środa, 3 lipca 2013

Matka SOR wizytowała...

No i czemu znowu Matki nie było?
No cóż. Od soboty angina i antybiotyk. A w poniedziałek z rańca, tak po ósmej jakoś - wzięły Matkę takie kurde bóle brzucha, że urodzenie dwóch Córek siłami natury i bez znieczulenia to przy tym pikuś...
Matka jeszcze do 12 wytrzymała mając nadzieję, że przejdzie - ale kurde nie przeszło!
Szybka akcja była: ściągnięcia Dziadków do opieki nad Córkami i Jaśniemęża z roboty do wożenia Matki po lekarzach.
O 12:30 internista stwierdził, że nie ma żartów - trza do szpitala, bo to może być wyrostek. Dobry człowiek zawezwał transport sanitarny, coby Matka nie musiała w poczekalni SORu siedzieć cholera wie ile.
O 12:50 se Matka kulturalnie, na sygnale pod szpital podjechała, Matkę wwieźli i....

I teraz będzie cała prawda o Szpitalu Żeromskiego w Krakowie, do którego Matka trafiła (nie piszę, że o Służbie Zdrowia w Polsce ogólnie - mam nadzieję, że tak to nie wygląda wszędzie i zawsze!)
O 13:00 leżała Matka w pokoju jakimś do wstępnej weryfikacji i oględzin. Mnóstwo sprzętów wokół, więc sobie Matka myśli luz - przylezie lekarz, zrobi usg i będzie wiadomo.
O 13:20 lekarz się zjawił (przez te 20 minut leżałam tam samiusieńka, ani pielęgniarki, ani sanitariuszy - no przekręcić się można i tyle...)
O 13:25 doktorek stwierdził po obmacaniu Matczynego brzucha, że może wyrostek, a może jajnik, a kiedy Pan była u gina. Matka na to że była pół roku temu i wszystko git. Doktorek na to, że jednak najpierw wykluczymy czy to nie jajnik - zawiozą mnie na ginekologię. Matka się dopytuje o coś przeciwbólowego, ale nie - doktorek orzekł, że jak z ginekologii wrócę to wtedy.
O 13:40 zawieźli Matkę na ginekologię, a tam Pan doktor gin akurat na cięciu cesarskim. Trzeba czekać, ale to chwilkę przecież. Leży więc Matka na korytarzu zwijając się z bólu. Chwilka trwała ze 2 godziny...
O 16:40 doktor gin (bardzo miły) orzekł, że wsio ok z ginekologicznymi obszarami Matki.
O 17:00 zwieźli więc Matkę z powrotem na SOR do sortowni.
O 17:30 się nad Matką zlitowali i dali kroplówkę przeciwbólową.
O 18:00 zaczęło Matce wszystko "wisieć" bo w końcu przestało boleć...
O 19:50 UWAGA UWAGA zrobiono Matce usg jam brzusznej (jedyne 7 godzin po tym jak Matka do szpitala trafiła). Okazało się, że to nie wyrostek, i cała reszta w normie. Zwieźli więc Matkę z powrotem do sortowni.
O 21:00 pojawił się Młody Doktorek, który stwierdził, że wygląda na to, że Matka miała ostrą kolkę żółciową, może w reakcji na antybiotyk, a może jakiś kamień jest, choć w usg go nie uchwycono.
Zalecenie: wypad do domu i proszę sobie kupić nospę i pyralginę, bo może jeszcze poboleć 2-3 dni...

Wczoraj Matka na przemian: spała, leżała, drzemała i przysypiała.

Dzisiaj jeszcze Matkę boli, ale już Matka na chodzie...

Jeszcze tzw. PS: dziękuję za pomoc Sąsiadce zza płota, Rodzicom i Ciotce M!

4 komentarze:

  1. O kurczę :/ A ja ten szpital akurat dobrze wspominam... Ale tylko Ujastek i Żeromskiego do porównania znam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale SOR właśnie, czy porodówkę (bo na ginekologii bardzo miłe pielęgniarki były i doktorek też:))

      Usuń
  2. Ja pierdzielę! Ostatnio też miałam przygodę z SOR i pogotowiem bo się z Synem od jednego do drugiego najeździłam (nie z własnego pomysłu oczywiście). Wpis o tym poszedł kilka dni temu!
    Jedno jest pewne. Polska służba zdrowia jest mało pro- zdrowotna!
    ps. Dobrze, że to jednak nie wyrostek bo zdążyłabyś umrzeć przez tyle godzin!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażające to jest! Najbardziej mnie właśnie w tym wszystkim zdziwiło, że skoro człowiek trafia z podejrzeniem wyrostka do szpitala - to jak można właśnie tego w pierwszej kolejności nie sprawdzić!
      Idę czytać do Ciebie :)

      Usuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis