poniedziałek, 24 czerwca 2013

Szmatka z dzieciństwa

Matka zna kilka przypadków dzieci, które ukochały sobie "szmatkę" a nie pluszaka lub lalkę.
"Szmatką" może być kocyk, pielucha tetrowa, pielucha flanelowa, poszewka od poduszki...

Córka Starsza urodziła się w gorące letnie dni, więc Matka wyposażyła noworodka w mały leciutki kocyk z czystej bawełny. Bez polarów itp... Był kremowy, z wyszytym brązową nitką króliczkiem.
Matka swego noworodka tym kocykiem otulała, przykrywała... Z noworodka zrobił się niemowlak, a kocyk był w użyciu nadal. Z niemowlaka zrobiło się małe dziecko, które absolutnie pod tym kocykiem się nie mieściło - ale kocyk musiał być. Totalny MUST HAVE!
Gdy Córka Starsza osiągnęła wiek około 1,5 roku i na maksa rozkręcała się z gadaniem, ochrzciła ów kocyk "MOCHO" - było to piękne imię oznaczające: "moje kochane".
MOCHO towarzyszył nam zawsze i wszędzie upchnięty w matczynej torebce lub w plecaczku specjalnie na ten cel przeznaczonym. MOCHO zwiedził z nami niejedną galerię handlową, mnóstwo się naspacerował, poodwiedzał sporo ludzi.
MOCHO powoli nabierał kolorów: a to plama po dżemie, a to po kakao, w jednym rogu ślady po czekoladzie, w innym po herbacie.
Miał MOCHO taki moment w swym życiu, że bał się prania (konkretnie Córka Starsza się bała, żę MOCHO się może bać prania w pralce). Wówczas Matka wyjmowała MOCHO ze śpiących rączek Córki Starszej, prała, suszyła, po czym odkładała do łóżka dziecka.
Raz jeden zdarzyła się historia mrożąca krew w żyłach - MOCHO się zgubiło. Wracaliśmy skądś wieczorem, Córka Starsza zasnęła w aucie. Jaśniemąż przeniósł ją śpiącą do łóżka, Matka ją śpiącą rozebrała, przykryła kołderką (bo to zima była). Dziecko spało, a my już już witaliśmy się z gąską (z wolnym wieczorem w sensie) - gdy nagle padło pytanie: gdzie jest MOCHO?
Po pół godzinie buszowania w aucie, w torbach, które mieliśmy ze sobą, w końcu po przeczesaniu z latarką ośnieżonej drogi z auta do domu - MOCHO się znalazł w śniegu koło samochodu... Uf!
MOCHO poddał się upływającemu czasowi - mówiąc wprost: czas go posunął w stronę stanu: dziura na dziurze. Wówczas niezbędna była Babcia Grażynka, bo Matka to przecież nie potrafi porządnie zacerować MOCHO. Babcia więc przyjeżdżała z nićmi (lub MOCHO jechało do Babci) i cerowała, łatała - jak się tylko dało.
Córka Starsza osiągnęła wiek lat 3, MOCHO przechrzciła na MONIO (nie wiem nawet czemu i jak się to stało...). MONIO rozpoczęło wraz z Córką Starszą edukację przedszkolną, najpierw było ściskane cały czas, potem leżało w przedszkolnej półeczce Córki. MONIO był idealnym towarzyszem zabaw wszelakich - potrafił bowiem dostosowywać się do potrzeb: mógł być kocykiem na pikniku, obrusem, sukienką, hamakiem dla lalek, welonem... Wielofunkcyjny i niezastąpiony.
Dopiero około pół roku temu MONIO zakończył swoją edukację w przedszkolu i zajął się tylko i wyłącznie leżakowaniem w łóżku i czekaniem na Córkę Starszą kładącą się do snu.
MONIO jest teraz tylko do spania. Tylko, czy aż - ciężko stwierdzić obiektywnie. Musi być do spania i już.

Gdy na świat przyjść miała Córka Druga - Matka kupiła podobny kocyk i dla niej. Córka Druga nie ukochała go sobie jednak. Nie uochała sobie też żadnego pluszaka, lali, pieluchy itp...
Ale oto od dwóch dni ciągnie za sobą różową szmatkę...
Róż nieco wyblakły, 100% bawełny...
Są to spodnie od piżamy Córki Starszej.
"Moje moje" mówi Córka Druga.
A jeśli ona z tymi gaciami do przedszkola będzie chciała za rok pójść???

1 komentarz:

Komentuj, na zdrowie!

AddThis