www.zielnik.biz |
Matka wzięła kołdrę pod pachę i poszła do Córki Młodszej.
Do 1w nocy głaskałam, mówiłam "ciii", aplikowałam maść majerankową pod nos, dawałam pić, rozpinałam śpiworek, odgarniałam włosy z czoła i oczu - wszystko to w nadziei na to, że jednak zaśnie, a ja wrócę do swojego łóżka.
Po 1 w nocy porzuciłam nadzieję na wyspanie się w swoim łóżku i zaczęłam marzyć o wyspaniu się choć odrobinę w łóżku Córki. Głaskałam, mówiłam "ciii", maść majerankowa, picie, śpiworek, włosy (próbowałam zrobić kucek, ale skończyło się awanturą)...
Około 2 ułożyłam sobie poduchy tak żeby mi się wygodnie siedziało (nie, nie spało - siedziało), Córkę Młodszą położyłam na sobie, i tak siedziałam, aż się uspokoiła, oddychało się jej łatwiej - zasnęła. Po pół godzinie dokonałam karkołomnej próby odłożenia Córki na jej poduszkę, która to próba zakończyła się awanturą i powrotem do pozycji wyjściowej (czyli ja siedzę i nie śpię, ona śpi na mnie).
Po 3 w nocy opadłam z sił, odłożyłam Córkę na jej poduszkę, sama położyłam się obok.
Przez resztę nocy walczyłam już tylko o odrobinę człowieczeństwa, które w mym zmęczonym umyślę zmaterializowało się metaforycznie we własnej poduszce, żeby tylko dla siebie ją mieć.
Przegrałam tę walkę.
Rano Córka Młodsza obudziła się o 7 - zaryczana i cała na nie. Humor poprawiło jej dopiero wsadzenie palców do nosa Córki Starszej o 7:40.
To jest właśnie macierzyństwo. Bez lukru. Bez choćby cienkiej warstwy cukru pudru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj, na zdrowie!