środa, 4 września 2013

Jeszcze to!

Wyjście z domu rano z dwójką małych dzieci to zawsze... przyjemność.
Przecież dzieci są grzeczne, słuchają poleceń i je wykonują bez szemrania.
Wyskakują z łóżek z uśmiechem witając Matkę i nowy dzień.
Z entuzjazmem zjadają śniadanie i wypijają herbatę.
Z zapałem myją zęby na błysk.
Ubierają się bez strojenia fochów.
Grzecznie siedzą czekając na wyjście.
Nie płaczą, nie marudzą, nie narzekają, nie biją się, nie brudzą...
Matka ze spokojem ducha wypija kawę, przegryza kromkę chleba razowego z serkiem ogórkowym.
Bierze krótki acz orzeźwiający prysznic, maluje się starannie acz nie przesadnie - w końcu ranek jest.
Dzieci ubierają buty, opcjonalnie ubierają również kurtki i wychodzą trzymając się za raczki.
Czekają aż mama zamknie drzwi wejściowe.
Idą do samochodu nie przewracając się, nie popychając.
Przy aucie czekają aż mama otworzy i zaprosi do środka - nie ocierają się o brudną karoserię, nie dotykają: kół, błotnika, świateł...

A jak u Was wyglądają poranne wyjścia do przedszkola / szkoły / pracy / gdziekolwiek?

Bo u mnie zupełnie inaczej...

6:50 wstaję przed Córkami celem przygotowania herbaty i śniadania...

6:55 ni z gruchy ni z pietruchy budzi się Córka Młodsza (powinna jeszcze spać z pół godziny) - w związku z tym ani herbata, ani śniadanie nie są przygotowane. Przytulam Córkę Młodszą i razem idziemy budzić Córkę Starszą.

7:05 Córka Starsza mimo: nawoływań, próśb, gróźb, gilania, łaskotania, klepania, posadzenia - śpi nadal.

7:15 "no dobra, już wstaję" mówi Córka Starsza i zwleka się z łóżka, a następnie wlecze się na dół...

7:20 Córki siedzą na kanapie, a Matka szarpie się sama ze sobą robiąc szybko śniadanie i herbatę...

7:25 Córki siedzą przy stole i jedzą, i piją...

7:30 Matka: "jedzcie! Herbatę proszę wypić"; lecę do łazienki celem powierzchownego choć ogarnięcia się (na prysznic już czasu nie starczy: noł faking czens!)

7:35 Matka: "jecie? Nic nie zjadłyście! Proszę jeść! I pić!". A śniadanie do szkoły?! Nie zrobiłam śniadania dziecku! - robię szybko, pakuję do pudełka, pudełko do plecaka, plecak do przedpokoju - żeby nie zapomnieć...

7:40 Matka: "mało zjadłyście... Trudno! Do góry do łazienki proszę i myć zęby". Idą - nie, wleką się - do góry. Myją zęby.

7:45 do pokoju - ubierają się...
Córka Starsza: "a może jednak zmienię zdanie i coś innego ubiorę niż sobie wczoraj przygotowałam?".
Matka: "nie! Nie ma czasu, ubieraj się!".
Córka Starsza: "ale ja tych legginsów sama nie ubiorę, bo ciasno wchodzą...".
Cierpliwości, cierpliwości!!!
Córkę Młodszą gonię po pokoju, bo ucieka, ubierać się nie chce i zaciesz ma, że Matka biega... Grrrr!

7:55 ubrane - uff.
Matka: "złazić na dół. Mama się ubierze i idziemy".
Ubieram się w tempie modelki zmieniającej kreacje na pokazach mody...
Tusz do rzęs, gdzie jest tusz do rzęs i lusterko jakiekolwiek? Są. Maluję jedno oko.
Oż cholera! Przecież jeszcze włosiska trzeba Córkom ogarnąć. Gdzie szczotka do włosów? Szukamy. Jest. Pod kanapą.
Córka Starsza siada na krzesełku: "ja to bym dzisiaj chciała...".
Matka: "kucyk będzie jeden, bo późno jest".
Córka Starsza: "no dobra...".
Córka Młodsza siada na krzesełku: "ał ał ałaaa" - jeszcze nawet jej włosów nie dotknęłam!

8:05 już tylko buty i wychodzimy!
Córka Starsza: "dzisiaj to by mi balerinki pasowały...".
Matka: "to włóż balerinki".
Córka Starsza: "ale skarpetki bym musiała zmienić, bo te mi nie pasują...".
Matka: "wkładaj nowe adidasy!".
Córka Starsza: "no dobra...".
Córka Młodsza buty ma, a w ręce: smerfa, książeczkę i lalkę.
Matka: "zostaw to córunia...".
Córka Młodsza: "nie, nie, nieeee! Lala chodź (to do lali)".
Dobra już dobra - byle w kierunku auta...

8:10 biorę Córkę Młodszą na ręce - szybciej będzie.
Córka Młodsza: "jeście to, jeście to!".
Matka: "już nic więcej nie udźwignę! Wystarczy!"
Zamykam drzwi.
Córka Młodsza: "jeście to mama!".
Matka: "nie!".
Idziemy.
Córka Młodsza: "mama... jeście to" - dzióbie palcem gdzieś w górę.
Pokonuję jedne schody i drugie.
Córka Młodsza: "jeście to, mama, jeście to...". Ona osiąga z rana szczyty upierdliwości!!!
Córka Starsza zdążyła się oprzeć o niezbyt czysty samochód, przeciągnąć plecakiem po porannej rosie... Cudownie...
Wsadzam Córkę Młodszą do auta, Córka wierzga, mości się, dzióbie mnie w oko: "jeście to mama, jeście to, oko".
Matka: "tak, to jest oko, siedźże bo Cię zapiąć nie mogę".
Siedzi. Zapięta. I z mantrą na ustach: "jeście to, jeście to".
Córkę Starszą zapinam (wsiada na szczęście już sama).

W końcu opadam na fotel kierowcy. Zmęczona jestem jak po godzinie na siłowni.
Jest 8:15. Do szkoły mamy na 8:15.
Odpalam auto, spoglądam w lusterko wsteczne...

"Jeście to oko"
No teraz to ma sens.
Jedno oko mam wymalowane...

3 komentarze:

Komentuj, na zdrowie!

AddThis