrowie!