sobota, 17 maja 2014

Książka skarg i wniosków

W 1954 roku uchwałą Rady Państwa i Rady Ministrów wprowadzono do sklepów, lokali gastronomicznych i usługowych książki skarg i wniosków.
Książki skarg i wniosków miały służyć społeczeństwu, które zyskało prawo do wyrażania opinii (!), składania wniosków, skarg i zażaleń. Te niepozorne zeszyty stały się swoistą platformą wymiany myśli. Nieświeże mleko – wpis, brak mleka – wpis, mleko z kapslem w złym kolorze – wpis… Czas oczekiwania za długi lub za krótki (w zależności od kolejki, w której się stało) – wpis. Jakość towaru, sposób podania lub ważenia – zawsze można było do czegoś się przyczepić – wpis.

Przykłady? Oto one:
"Stojąc za cytrynami straciłem 20 minut, gdyż okazało się, że to... pomarańcze. Pisanie maczkiem mija się z celem, tego napisu nie widać, a dni idą teraz krótkie. Tym sposobem okradziono mnie z 20 minut życia" - Juliusz Totek.                
Wyjaśnienie ekspedientki : Uważam, że klient nie miał racji. Pomarańcze albańskie nie są podobne do cytryn ani trochę.”

"Jako mistrz z 1948 roku stwierdzam - dziura w szynkowej z powodu złej pracy nadziewarki. Zwyczajna zamiast na drobnym sicie była mleta na piątce. Jakiś niefachowiec tu pracuje. - T. Cieślar”

"Biały ser kładzie się na wagę, trzymając w dwóch palcach, którymi to palcami liczone są potem pieniądze.  Proszę to zmienić. Janik.                                                                                Wyjaśnienie kierowniczki :  Osobiście uważam, że nie ma innej możliwości jak podanie sera palcem.”

"Zamiast 3 kg cukru ekspedientka sprzedała mi 3 kg  mrówek faraona. - (podpis nieczytelny)
Wyjaśnienie kierowniczki: Klient był w stanie nietrzeźwym.”

"Proszę o wyjaśnienie, z jakiego artykułu  nie wolno klientowi czytać książki skarg i wniosków. - Boniecki.                  
Wyjaśnienie kierowniczki: Nie trzeba żadnego artykułu, żeby wiedzieć, że to nie biblioteka!"

(wszystkie cytaty pochodzą ze strony: STĄD)

Nie ma już PRL-u, nie ma też książek skarg i wniosków. Ale czy na pewno?
Nie! Jednak są! Tylko już nie dyndają smętnie na sznurku w sklepie. Przybrały formę współczesną internetową, fejsbukową…
Większość dużych sieci sklepów prowadzi swoje fanpejdże na Facebooku. Większość tych fanpejdży umożliwia osobom trzecim (klientom, użytkownikom Facebooka) dodawanie postów na swoich tablicach.
Przecież to jedna wielka książka skarg i wniosków. 
Idą ludzie na zakupy, kupują, wracają do domów i włączają laptopy, tablety, komputery… Logują się na najpopularniejszy portal społecznościowy i… START!
Bo pomidor zapocony, bo pieróg miał być z mięsem a jest ruski (lub odwrotnie); bo temperatura w lodówkach z jogurtami była za wysoka o 6 stopni; bo skończyła się promocyjna kawa; bo na dziale mięsnym była kolejka; bo ochrona sklepu zwróciła uwagę, że nie wolno próbować winogron (no jakże to tak – przecież nie będę w ciemno kupować!); bo dziecko jechało w wózku zakupowym, a obsługa sklepu powiedziała, że nie wolno; bo pasztetowa miała datę do dzisiaj, a jedna to nawet do wczoraj; bo zabrakło świeżych bułek; bo bałagan był; bo dostawę przyjmowano w godzinach otwarcia sklepu; bo nie dało się zapłacić kartą…

A ja – jak rasowa peerelowska ekspedientka mówię: trzeba było spoconego pomidora oglądnąć, a ruskie pierogi też są dobre, … Za niską temperaturę w lodówce można zaś zgłosić któremukolwiek pracownikowi, podobnie jak jedną sztukę przeterminowanego pasztetu. Z braku kawy w promocyjnej cenie wyciągnąć można lekcję na przyszłość – ilość towarów w promocji jest ograniczona, więc warto przy następnej okazji wstać wcześniej i udać się do sklepu skoro świt (jeśli nam tak zależy). Należałoby też przyjąć do wiadomości, że „próbowanie” czegokolwiek w sklepie jest nielegalne (od winogron począwszy, na perfumach skończywszy)…
Opisanie i sfotografowanie perypetii pieroga ruskiego (który miał być pierogiem z mięsem) na firmowym fanpejdżu nie sprawi, że ten pierwszy cudownie zamieni się w tego drugiego.

Jeżeli coś mi nie pasuje – idę kulturalnie porozmawiać z kompetentną osobą. Od ręki, na miejscu lub przy okazji. To załatwia sprawę.

Zapraszam do dyskusji!


[tekst powstał dla nieistniejącej już Grupy Desantowej - nie chciałam, żeby zginął]

5 komentarzy:

  1. oooo i tu 100% masz racji. A co jeżeli np firma "Pomarańcz" z Siedzibą w Warszawie,w salonie każdy ciemny i głupi ,więc nie pomogą,a jedynym rozwiązaniem jest "obluzganie na forum" za niekompetencję (na maila nie odpisuja, w biurze obsługi pod tel również ciemni jak w salonie). ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że są takie sytuacje, w których trzeba użyć tego kanału komunikacji. Ale to dla mnie rozwiązanie ostateczne. Pomidor i pierogi można załatwić na POKu ;)

      Usuń
  2. Matkoooooo, a ja właśnie pełna wkurwu chciałam wysmarować na fanpejdżu Smyka jadowity wpis pt. "po co, do cholery, każdy wasz sklep ma podany numer telefonu, skoro nikt ich nie odbiera?!?!?!". No bo się wkurwiłam. Od czwartku dzwonię do jednego z gdańskich Smyków i skurczybyki cholerne nie odbierają. A ja nie mogę ot tak sobie pojechać, bo daleko. Wrrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) rozładowuję wkurw. Adim, dwa, tri... Mailem bym ich na początek potraktowała.

      Usuń
  3. zgdadzam sie, ale niestety wiekszosc albo wcale nie chce nic zmienic, tylko sobie ponarzekac, albo boja sie buzie otworzyc. No i zeby cos zalatwic to trzeba spokojnie i z usmiechem, a jak sie tak planuje wylac zolc na klawiature, to sie mozna pogotowac cala droge do domu ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis