sobota, 10 sierpnia 2013

Szoping z Córkami

Córka Starsza za parę chwil idzie do zerówki.
W związku z powyższym Matka musi Córkę wyposażyć w:
kapcie, worek na kapcie, pudełko śniadaniowe i fartuszek do malowania...

Matka udała się z Córkami do Galerii Handlowej, a w niej odnalazła sklep, który normalnie omija szerokim łukiem (bo marże z kosmosu), ale obecnie z witryn przyjaźnie do Matki mruga baner: -70%.

Wchodzimy.
Zanim dotarłyśmy do ubrań i butów spędziłyśmy pół godziny na:
*oglądaniu wszystkiego z monsterhajkami - "to chce, to chcę i to bym chciała" (Córka Starsza)
*ponaciskaniu wszystkich przycisków w grających zabawkach (Córka Młodsza)
*próbie przejechania się na: jeździku, rowerku i hulajnodze (Córka Młodsza) - "nie wolno, nie wolno!" (Matka)


UBRANIA

Ceny na wyprzedażowej końcówce przyjazne dla oka. Matka zagłębiła się w wieszaki
- może znajdzie się jakaś sukienka dla Córki Starszej na rozpoczęcie szkoły?

Córka Starsza: ale po co mi taka sukienka?
Matka: bo takie są zasady, że w pierwszy dzień szkoły dzieci ubierają się na galowo... (bla bla - wytłumaczyłam)
Córka Starsza: aha! To to będzie idealne!  (wskazuje Córka na spódniczkę fioletową z tiulami, falbankami, koronkami i obrzyganą cekinami na bogato...)
Matka: nie kochanie, to raczej na występy, a nie do szkoły...
Córka Starsza: to co proponujesz?
Matka: tu jest ładna sukienka, biało - granatowa, z kokardką, śliczna! I jest Twój rozmiar! (i kosztuje tylko 40zł :D )
Córka Starsza: o nie! Absolutnie mi się nie podoba! Nie chcę jej, bo jak w niej pójdę do szkoły, to Pani na pewno mi nie powie, że jestem najpiękniejsza na świecie...

Poddałam się. Sukienki nie będzie.

Za to Córka Młodsza w tzw. międzyczasie próbowała się ubrać we wściekle pomarańczową kamizelkę.
I to nie zdejmując jej z wieszaka. Ani wieszaka z mebla. Prawie jej się udało! 


BUTY

Matka nakazała Córce Starszej rozglądnięcie się i wybranie sobie kapci do szkoły.
Córka Starsza dopytała jakich numerów ma szukać (w sensie, jaki ma rozmiar :))) i zagłębiła się w świat obuwia dziewczęcego.
Matka tymczasem próbowała wcisnąć pulpetowatą stopę Córki Młodszej w jakiekolwiek buty...
No cóż... Buty śliczne, tylko stopa Córki Młodszej nieposłuszna niczym giry sióstr Kopciuszka. No nie wcisnę za cholerę podbicia w adekwatny rozmiar...

Poddałam się - butów Córka Młodsza mieć nie będzie.

Matka: i jak córuniu, wybrałaś sobie jakieś kapcie?
Córka Starsza: nie, żadne mi się nie podobają...
Matka: jak to? (WHAT? - parę miesięcy temu było: te chcę, i te chcę, i te są piękne!)
Córka Starsza: jedne mi się podobają, ale one ci się nie spodobają, bo nie są kapciami...
Matka: które?
Córka Starsza: o te (pokazuje mi czarne buciorska z trupią czachą i "brylantem")
Matka: no piękne... (BLEH!), ale dzisiaj szukamy kapci...

Dokonałam prezentacji kilku modeli, ale żaden Córce się nie podobał...
Sięgnęłam ostatecznie - pchana chęcią, żeby mieć już ten temat z głowy - po różowe paskudy, świecące się jak, jak... nie wiem co, brokatowe, z różowymi "diamentami", z wizerunkiem blond lali z boku - no pewniak po prostu.
Pokazuję Córce, a ona na to:
"mamo, one są zbyt brokatowe i świecące!"

WHAT? Jak to? To istnieje coś, co jest ZBYT brokatowe i ZBYT świecące???
Matce się nieomal ziemia (a konkretnie podłoga sklepowa) spod nóg usunęła...
Świat się wali albo Córka Starsza wyrasta z różowości błyszczących - w sumie na to samo wychodzi...

Poddałam się. Kapci dzisiaj też nie będzie...


PUDEŁKO

Pudełko na kanapki musi być oczywiście z monsterhajkami (nie ma to jak kanapka zjedzona z pojemnika ozdobionego wizerunkiem eleganckiej truposzki...).
Wypatrzyła Córka Starsza w katalogu Empiku pudełka i bidony z monsterhajkami - każde po 29,90. No jacież nie pierdziu! Przecież ona je jak wróbel, ale za to z zastawy jak królowa?! 6 dych za dwa plastikowe czarne pojemniki! Wszystko w Matce krzyczy: NIE!

Próbuje więc Matka alternatywę zaproponować: pudełko z monsterhajkami, ale w kolorze różowym, lekko prześwitujące, bidon w zestawie - komplet 29,99.
Córka Starsza się przygląda matczynej propozycji i stwierdza stanowczo:
"mamo, to pudełko do mnie nie pasuje, nie jest w moim stylu!"

Pudełko śniadaniowe - nie w Jej stylu... Zwariuję!

Poddałam się. Pudełka i bidonu też dzisiaj nie kupimy.


WOREK NA KAPCIE

Nie wiem, czy dacie wiarę... Ale nie było żadnego, który byłby wystarczająco piękny i modny dla Córki Starszej.

Worka też nie kupiłyśmy!


Poza tym Córki:
*uciaprały się w fontannach...
*uciaprały się lodami...
*wykonały taniec w centralnym punkcie Galeryjiii...
*odśpiewały ukochaną piosenkę Córki Młodszej (pisałam o niej TUTAJ)

Poza tym Matka:
*cyknęła Córkom kilka zdjęć zanim przyszedł groźny Pan Ochroniarz i zabronił fotografowania obiektu - się naraziłam... :)
*uświadomiłam sobie, że szoping z Córkami jest: nieskuteczny, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. I męczący...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj, na zdrowie!

AddThis