niedziela, 30 czerwca 2013

Gdy Matka jest chora...

Matka zapadła na anginę.
Dopadło Matkę okrutnie, w nocy z piątku na sobotę...
W sobotę wprowadziła więc Matka zarządzanie kryzysowe w domu. Zarządzała Matka z kanapy, spod koca. Po pierwsze: by na Córki nie chuchać nadmiernie. Po drugie: bo najzwyczajniej nie miała siły...
Zarządzanie ograniczało się do pilnowania żeby sobie Córki krzywdy nie zrobiły i wymyślania zabaw, gdy zaczynały się nudzić, bądź przeginać...

A przeginać to one potrafią - oj potrafią!

Poszły do łazienki, siedzą: Młodsza na nocniku, Starsza na kibelku i... rysują. Ale coś podejrzanie długo i cicho, i jeszcze się chichrają...
Matka (głosem słabym): a co Wy tam robicie?
Córka Starsza: a nic.
Czyli bankowo coś robią! Zwlekłam się z kanapy, powlokłam do łazienki. Malują pisakami... Po SOBIE! Córka Starsza ma zmalowane oba udzicha i brzuch, Córka Młodsza tylko ręce...
Zarządziłam koniec posiedzenia i zabawy.

Wręczyłam Córkom lakiery do paznokci (takie dla dzieci, dostały ostatnio od matczynej koleżanki), z brokatowymi gwiazdkami i przeźroczyste (!!!)... Zasiadły obok Matki na kanapie, skarpetki sobie zdjęły i przez pół godziny (serio!) malowały sobie paznokcie... i stopy... i łydki...
W środku dziecięcego pedikjuru:
Córka Starsza: mamo! CEL ŻYCIA osiągnęłam!
Matka: jaki cel kochanie?
Córka Starsza: udało mi się wyłowić 5 gwiazdek z lakieru!
No ba... Się ma 5 lat, się ma poważne w życiu cele, takie na 5 gwiazdek... :)
Chwilę później:
Córka Starsza: nie no mamo, to jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
Matko: tak? dlaczego?
Córka Starsza: bo udało mi się wyłowić jeszcze dwie gwiazdki!

Dociągnęła Matka jakoś do wieczora. Nawet rosół Córki zjadły...
Jaśniemąż wrócił z pracy i zawiózł Matkę do lekarza, który anginę potwierdził. Zostawiła Matka 5 dych w aptece na antybiotyk i inne takie...

Dzisiaj rano (tj. w niedzielę) Matka wstała z bolącym jak cholera gardłem, ale już nie taka zmulona jak wczoraj - więc idzie ku lepszemu!

Matka: ale wiesz, jest plus jeden tej anginy... Od wczoraj na diecie płynnej jestem (bo niczego przełknąć nie mogę) i poleciało mi 1,5 kg w ciągu doby!
Jaśniemąż: no ja widzę jeszcze jeden plus.
Matka: jaki?
Jaśniemąż: gadasz mniej.

Bezczelny!

1 komentarz:

  1. :) Jednak córki są bardziej współpracujące z matkami! Moi synowie mają w nosie, że jestem chora i odetchnąć mi nie dają. A jak na jeden dzień głos straciłam to dopiero czadu dawali!
    Ps. Mężowie to chyba wszyscy tacy bezczelni. Mój uznał, że nastało święto, bo przestałam gadać!
    Zdrówka życzę :)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis