Gdy zostajesz matką zaczynasz czekać...
Czekasz, aż dziecko przestanie być noworodkiem, bo to przecież taki okres pełen napięcia i nieustannego drżenia o małego człowieka.
Czekasz, aż niemowlak przestanie być niemy i zacznie komunikować nam siebie za pomocą słów - czekasz, aż nie będziesz musiała stale czegoś się domyślać, rozszyfrowywać grymasów, odczytywać min.
Czekasz, aż wyjdą te cholerne zęby (Boże, jak czekasz!), przez które nie śpisz i nie patrzysz w lustro, żeby nie widzieć coraz większych worów pod oczami.
Czekasz, aż nauczy się chodzić, bo twój kręgosłup zaczyna wołać o pomstę do nieba, a ty tęsknisz już za pozycją wyprostowanego homo sapiens mając dość pozycji przygarbionego neandertalczyka (tak, matka podróżuje przez epoki na przekór ewolucji!).
Czekasz, aż zacznie chodzić bezpiecznie, a ty będziesz mogła choć na chwilę schować ręce do kieszeni, a nie biegać z rękami jak wiatrak osłaniając wszystkie ostre kąty, kanty, ranty...
Czekasz, aż nauczy korzystać się z toalety, a ty raz na zawsze skończysz z pieluchami, zasypkami, przewijaniem.
Czekasz, aż minie bunt dwulatka. I trzylatka. I cztero...
Czekasz, aż minie ten trudny okres, kiedy dziecko tak dużo już rozumie, ale słowa nie nadążają, a jeszcze bardziej w tyle zostają emocje, których nie potrafi okiełznać, więc krzyczy, biega, zalewa się łzami, złości - na ciebie oczywiście. Zawsze to ty dostajesz rykoszetem.
Czekasz, aż pójdzie do przedszkola, przestanie trzymać się kurczowo twojej nogi i płakać, a ty będziesz mogła odetchnąć ciesząc się, że instytucja państwowa odciąża cię trochę w opiece...
Czekasz, aż pójdzie do szkoły i zacznie czytać, pisać, liczyć...
Czekasz, aż zacznie zajmować się sobą choć chwilę, ogarnie choć mały wycinek swojej rzeczywistości samodzielnie.
Czasem budzimy się rano i dzień mija na czekaniu na wieczór,
bo znużenie i zmęczenie ciąży. Bardzo.
Czekanie wypełnia nasze bycie. Bywa, że czekanie przesłania nam teraźniejszość, pchając nasze myśli ku przyszłości, która zawsze maluje nam się różowo - różowiej niż teraźniejszość. Tylko ta przyszłość nigdy nie nadchodzi, bo z chwilą gdy stawiamy w niej stopę - staje się teraźniejszością i zaczyna być czekaniem.
Czekanie sprawia, że nie potrafimy żyć tym niepowtarzalnym tu i teraz, tak naprawdę się nim cieszyć. Ciężko nam czerpać energię i radość z tych chwil, które przecież już się nie powtórzą. Nigdy!
Chcę czekać trochę mniej. Zamienić czekanie na bycie.
trafia to do mnie
OdpowiedzUsuńczekam jak głupia choć wcale nie chcę by nadchodziło...
Też tak właśnie mam..
UsuńWszystkiego dobrego w 2015 ;)
Świetny tekst. Podpisuję się pod nim rękami i nogami. Ciągle albo na coś czekamy, albo myślimy, że gdzie indziej jest lepiej. To może być dobre postanowienie noworoczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego w 2015 r.
Również wszystkiego dobrego, cierpliwości i spokoju :)
UsuńWow ! Trafiło to do mnie bardzo :)
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, a potem kiedy masz chwile siadasz na tyłku i wspominasz ten czas który minął, chciałabyś żeby powróciły chwile które w tamtym momencie były dla Ciebie wręcz frustrujące i dopiero po fakcie je doceniasz i rozpamiętujesz z uśmiechem na twarzy . I tak w kółko rozpamiętujemy przeszłość, planujemy przyszłość zapominając o tym żeby żyć tu i teraz. :)
Zatem motto na 2015 CARPE DIEM !!! :)
Pozdrawiam czytelniczka z FB :)
Jakie to prawdziwe.. aż sie łezka w oku zakręciła. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO tak, Święta Racja! Ja jestem na etapie czekania aż mój synuś zacznie się ze mna komunikować. I ciągle marzę o kolejnym etapie jego rozwoju, a on jest tak cudowny tu i teraz! Nie miałam postanowienia noworocznego, a już mam! Dzięki :)
OdpowiedzUsuń