piątek, 31 maja 2013

Zabawa w "a może nie"

Jako Matka niespełna 5-cio letniej Córki staję się powoli ekspertem w zabawie nazwanej roboczo:
"a może nie"...

Potrzebne do zabawy:
1. zabawki wszelakie, puzzle, artykuły plastyczne - wszystko, co akurat macie pod ręką
2. mama (najlepiej taka, która już zaaplikowała sobie kawę, najlepiej dożylnie, z workiem cierpliwości)
3. dziecko (optymalny wiek 4-5 lat, a może i więcej, nie wiem, nie znam się)

Zasady:
Mama pyta dziecka w co się chce bawić, dziecko wymyśla zabawę, a potem nieskończoną ilość razy zmienia zdanie.

Przebieg (na przykładzie Matki i Córki Starszej):
Matka: to w co się pobawimy?
Córka Starsza: puzzle będziemy układać.
Matka: Ok, to wybierz puzzle, a ja nam herbatę zrobię i układamy.

3 minuty później, puzzle rozwalone na stole, herbata zrobiona...

Córka Starsza: a może nie...
Matka: co może nie?
Córka Starsza: a może nie będziemy puzzli układać, tylko sobie porysujemy.
Matka: no dobra, to Ty poskładaj puzzle, a ja przygotuję kartki i kredki.

2 minuty później, puzzle nie poskładane, kartki i kredki przygotowane...

Córka Starsza: a może nie będziemy rysować, tylko się lalkami pobawimy.
Matka (mówiłam, że wór cierpliwości potrzebny!): no dobra, ale się bajzel zaczyna robić, trzeba poskładać puzzle i kartki i kredki.
Córka Starsza: no dooooooooobra, zaraz, tylko lalki przygotuję i ubranka...

5 minut później, puzzle nie poskładane, kredki i kartki też, lalki rozwalone na dywanie...

Córka Starsza: a może nie lalkami, tylko klockami lego się pobawimy...
I tak wkółko..
____________________________________________________________________________


Efekty uboczne:
*bajzel o jakim nie śniło się filozofom! (prawdopodobieństwo wystąpienia efektu ubocznego: 100%)
*podwyższone ciśnienie Matki (prawdopodobieństwo wystąpienia efektu ubocznego: 100%)

Miłej zabawy!


poniedziałek, 27 maja 2013

O tym jak Matka wyplewiła ze słownika Córki Starszej zwroty: "no" i "co"

Przedszkole Córki Starszej na drugim piętrze się mieści.
Córka odebrana - schodzimy. Dwa kroki przede mną Córka Starsza idzie, obok mnie mamuśka, a piętro niżej jej syn popitala... Mamuśka mówi coś o pogodzie, że beznadziejna, że w niedziele w lokalnym kościele komunia była, a tu dzieci w tych białych kiecuniach całe w błocie i jaka szkoda, bo to na komunii ładnie powinno być, bo dzieci mogą pobiegać przy kościele, bo się Bozia cieszy jak na komunię ładnie jest - no generalnie sielanka, ciu ciu ciu...
Sielankową pogaduszkę przerywa, wydzierający gębę z parteru, synek mamuśki.

 Syn: Maaamoooo
Mamuska: coo?
Syn: jajco!


Mina na czerwonej twarzy mamuśki - bezcenna.



Matka za to Córkę Starszą oduczyła całkowicie używania zwrotów: "co" i "no".
Matka jest sprytna i przebiegła, no i ma pedagogiczne wykształcenie - także atencją!!!
Za każdym razem, gdy Córka Starsza odpowiadała na moje pytanie zwrotem: "no", Matka jej odpowiadała: "na no to się krowy gno", po czym Córka Starsza się poprawiała na zwrot właściwy (np.: "tak") i konwersacja szła dalej...
Za każdym razem, gdy Córka Starsza pytała Matkę: "co?", Matka jej odpowiadała: "kolorowe szkło", po czym Córka Starsza się poprawiała na zwrot właściwy (np.: "słucham Cię mamusiu") i konwersacja szła dalej.

Efekt jest taki, że Córka Starsza uchodzi za dziecko kulturalne i elokwentne, bo w/w zwrotów używa sporadycznie i najczęściej sama sobie błędA wyłapuje i sama się poprawia. TADAM.
Pewnie Rusinek, Miodek i Bralczyk byliby z Matki dumni (gdyby tylko o istnieniu takowej wiedzieli). Ale coś w kościach Matka czuje, że Zawadzka vel Superniania to by Matkę na karnym jeżyku posadziła (jak tak można do dziecka)...

Jeszcze jedna tylko uwaga na koniec - zanim polecicie do dzieciarni swej o kolorowym szkle i krowach nawijać - pamiętajcie, że każdy kij ma dwa końce.
Jeżeli Matka ma dzień słabszy, cierpliwość się już skończyła, a intelekt na rezerwach jedzie - zdarza się Matce popełnić błąd...
I padają z ust Matki słowa: "co" i "no".
I padają z ust Córki Starszej słowa reprymendy: "kolorowe szkło" i "na no to się krowy GNĄ" :D

niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki mojej Mamy

moja Mama i ja


"Kochana Mamo, gdy będę duży,
to Ci przywiozę małpeczkę z podróży.
Długim ogonkiem to zwinne zwierzę
będzie za Ciebie zmywać talerze."
M. Szypowska

Od kilkunastu lat tym właśnie wierszykiem życzę Ci Mamo wszystkiego z okazji Twojego Święta.

Moje macierzyństwo jest intuicyjne, na wyczucie i z miłością przeogromną. Mam świadomość, że niemal wszystkie podejmowane przeze mnie decyzje i działania zaważą na przyszłości moich dzieci. Na plus lub minus - ciężar odpowiedzialności bywa przygniatający.
Czy moje macierzyństwo jest wystarczająco dobre? Mam ogromną nadzieję, że tak...

Czy można zweryfikować po latach wychowawczego trudu, czy było się dobrą mamą?
Wymyśliłam sobie, że tak, że można.
Trzeba się tylko przeglądnąć - jak w lustrze - we wspomnieniach swojego dziecka. Wspomnienia to przecież to, co chowamy w sercu jak najcenniejszy skarb, jak pamiątkę - odzwierciedlają więc wszystko to, co było (i jest) dla nas ważne.

Moje wspomnienia - dla Ciebie Mamo spisane:

1. Słoik z kompotem truskawkowym domowej roboty.
Miałam chyba 6 lat, jeździłam na rowerze (umiejętność w miarę świeża) wokół wielgachnej piaskownicy stojącej po środku osiedla z wielkiej płyty. Wypitkałam się na tym rowerze wpadając w filmowy wręcz poślizg. Krew z nosa chyba była, na pewno były zdarte kolana.
Mama utuliła, doczyściła, a potem przyniosła z piwnicy słoik z kompotem truskawkowym. Wypiłam kompot, zjadłam truskawki.
Smak pamiętam do dziś.

2. Dwie książki.
Pamiętam pierwszą i drugą książkę, które dostałam od Mamy. "Plastusiowy pamiętnik" i "W państwie podziemnego gnoma". Ta pierwsza była pierwszą, którą przeczytałam zupełnie samodzielnie. Tą drugą kupiłaś mi Mamo na wycieczkę szkolną (w II klasie podstawówki), żeby mi się nie nudziło - pamiętam, że przeczytałam ją w dwa wieczory, a wycieczka była chyba 6-cio dniowa.
Dziękuję Mamo, za pasję, którą mnie zaraziłaś i którą teraz możemy dzielić!

3. Wata cukrowa.
Takie czasy cudowne były, że żeby kupić watę cukrową wystarczyło wyjść z bloku... Oczywiście nie codziennie, ale raz na jakiś czas rozklekotanym wózkiem przyjeżdżał na osiedle Pan, który sprzedawał watę cukrową na patyku. Siostra ma młodsza strasznie marudziła chyba o tą watę, bo zrobiłyśmy jej kawał - nawinęłyśmy na jakąś drewnianą łychę zwykłą watę... Mina siostry - bezcenna, a mnie bolał brzuch ze śmiechu...

4. Wakacje w górach.
U Dziadka ulubionego, u Twojego, Mamo, taty. Wszystko było tam piękne. Nawet Ciotka Zośka z jej oszałamiającą - jak na tamte czasy - kolekcją butów. Najfajniejsze zaś było to, że pozwalałaś mi chodzić samej do sklepu na poranne zakupy. Z koszykiem. Po świeże bułki i serek homogenizowany waniliowy.

5. Prawdziwy plecak z prawdziwej skóry.
Miałam lat 15-ście i chodziłam do I klasy LO. Modne wówczas były bardzo plecaki skórzane w kształcie teczki - można je było nosić na plecach lub w ręce za uchwyt. Bardzo wyraźnie mam w pamięci naszą (tylko ja i Mama) wyprawę na Rynek Główny, przegląd wszystkich możliwych plecaków na wszystkich możliwych stoiskach - i w końcu zakup tego pięknego wymarzonego. Wiem, że nie był tani - pewnie wtedy nie potrafiłam tego docenić w sposób wystarczający (ale nie wymagajmy za dużo od 15-sto letniej gówniary;)).
Plecak mam do dzisiaj. Wciąż pachnie intensywnie - jakbyśmy kupiły go wczoraj.

6. Zupa koperkowa z wkładką.
Miałam lat 23. Spędzałyśmy czas we dwójkę na działce, czytałyśmy, gadałyśmy, piłyśmy kawę... Mama zupę zrobiła z własnych warzyw, koperkową - z własnego koperku. Zjadłyśmy, choć dziwnie w zębach chrzęściła. Na dnie talerzy dopatrzyłyśmy się przyczyny chrzęszczenia - jakiś miniaturowych robaczków. Bleeech! Śmiałyśmy się do łez!

7. Łapserdak.
Nie pamiętam, kiedy przeczytałyśmy o Łapserdaku po raz pierwszy. Pamiętam za to, potoki łez ze śmiechu za każdym razem, gdy do Łapserdaka wracałyśmy. Łapserdak jest jednym z bohaterów książki Kornela Makuszyńskiego "O dwóch takich, co ukradło księżyc". To taki piec, żyjący w skrajnie ubogim Zapiecku, który uśmiecha się przez sen. Ludzie myślą, że może śni mu się kiełbasa, choć to przecież mało prawdopodobne, bo Łapserdak po prostu nie wie co to kiełbasa... (książka u mamy -stąd brak porządnego cytatu).

Są jeszcze w mojej głowie: sukienki, które nam szyłaś; przyjęcia urodzinowe; spacery po działkach; robienie biżuterii z nasion jakiejś dziwnej rośliny; papugi wymalowane na balkonie... Jest jeszcze wiele innych - nie sposób spisać ich wszystkich. Wszystkie te wspomnienia są ciepłe, mają smaki i zapachy, za którymi tęsknię.

Byłaś i jesteś dobrą Mamą!
Najpiękniejsze zaś jest to, że wciąż tworzymy nowe wspomnienia!

A teraz ja jestem Mamą.
Na razie chowam wspomnienia moich Córek do dwóch walizek.
Śpioszki, w których przywiozłam je ze szpitala, pierwsze smoczki, pierwsze grzebyczki, pierwsze obcięte włoski, ukochane grzechotki, sukienki z I urodzin, pierwszy balon, pierwsze kasztany, pierwsze rysunki...
A za dwadzieścia lat zapytam moje dzieci o wspomnienia, które one schowały w swoich sercach.

wspomnienia Córki Starszej
wspomnienia Córki Młodszej

piątek, 24 maja 2013

Moce nadprzyrodzone Matki



Czytam "Chustkę"*.

Pięknie Joanna napisała w dniu 6 urodzin Syna (post z 21.01.2011) o tym, czego się nauczyła, stając się Matką...
Zacytuję:
"nauczyłam się przewidywać przyszłość, czego
 przejawem zewnętrznym stała się pojemna torba
 zaopatrzona we Wszystko, co Będzie Niezbędne:
 chusteczki, bluzę, spodenki, samochodziki,
 ludziki, książeczki, kredki, soczek, herbatniki
 itd. ..."

Jakie to prawdziwe!
Faktycznie - każda (chyba?) kobieta zyskuje takie właśnie nadprzyrodzone moce wchodząc w rolę Matki...

A facet? Czy mężczyzna stając się Ojcem też zdobywa umiejętność przewidywania przyszłości?
Otóż NIE**.

Jakiś czas temu zdarzyło się tak, że rano byliśmy w domu w komplecie. Jaśniemąż zbierał się do pracy, Matka ogarniała obie Córki i siebie celem odstawienia Córki Starszej do placówki państwowej.
Córki obudziłam, napoiłam, zęby im umyłam, ubrałam, uczesałam - i tak przygotowane posadziłam na kanapie na dole.
Lecę na górę celem doprowadzenia własnego matczynego jestestwa do stanu pozwalającego na wyjście z domu, rzucając równocześnie przez ramię Jaśniemężowi, coby na Córki zerknął przez dwie minuty - jest w domu, niech się na coś przyda, nie?
Dwie minuty później schodzę na dół - odszykowana jak ta lala (na nasze wioskowe warunki) - zerkam na Córki i własnym - ożeszfakjapierdzielę - oczom nie wierzę!
Wyrzucam z siebie w kierunku Jaśniemęża pytanie: "cóżeś kochany mężu uczynił?" (w wolnym tłumaczeniu - coś Ty zrobił do cholery?).
Na co Jaśniemąż wygląda z łazienki i z zadowoleniem stwierdza: "dałem im czekoladę tylko".

Czekoladę? Tylko? Gotowym do wyjścia Córkom?***



* kupując książkę wspieramy działalność Fundacji Chustka!
**jeżeli jakiś Ojciec poczuł się dotknięty tym ogólnikowym stwierdzeniem - sory batory...
***nie muszę wspominać, że obie były do przebrania (Córka Młodsza - łącznie ze skarpetkami) i umycia, prawda?


czwartek, 23 maja 2013

Fajny dzień. Po prostu.

Dzisiaj Matka miała fajny dzień. Tak po prostu.

*Jaśniemąż miał dzisiaj wolne, w związku z czym Matka wypiła rano kawę. Jak człowiek. Gorącą, taką jak lubi. A Córka Młodsza w tym czasie uwieszona była na tacie. Pięknie!
*popołudniu Matka z miłością przeogromną patrzyła na swe ukochane Córki... włażące na głowę Babci i
Dziadkowi, nie Matce! (dziękuję Mamo ;))
*późnym popołudniem wybrała się Matka z Córkami i Jaśniemężem do Centrum Handlowego i... Córki nie dały się swym stwórcom w dupę w trakcie jazdy, bo zajęły się majstrowaniem przy telefonach (w trybie offline ;))... Matka z Jaśniemężem mieli kilka minut na rozmowę (taką zwykłą, w ciągu dnia - szok;)).
Córka Starsza tym czasem napstrykała kilkadziesiąt zdjęć, takie o np:
Jaśniemąż                                 noga Córki Starszej                           Córka Starsza - foto z rąsi

*Córki poskakały 30 minut w kulkach za jedyne 6zł... Matka nie musiała skakać z nimi, bo skakał z nimi tata - jupitajej!
*Córka Starsza kupiła sobie strój kąpielowy... różowy, z Barbie, z falbankami, z dżetami - no wypas po prostu! Ochrona przeciw słoneczna - gratis ;)

*Matka dowiedziała się, że będzie sposobność zaoszczędzić na Córce Młodszej - gdyż ma taką niewymiarową girę, iż będzie popitalać boso, ewentualnie w skarpetach... Chciała Matka kupić Córce dwie pary butów: sandały i tenisówki, kupiła tylko jakieś dziwne ni to sandały, ni to tenisówki, do tego1,5 rozmiaru za duże, bo w rozmiar akuratny ni cholerę pulchny stopulec się nie wciśnie...

*zaatakowała Matka Flo (które "przechodzi do historii" - jak głosi plakat na witrynie - szacun za podejście), z którego wyniosła za jedyne 30zł: dwa kubki, formę silikonową do ciastek (bałwanki i mikołaje - ale co tam:), serwetki do decoupage, maskę na kijku dla Córki Starszej... tak to ja mogę kupować - wszystko -50% :)

*Córki zeżarły po gofrze, gapiąc się w fontannę i nie babrząc ponad miarę, zapiły soczkami, po czym dołożyły frytek - żadnej brzuch nie rozbolał, Matka kolacji już nie musiała robić - bajka!
*Matka się napiła kawy z kofihewen (co prawda na wynos, ale to może lepiej - coby się Matce w dupie nie poprzewracało od nadmiaru szczęścia:))
*po powrocie do domu obie padły w tempie ekspresowym. I śpią!

Dobrze mi.
Dziękuję za uwagę.

niedziela, 19 maja 2013

Popularność Matki

Średnio raz dziennie sprawdza Matka swoją skrzynkę mailową.
Nie spodziewa się tam Matka jakiś cudów.
Spodziewa się za to: kilku newsletterów, na które się świadomie zapisałam, info ad mojej szafy, co to się gdzieś na podkarpaciu robi, potwierdzenia, że zaliczka na wYwczasy dotarła do właścicielki pensjonatu... Ot, zwykłe bzdety...

Ostatnio jednak skrzynka jakby pełniejsza, prawie w szwach pęka... Piszą do Matki różni ludzie, z różnymi propozycjami, ze słowami otuchy, zachęty, chwalący Matki osobę za różne rzeczy...

Przykłady? Oto one:

Pani Agniya Vukolova skrobnęła do Matki maila o tytule: "New messages from steaming hot Russian babes", w którym zapewnia, że jak dostanie maila od Matki, to rozjaśnię jej dzień, a ponadto że jestem jak słońce... (oryginał: "Receiving an email from you is enough to brighten my whole entire day! You are just like the sun giving warmth to the flowers in the earth. Yours truly, Agniya from Russia").
Pani Nona Opletaeva chce mnie na kawkę mailowo zaprosić "Shall we meet up for coffee?", proszą równocześnie, żeby Matka wysłała jej fotkę, bo umrze normalnie... (oryginał: "Can you please send me a photo of yourself to me? I am just dying to get to know the real you. Hugs, from Nona")
Pani Yadviga Mihaylina pragnie dzielić ze mną szczęśliwe chwile: "Share your happy moments with a real Russian babe" (oryginał: "Do you still remember me, sweet darling? I am Yadviga from Russia. I would like to get to know you more.")
Pani Alina Ososkova, która rozbroiła Matkę szczerością: "I am still a virgin, please be gentle with me." i twierdzi, że się całowałyśmy... (oryginał: "The moment you kissed me at my doorstep, I know I am yours forever. With loads of hugs and kisses, Alina.")
 
Popularność... 
Czy Matka sobie z nią poradzi? Czy nie odbije Matce sodówka? 
Łiłilsi... ;)

www.conowego.pl




*oznaczam jako spam, wyrzucam do kosza, ale wracają uparcie - kochają Matkę po prostu...

piątek, 17 maja 2013

Zakochana Córka Starsza - AKTUALIZACJA

Na zakupach byłyśmy, spożywczych. Córka Starsza wypatrzyła, że do serków truskawkowych doczepka jest w postaci naklejek ze Scooby Doo - wrzuca do kosza.

Matka: a po co nam to? (tych akurat serków nie lubi)
Córka Starsza: bo naklejki są...
Matka: ale przecież Ty nie lubisz Scooby Doo...
Córka Starsza: ale Szymon lubi i mu je dam
Matki: jaki Szymon?
Córka Starsza: ten w którym jestem zakochana.... (boszeee, znowu ten maślany wzrok)
Matka: przecież w Karolu jesteś zakochana... (no mówiła przecież)
Córka Starsza: jestem zakochana w dwóch po prostu... (ratunku!)
Matka: dlaczego w dwóch?
Córka Starsza: bo Karola kocham, ale on nie chce się we mnie zakochać...
Matka: przejmujesz się tym? 
Córka Starsza: no co ty mamo, nie ma się czym przejmować. Zakochałam się jeszcze w Szymonie, bo on jest dla mnie miły...

Osiwieję! 
www.art-madame.pl

wtorek, 14 maja 2013

Zakochana Córka Starsza

Po odebraniu Córki Starszej z instytucji państwowej zostałyśmy jeszcze chwilę na przedszkolnym placu zabaw.
 Córki się ganiają, zjeżdżają, huśtają... 
Z przedszkola wychodzą kolejne dzieciaki z rodzicami. 
W którymś momencie Córka Starsza staje i macha i się drze: "heeeej Karol". Matka patrzy na nią podejrzliwie, bo to dla niej zachowanie nietypowe (typ cichy i skryty w stosunku do ludzi). A tu - zero krempacji, uśmiech dookoła głowy niemalże i prawie rumieniec na policzkach...
Ki cholera?!
Rzeczony Karol odmachuje i też się drze: "a co ty tu robisz?". Na co Córka Starsza rezolutnie odpowiada: "no jestem tu".

Karol odjechał z matką swą, a Córka Starsza tako Matce rzecze: "mamo, bo to taki mój książę jest... ale nie mogę mu powiedzieć, że go kocham...". Matce przybywa w sekundzie lat i siwych włosów, ale zachowuje zimną krew i pyta Córkę: "dlaczego nie możesz?". Córka odpowiada, że przecież słyszałam co powiedział... Matka jej na to, że słyszałam tylko jak spytał co tu robi. Córka Starsza mówi: "no właśnie" i temat się ucina...

Matka sprawdziła w prywatnych archiwach i znalazła swą notatkę z dnia 25 września 2012:
Dialog z (wówczas) 4-letnią córką:
Córka Starsza: mamo naszyjnik mam, ale bransoletki nie mam (wylansowała się do przedszkola w różowej biżuterii ;))
Matka: a gdzie jest bransoletka?
Córka Starsza: Karol mi złamał, ale to nic nie szkodzi, bo ja się w nim zakochałam...
Matka: ale jak to się zakochałaś?
Córka Starsza: no jak leżeliśmy na podusiach, a on łobuzował, i potem jak wstawał to ja się w nim zakochałam...


W świecie, w którym rozpada się co czwarte małżeństwo i w cholerę związków dorosłych ludzi - zakochanie Córki Starszej w obiekcie zwanym "Karol" trwa już prawie rok...
A mają po lat 5 (prawie)... 

No właśnie... ;)
www.art-madame.pl

poniedziałek, 13 maja 2013

Liebster Award


Nominację otrzymuje blogger od innego bloggera. Nagrody zazwyczaj otrzymują blogi o małej ilości obserwujących (do 200), co pozwala na ich dalsze promowanie. Blogger odpowiada na 11 pytań otrzymanych od osoby nominującej. Następnie ma za zadanie nominować 11 osób i podać nowe pytania.

Taki trochę "łańcuszek szczęścia" - nigdy w takim czymś nie brałam udziału, a w związku z tym powinnam już kilka razy nie żyć, względnie ciężko się rozchorować, ewentualnie na chorobę zapaść powinien ktoś z moich bliskich. Miałam też coś wygrać, kogoś spotkać itp....
Ale tutaj nikt mi nie grozi... :)
Poza tym, tak po ludzku, ktoś polubił moją pisaninę - więc ok. Odpowiadam.

Za nominację dziękuję Kajzarom :)
Pytania Katarzyny Kajzar:

1. Kim jesteś?
Odp: ssakiem z rodziny człowiekowatych, homo sapiens znaczy się. Matką i kobietą.

2. Od kiedy piszesz bloga? Czy coś Cię skłoniło do tego, czy tak po prostu wyszło, sam / sama nie wiesz kiedy?
Odp: piszę od niedawna.
Co mnie skłoniło? Hmmm - Córki każdego dnia dostarczają mi powodu do śmiechu, albo permanentnego GRRR - więcej tego pierwszego. Nie chciałam żeby mi te zabawne sytuacje tak po prostu  umykały, nie chciałam pisać pamiętnika (pisałam jak miałam 13 lat), nie chciałam zamęczać prywatnych znajomych na FB moimi opowieściami. Założyłam więc bloga i połączyłam go z FB znajdując w ten sposób grupę, która dobrowolnie chce czytać to, o czym piszę (kilku znajomych zaprosiłam - mam nadzieję, że się nie wkurzają, że im zaśmiecam tablice, albo po prostu kliknęli, żebym nie wyskakiwała im na tablicy jak Doda z lodówki - ale dziękuję, że przyjęli zaproszenie :))

3. Lubisz czytać? Co czytasz? Książki, artykuły, dowcipy, gazetkę z Tesco?
Odp: jeżeli już to gazetkę z Carrefoura i gazetki z Tchibo lubię, a i jeszcze newsletter z Lidla. A tak serio - nie wyobrażam sobie życia bez książek- lubię czytać :)

4. Chodzą mi po głowie pytania dot. szkoły i edukacji, więc i je podam: co myślisz, o studiach wyższych? Czy są w życiu potrzebne, jeśli tak, do czego, jeśli nie, dlaczego?
Odp: wszystko zależy od podejścia do studiów. Jeżeli studiujemy tylko po to, żeby mieć możliwość wpisania "mgr" przed nazwiskiem - bez sensu. Jeżeli studiujemy po to, żeby się rozwijać, poszerzać horyzonty, uczyć się, inwestować w swoją przyszłość - tak, jest sens. Studia wyższe współcześnie trochę się zdewaluowały - teraz praktycznie każdy studia może "zrobić", kiedyś było inaczej, trudniej...

 5. Pamiętasz jakieś ciekawe lekcje w szkole? Opisz najciekawszą, w której brałeś udział?
Odp: oż cholera - nic, nul, zero. Albo jestem taka stara, że już nie pamiętam, albo takowych nie było. Wszystkie "ciekawe" lekcje, które pamiętam, były ciekawe z powodu naszych (uczniowskich) wybryków - o takich to było sporo ;)

6.  Czy wiesz co to jest nauczanie domowe i dlaczego (na jakich zasadach) można dziecka nie puszczać do szkoły?
Odp: wiem, wiem - uważam, że w domu jesteś w stanie nauczyć dziecko wszystkiego oprócz zachowań społecznych w grupie rówieśniczej... To "oprócz" jest na tyle istotne, że absolutnie nie biorę takiej opcji (nauczania domowego) pod uwagę.
Poza tym - giwmiebrejk - matka też człowiek, od dzieci odpocząć można jak sobie w szkole siedzą :))

7. Prawie każdy ma świra na jakimś punkcie. Ty jakiego karmisz?
Odp: A bo to jednego... Zoo normalnie całe do wykarmienia... A ja nie Antoni Gucwiński - pięknie o zoo opowiadać nie umiem... ;)

8. Czego lubisz słuchać?
Odp: Skrzeku żab po 8 wieczorem i świergoczących ptaszków o 6 rano. Lubię wsłuchiwać się w ciszę moją okołodomową... Chyba, że o muzykę Ci chodziło? :)

9.  Co to jest polityka?
Odp: definicji sporo, mi podoba się ta Arystotelesa, w której polityka to "sztuka rządzenia państwem, mająca na celu wspólne dobro"...

10. Kto w Twoim świecie jest najważniejszy?
Odp: trudne pytanie... Córki?  ;)

11. Lubisz rosół? Ja uwielbiam.
Odp: ja nie uwielbiam, ale często gotuję bo Córki lubią.

No a teraz trzeba nominować 11 blogów, które lubię (kolejność kolejnością, jakiejś głębszej filozofii się w niej dopatrywać nie należy, aczkolwiek pewnie nie jest bez znaczenia ;))

Matka wygodna też człowiek i Agnieszka Durska. Matka Godzilli i Strzyga-matka psychopatka - dziękuję, że jakoś na samym początku trochę mnie przygarnęłyście (lub poczułam się przygarnięta przez Was - niewłaściwe skreślić), raźniej mi z Wami ;)
Matulu Matulu - bo trochę mamy wspólnego: od miłości do książek, przez 3 godziny poród, do problemów laktacyjnych, a w tym wszystkim jesteś taaaka pozytywna :) 
Aparat-moje trzecie dziecko, bo Twoje trzecie dziecko robi niesamowite zdjęcia, które łechtają zmysł wzroku :)
Gula Blogująca - bo masz talent, ale się kłócisz, że nie masz ;)
Pomieszane Myśli Żuni M - bo rozłożył mnie na łopatki tzw. hark w Twoim wydaniu ;)
Zeszyt Rozterek - bo pisze to facet (i to pisze świetnie), a czasem trzeba się z babińca wyrwać :)
Matka wygodna - bo wygodna, wiadomo ;)
Konkubina.pl - bo pragnie sławy, a jak sława to Award, co nie? :)
Paciaciaki-Manufaktura Przytulaków - bo pięknie szyjecie, no po prostu pięknie!

PYTANIA do w/w - nie muszą jeśli nie chcą, focha nie będzie, wiadomo - czasu mało na wszystko; więc żadne nieszczęścia Was nie spotkają, czarne koty, stłuczone lustra itp - to nie z powodu "przerwania łańcuszka Liebster Award...
Dopełniam obowiązku w sposób alternatywny. Nie będzie pytań otwartych, ani zamkniętych - będzie za to prośba o 11 słów, pierwsze skojarzenia do mojej jedenastki (no chyba, że ktoś ma fantazję do rozwinięcia - bez krempacji :)).

Zapraszam:
1. filet z kurczaka
2. kawa
3. przedszkole / szkoła
4. robota
5. komin
6. sąsiad / sąsiadka
7. grabie
8. czekolada
9. lustro
10. książka
11. blog

Rachu ciachu i po strachu :)
Pozdrawiam
KQ

    sobota, 11 maja 2013

    Trzy dialogi z Córką Starszą o umieraniu

    Śmierć - temat trudny.
    Nie podejmowałam z własnej inicjatywy. Córka Starsza nie pytała.

    Jakiś czas temu słyszę dialog Córki Starszej z Koleżanką zza płota (bawią się lalkami barbie):
    Koleżanka: i ta Twoja teraz umiera...
    Córka Starsza: dobra, to ona nie żyje
    Koleżanka: i moja też umiera...

    One się bawią, a mnie zimny pot oblewa - trzeba będzie o tym umieraniu porozmawiać. Cholera, cholera! Czy nie za wcześnie, czy Córka jeszcze nie za mała? (Koleżanka jest 2,5 roku starsza, więc o życiu wie więcej niż moja prawie 5-latka)...

    Koleżanka wychodzi, a ja delikatnie Córkę zagaduję:
    Matka: a co to znaczy, że ktoś umiera i nie żyje?
    Córka Starsza: no, że już się nie może bawić mamo!

     Ufff. Jeszcze nie teraz. Jakieś podwaliny są - no bo faktycznie nieboszczyk się bawić nie może - na ten moment wystarczy.

    www.kropa.pl
    Kilka dni później idziemy na spacer, a na drodze zupełnie płaska kurde żaba.
    No płaska definitywnie, że się tak wyrażę.
    Córka Starsza: mamo a co ta żaba robi?
    Matka (jasna cholera, jasna cholera - co powiedzieć?): śpi...? (błysnęłam populistycznie)
    Córka Starsza: eee ja myślę, że ona nie żyje...
    Matka: no chyba masz rację - nie żyje (zrehabilitowałam się)


    Ufff. Jeszcze nie teraz! Nie pyta, nie drąży, ale wie, że płaska żaba to nieżywa żaba - jest ok.

    Wczoraj rano podczas ubierania się i walki z koszulką (zawzięła się Córka Starsza i nie będzie sama koszulki ubierać, bo za trudne to i już)...
    Matka: no ale musisz się nauczyć córuniu, bo mama ... (nie wiem co chciałam powiedzieć, pewnie nic mądrego, bo to wcześnie rano było; grunt, że Córka mi przerwała i w słowo wlazła)
    Córka Starsza: bo co, umrzesz?
    Matka (lekko zbita z pantałyku, ale nie daję po sobie poznać): eee tam umrę, a kto by się wami opiekował?
    Córka Starsza: tatuś.
    Matka: a mamy by ci nie brakowało? (noz cholera!!!)
    Córka Starsza: no może trochę...

    Grrrr. Jeszcze nie teraz!

    I tak sobie myślę, że to taki etap oswajania się ze słowem, smakowania go, sprawdzania jakie wrażenie ono robi, powolne tworzenie definicji...
    Na zrozumienie i pytania przyjdzie jeszcze czas.




    wtorek, 7 maja 2013

    Rzecz banalna o kubku

    "Kochanie kawę ci zrobiłem" rzecze Jaśniemąż...
    Cudnie, prawda?
    A właśnie, że nie, cholera.
    Kawę mi zrobił, ale w jakim kubku, no w jakim? Nie moim.
    W kubku z wizerunkiem jakiegoś piłkarza (opcjonalnie: z księżniczkami, Kubusiem Puchatkiem, albo własnym - Jaśniemęża - imieniem)....

    Więc się kulturalnie pytam: "a czemu mi w takim kubku zrobiłeś?", na co Jaśniemąż: "a co z tym kubkiem jest nie tak?".
    Chcę krzyczeć, że wszystko (!!!), ale się gryzę w jęzor i mówię grzecznie: "to nie mój kubek jest". "A czyj?" pyta Jaśniemąż...
    W powietrzu czuć już powiew wojny domowej...
    Objaśniam spokojnie - na ile się da w tej dramatycznej sytuacji, że kubki z piłkarzem i imieniem Jaśniemęża należą do Jaśniemęża, kubek z księżniczkami należy do Córki Starszej, zaś z Kubusiem do Córki Młodszej.

    Mą dydaktyczną tyradę Jaśniemąż kwituje krótko: "nie przesadzaj - pij kawę".

    Aaaaaaaaaaa. Zamorduję no! Jak można być takim kubkowym ignorantem?!
    Wstałam. Kawę przelałam do SWOJEGO kubka - teraz mogę się napić.

    A na Jaśniemęża foch jest.

    Ps
    kawę piję w takim kubku:                                                  









    a herbatę w takim*:









    * z specjalnymi pozdrowieniami dla absolwentów VIII LO :)

    poniedziałek, 6 maja 2013

    Katar - czyli macierzyństwo bez lukru

    Córka Młodsza ma katar. Ale to taki katar, że... słów szkoda...
    www.zielnik.biz
    Zasnęła odglutowana (katarkiem) po 21. Przed 24 obudziła się z płaczem.
    Matka wzięła kołdrę pod pachę i poszła do Córki Młodszej.

    Do 1w nocy głaskałam, mówiłam "ciii", aplikowałam maść majerankową pod nos, dawałam pić, rozpinałam śpiworek, odgarniałam włosy z czoła i oczu - wszystko to w nadziei na to, że jednak zaśnie, a ja wrócę do swojego łóżka.
    Po 1 w nocy porzuciłam nadzieję na wyspanie się w swoim łóżku i zaczęłam marzyć o wyspaniu się choć odrobinę w łóżku Córki. Głaskałam, mówiłam "ciii", maść majerankowa, picie, śpiworek, włosy (próbowałam zrobić kucek, ale skończyło się awanturą)...
    Około 2 ułożyłam sobie poduchy tak żeby mi się wygodnie siedziało (nie, nie spało - siedziało), Córkę Młodszą położyłam na sobie, i tak siedziałam, aż się uspokoiła, oddychało się jej łatwiej - zasnęła. Po pół godzinie dokonałam karkołomnej próby odłożenia Córki na jej poduszkę, która  to próba zakończyła się awanturą i powrotem do pozycji wyjściowej (czyli ja siedzę i nie śpię, ona śpi na mnie).
    Po 3 w nocy opadłam z sił, odłożyłam Córkę na jej poduszkę, sama położyłam się obok.

    Przez resztę nocy walczyłam już tylko o odrobinę człowieczeństwa, które w mym zmęczonym umyślę zmaterializowało się metaforycznie we własnej poduszce, żeby tylko dla siebie ją mieć.
    Przegrałam tę walkę.

    Rano Córka Młodsza obudziła się o 7 - zaryczana i cała na nie. Humor poprawiło jej dopiero wsadzenie palców do nosa Córki Starszej o 7:40.

    To jest właśnie macierzyństwo. Bez lukru. Bez choćby cienkiej warstwy cukru pudru.

    niedziela, 5 maja 2013

    Sen Matki i katar Córki Młodszej

    Matka znowu miała sen:
    Siedzę w domu z Córkami, czekamy na Jaśniemęż, który wraca z pracy (chyba?). Nagle pogoda zmienia się diametralnie, temperatura spada z 20 stopni do zera, zaczyna padać śnieg. Śnieg w maju?! - nawet przez sekundę myślę o tym, żeby się z wami podzielić tym wizualnym doświadczeniem na FB, ale nie mam czasu... Zrywa się porywisty wiatr i widzę kolejno: drzewa, kilka aut, jedną krowę, kury i wioskowe psy podrzucane przez coraz silniejsze podmuchy... Sąsiadom (tym Złym) wali się ogrodzenie - na pewno będzie na nas, myślę sobie.
    Nagle z całej tej pizgawizy wyłania się samochód Jaśniemęża i podjeżdża pod dom. Jaśniemąż wchodzi do domu tuż za progiem wita go tradycyjny foch Matki: czemu tak późno wróciłeś, przecież miałeś Córkę Starszą do przedszkola przyznać?
    Koniec snu*

    Sennika nie potrzebuję - sama dokonałam analizy (gdzieś w okolicach 3 nad ranem):
    - że diametralna zmiana pogody nastąpiła - no bo szlag Matkę trafia, tak ładnie było, Córki cały czas na polu, a teraz w zamknięciu od 4 dni, bo deszcz i zimno...
    - żeby zrobić wpis na FB - za dużo FB?
    - że się ogrodzenie Sąsiadów Złych zawaliło - zapowiedź lata, na pewno coś będzie nie tak i powód do awantury się znajdzie i z całą pewnością będzie to nasza (Matki i Jaśniemęża) wina
    - że Matka fochen strzeliła - po pierwsze: Jaśniemąż długo pracuje i późno wraca, po drugie - zołza jestem i tyle, żeby zamiast się cieszyć, że przeżył i dojechał to ja focha strzelam, że późno...
    - że Córka Starsza do przedszkola miała być odwieziona - za dużo wolnego, Córka od 4 dni siedzi Matce na głowie

    *kolorowe sny zapewnia Matce Córka Młodsza i jej katar - w sensie, że generalnie Matka więcej nie śpi niż śpi, a jak już Matka zaśnie to głęboko i na krótko, no i się Matce śnią pierdoły... ;)

    www.dressy.pl

    sobota, 4 maja 2013

    Z Córkami w kawiarni...

    Wczoraj późnym popołudniem Jaśniemąż zaproponował: pojedźmy do kawiarni.
    Matka: serio, chce ci się wychodzić, pogoda paskudna, błoto, pada...
    Jaśniemąż: ale pomyśl - 15 minut w jedną stronę, 15 w drugą, w kawiarni się zajmą jedzeniem, co nas bezboleśnie przybliży do pory spania, odpoczniesz...

    Przekonał mnie - zbieramy się.
    Ubrałam Córkę Młodszą, zmusiłam (werbalnie) Córkę Starszą do ubrania się samodzielnie, ubrałam się sama, przebrałam Córce Młodszej sweter, bo się zdążyła polać wodą, uczesałam włosy Córki Starszej, Jaśniemąż się ogarnął...

    Wychodzimy.
    Błoto jak cholera, Córka Starsza się ślizga i mnie obryzguje (tylko ona w kaloszach, a ja lawiruję w baletkach - sic!), ale w sumie już się przyzwyczaiłam, że czysta do ludzi nie wychodzę, zawsze mnie któraś czymś upaprze...

    Córki zapięte w fotelikach - jedziemy.
    Przez 10 minut Córka Starsza się wydziera:
     "Jacek i Barbara, zakochana para, Jacek i Barbara, zakochana para....", a po 10 minutach pyta mnie błyskotliwie:  "Mamo, a co to jest ta Barbara?" (w obronie Córki Starszej nadmienię jedynie, że Córka nie zna żadnej Barbary, ani nawet Basi...).

    Dojechaliśmy, doszliśmy, zamawiamy: loda dla Córki Starszej i wafelka dla Młodszej, ciastko "na spółę" da Córek, kawa biała dla Jaśniemęża, latte dla Matki - a jak już za wszystko zapłaciliśmy, to jeszcze się okazuje, że Córka Starsza chce rurkę z bitą śmietaną, no a skoro ona chce to Córka Młodsza też - więc jeszcze dwie rurki poprosimy...
    Córka Starsza zjada loda i bardzo się spieszy, bo ona tą rurkę już chce, więc gryzie tą lodową kulkę i narzeka że ją "zęby zimnią", to jej mówię, żeby wolniej jadła, to nie, bo rurka czeka (lód na stoliku, na swetrze i połowie twarzy - ale luz, chusteczki są). Zjadła loda, zabiera się za rurkę - pyszna podobno.
    Córka Młodsza zjada ciastko (oczywiście Córka Starsza pilnuje żeby dla niej zostało, zwłaszcza ta różowa warstwa), ale skoro Córka Starsza je juz rurkę to ona też - więc się zaczyna przygoda z wypadającą bitą śmietaną (spodnie, stół, jeansy Jaśniemęża).
    W tzw. międzyczasie udaje mi się posłodzić nasze kawy, ja nawet trochę wypijam.
    Córka Młodsza postanawia się przemieścić do Matki, co kończy się wylaniem połowy mojego latte (moje spodnie, kanapa, podłoga i stół).
    Córki kończą konsumpcję i przez kolejne 10 minut Córka Starsza powtarza jak mantrę: "kończycie już? idziemy już?" (tu Matka z Jaśniemężem wspominają jak sami jako szczyle torturowali w ten sposób własnych rodziców:)), a Córka Młodsza zaczepia ludzi, tańczy i liże szybę lodówki, za którą leżą ciastka...

    Odpoczęłam. Tiaaaa....
    *chciałam jeszcze posta ozdobić zdjęciem latte, ale po wpisaniu w wyszukiwarkę: latte i wybraniu opcji: grafika, ukazało się mym oczom dupsko w przezroczystych majtach i mi się odechciało (5 rząd po prawej) ;)))


    czwartek, 2 maja 2013

    Książkę kupił - zdradza?

    Jaśniemąż nie kupuje Matce kwiatów - no niemal jak Lech Wałęsa... Choć nie - Matka ma trochę lepiej niż Danuta, bo ze cztery razy kwiatka od Jaśniemęża dostała. Tylko nie był jeszcze wtedy Jaśniemężem i najprawdopodobniej chciał Matkę (wówczas jeszcze dzierlatkę) po prostu do łóżka zaciągnąć. Jak już mu się udało - kwiatki się skończyły...
    No ale w sumie Matka nie lubi kwiatków dostawać - bo cięte strasznie szybko poddają się w wazonie, a doniczkowe padają z powodu suszy (mimo umiarkowanego klimatu - ciekawe... - że to niby moja wina, że nie podlewam?).

    Jaśniemąż wie, że matka uwielbia książki i takowe od niego dostaje z okazji wszelakich.
    Ostatnio Jaśniemąż z Lidla wrócił i oprócz kabanosów, bułek, papieru toaletowego i pepsi light - wręczył Matce... książkę. Że niby w Lidlu kupił. Książkę w Lidlu?!
    Zdradza, czy jak? Żeby tak bez okazji książkę kupować... I ten tytuł jeszcze: "Poradnik pozytywnego myślenia" - że w sensie, że co? Że mimo kochanki mam pozytywnie myśleć, no niedoczekanie jego...

    Podobno nie zdradza, tylko kocha i dlatego kupił, a od jakiegoś czasu w Lidlu książki sprzedają - wstępnie uwierzyłam :)

    A tak w temacie książek jeszcze - to równo rok temu Matka obchodziła smutną rocznicę - połowa życia* spędzona u boku Jaśniemęża ;))
    Z tej okazji Jaśniemąż również podarował Matce książkę, taką o:






    ;D


    *nie Matka nie jest tak stara jak dinozaury, tylko była strasznie młoda wiążąc się z obecnym Jaśniemężem, lat miała 16, a skoro połowa życia, to - liczcie liczcie... No ale jakbyście nie liczyli, to Wam wyjdzie, że Matka jest kobietą po 30-stce,a konkretnie 3 lata po ;)

    środa, 1 maja 2013

    Córka Starsza i mrówka

    Córka Starsza mrówkę sobie dzisiaj złapała i wsadziła do słoika (humanitarnie - bez zakrętki).
    Wieczorem - dramat:
    Córka Starsza: mamo, tato mrówka uciekła! dlaczego ona uciekła? ja jej wszystko dałam, Arielkę jej dałam (taką małą plastikową) do przyjaźni...
    Jaśniemąż: a jedzenie jej dałaś?
    Córka Starsza: no nie, ty jej miałeś dać...
    Jaśniemąż: a co jej miałem dać? ja nie wiem co mrówki jedzą...
    Córka Starsza: ziarno!




    Mrówka uciekła nie zaprzyjaźniwszy się z Arielką i nie zjadłszy ziarna - wiedziała mrówka co robi... ;)

    Zagadki rodzinne

    Zabawa w zagadki
    cel: doleżenie w wyrach, a nie od razu pokopmy w piłkę, układajmy klocki, bawmy się lalkami itp...;
    zasady: podajesz opis, trzeba odgadnąć "co to jest")
    uczestnicy: dolegując Matka, dolegujący Jaśniemąż, dolegująca Córka Starsza, krążąca niczym satelita Córka Młodsza
    kategoria: rzeczy znajdujące się w domu

    Jaśniemąż: co to jest, czarne prostokątne i można oglądać na nim bajkę? (tak wiem - wzniósł się na wyżyny...;))
    Córka Starsza: proste, telewizor. Teraz moja kolej, co to jest, jest: małe*, czarne*, ciągle się bawi* i jest jeszcze strasznie głupiutkie*?
    Jaśniemąż: yyy Siaśka (Cóka Młodsza)?
    Córa Starsza: taaaaak!

    No Córka Młodsza w pigułce normalnie ;)





    *małe - no małe zdecydowanie
    *czarna, bo włosiska ma ciemne, w przeciwieństwie do siostry blondyny :)

    *ciągle się bawi i jeszcze: je, śpi i w kółko i na okrągło mówi: mama...
    *no mądralińska to ona jeszcze nie jest, a pomysłów głupiutkich moc... 

    AddThis