środa, 7 stycznia 2015

Proza życia

Uwielbiam czytać. Wszystko! Lekkie, łatwe i przyjemne powieści obyczajowe, mroczne kryminały, "wyrywającą rzęsy" beletrystykę psychologiczną. Wiersze. Teksty piosenek. Gazety. Internety. Ulotki...

Moja ulubiona proza to... proza życia. 

Ze wszystkimi jej blaskami i cieniami, ze wszystkimi kolorami i ich odcieniami...
Z awanturującymi się o wszystko i nic córkami. Z córkami, które kocham nad życie.
Z bliskimi mi ludźmi, z którymi rozumiem się bez słów, w pół słowa, w pół zdania... 
Z stale nie do końca ogarniętym domem, z praniem wyłażącym z koszy, z uciapranymi oknami, z tłustymi śladami małych rączek na ścianach...
Z sąsiadem wariatem, którego denerwują kwitnące mlecze. I dzieci.
Z dobrymi ludźmi mieszkającymi za płotem - tak dla równowagi.
Z wioskowym psem, który nie jest nasz, a jednak codziennie rano goni za moim samochodem, gdy odwożę dzieci do szkoły i przedszkola. Z psem, który czeka na skraju drogi, aż wrócę. Zawsze.
Z górami i dolinami. Tymi psychicznymi również lub przede wszystkim. 

Nie, nie zapomniałam o mężu.
Jeśli bowiem czytać tę prozę życia to tylko z nim.
A im jesteśmy dojrzalsi (żeby nie powiedzieć: starsi) - tym lepiej nam się razem czyta.
Potrafię zrobić awanturę o to, że zasnęłam, on mnie nie obudził, a galaretka którą miałam rozlać do salaterek przed snem - ścięła się cichą nocą w garze. Jak gościom z gara podam? Jak mógł mnie nie obudzić?! Jego wina! Przez godzinę wylewam słone łzy, by po godzinie rozbrojona płakać ze śmiechu.
Mąż serwuje mi z kolei mnóstwo atrakcji, niemal codziennie czymś zaskakując. Rzeczy, które kiedyś wyprowadzały mnie z równowagi notorycznie - dzisiaj wyprowadzają tylko w dniach, gdy choroba wściekłych krów (zwana potocznie PMSem) bierze górę nad zwykła mną... Obśmiewam te porzucone skarpetki, te kubki na szczycie szafy i te na krześle z opakowaniem po monte w gratisie, te pianki do golenia nigdy nie w koszyczku - zawsze na umywalce...

Proza życia ładnie wygląda na zdjęciach - fotogeniczna jest do bólu:
Taki widok o poranku: skarpetki na laptopie ;)


Jeżeli poprzysięgliśmy sobie tę miłość, z tą wiernością 
i opcją nie opuszczania się aż do śmierci 
- niech nasza życiowa proza tryska humorem, 
niech wylewa się z niej sarkazm i ironia dodające pikanterii.
Dużo przyjemniej czytać coś co nas bawi i zaskakuje, 
niż całe życie śmiertelnie się ze sobą nudzić 
przeglądając kolejny poradnik o tym jak (prze)żyć.




4 komentarze:

  1. Prawda.

    A galaretkę wstaw do gorącej wody albo leciutko podgrzej. Stężeje jeszcze raz już tam, gdzie powinna.

    P.S. Wszystkiego co dobre. Książek chociażby. Z okazji urodzin :-) Sto lat!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne jest to dostrajanie się z biegiem czasu :)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis