poniedziałek, 13 października 2014

Zamieszanie. KRYMINAŁ PARENTINGOWY.

Zaginęła matka. Przepadła bez wieści. Jak? Kiedy?
Niby jeszcze są czyste małe łyżeczki w szufladzie. Niby jeszcze pranie trzyma się w sztywnych ramach plastikowych pojemników na brudy. Niby śmieci nie wychodzą jeszcze z kosza pod kuchennym zlewem. Niby zmywarka męczy się na programie eko z poobiednimi talerzami. Niby łóżka niezaścielone – niby jak zawsze, ale jednak w tej sytuacji niezaścielenie niepokoi…
- Mamo, mamo, mamoooo! Tato, gdzie jest mama?
- A nie ma jej w kuchni?- Nie ma!

Świat mężczyzny zatrzymuje się na chwilę. Mijają ułamki sekund, procenty minut, pierwiastki godzin…  Nie ma jego żony, kobiety jego życia, matki jego dzieci… 

Tadeusz przypomina sobie fragment wiersza Poświatowskiej, którą uwielbiała (czas przeszły?! już?!) jego żona: „czas jest przezroczystą perłą wypełnioną oddechem”. Jakie to prawdziwe! Gdy czasu nie wypełnia oddech Anitki – czas płynie jakoś inaczej, jakby pod górę, a jednak z góry. Niby szybko, a jednak wolno. Lub na odwrót. Jak długo jej już nie ma? Te brudy wciąż w ryzach, te małe łyżeczki jeszcze w szufladzie, te śmieci… Ile trwa ta przerażająca nieobecność naznaczona potrzebami dzieci? Tato siku, tato pić, tato nudy, tato pobaw się z nami! Mężczyzna masuje skronie palcami wskazującymi, czuje zmęczenie i nadciągający ból głowy

Rozpoczynają się poszukiwania.

Niewiadomych jest coraz więcej, mnożą się jak grzyby po deszczu i zdają się wyskakiwać z lodówki.  Pojawienie się detektywa Rudkotowskiego wpisuje się w absurdalność całej tej sytuacji – bez pardonu i bez zaproszenia rozpoczyna śledztwo, stawia pierwsze hipotezy, z których każda mrozi krew w żyłach zrozpaczonej rodziny. Detektyw twierdzi, że zaginiona mogła paść ofiarą zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi – kobiety są uprowadzane z domów i wywożone za granicę, młodsze trafiają do burdeli, starsze lądują na polach truskawek i są zmuszane do ich zbierania. Mężczyzna oddycha z ulgą – burdel żonie nie grozi – uśmiecha się do tej myśli, by zaraz się za nią skarcić. Jak może? W takiej chwili? Dość jej za życia (za życia?! już ją pogrzebał?!) nawytykał, że po trzydziestce, że teraz to już z górki…  Detektyw Rudkotowski dostrzega wewnętrzną walkę mężczyzny, wyciąga w jego kierunku rękę, by po męsku dodać mu otuchy, klepiąc po ramieniu i (może, kto wie?) odkryć jakąś mroczną tajemnicę, jakiś potencjalnie bulwersujący sekrecik… Takie rzeczy mogą być katapultą dla kariery – detektyw to wie, na sławie i karierze zna się prawdopodobnie lepiej niż na broni… Po ustach detektywa błąka się nikły uśmiech, na języku dojrzewa błyskotliwe pytanie i… w momencie gdy psychologiczny kunszt Rudkotowskiego ma zostać ubrany w słowa – pojawia się on, jasnowidz Jacykowski

Stoi koło lodówki. Jak długo tak stoi? Skąd się tu wziął – tak ni z gruszki, ni z pietruszki z melonikiem na głowie, w koszuli z guzikiem rozpiętym na zachętę i spodniach tak obcisłych, że niepozostawiających miejsca na wątpliwości… Rudkotowski wzdryga się z lekkim obrzydzeniem – zero męskości w tej kreaturze! Wygląda jakby wyszedł właśnie od samozwańczego naczelnego stylisty w tym kraju. Do czego to doszło żeby on, detektyw z krwi i kości, musiał z tym jasnowidzem o fejm konkurować! Cholera!

Tymczasem Jacykowski już w akcji. Prosi zrozpaczonego męża zaginionej kobiety o jakąś rzecz w której zwykle chodziła.  No cóż… Anitka najczęściej chodziła w dresie, bo przy dzieciach tak najwygodniej, bo macierzyństwo to robota często przypodłogowa (zwłaszcza gdy dzieci nieodrośnięte jeszcze) i ogólnie rzecz ujmując – brudna. No ale w rzeczonym dresie widziano ją po raz ostatni, dresu nie ma – dres zaginął. No to może coś innego? – Jacykowski nie daje za wygraną. Tadeusz rzuca się na łóżko, z niezaścielonej odmętów poduszek i kołder wygrzebuje męską koszulkę XXL  – podaje ją Jacykowskiemu. Tym razem to jasnowidz wzdryga się z obrzydzeniem i bierze ten niemodny t-shirt w dwa palce, chrząka znacząco:  „ykhm, ale to męski ciuch i to XXL!”. Tadeusz potwierdza, że tak, że męski, że to jego stary t-shirt i że żona właśnie w nim lubiła spać. Jacykowski przewraca oczami, poprawia melonik, nerwowo sprawdza  czy wszystkie guziki, które powinny być rozpięte – są, to go uspokaja. Ciężko pracować w takich warunkach. Brak elementarnej wiedzy o modzie i stylu u klientów męczy go bardziej niż najczarniejsze wizje. Jacykowski jest jednak profesjonalistą w każdym wystylizowanym calu swojego jestestwa. Bierze do rąk raz jeszcze ów bawełniany twór w rozmiarze XXL (jak kobieta może skazywać się na spanie w takim czymś?!), zamyka oczy, podnosi materiał i wącha. Trwa to kilka sekund, a może minut lub godzin…

Tadeusz czeka, a oczekiwanie wybełtane z nadzieją i lękiem jest mieszaniną mocno obciążającą psychikę. Napięcie potęgują dzieci, które są i nieustannie mówią, gęby się im nie zamykają i wciąż czegoś chcą. „Anitka to jednak bohaterka. To całe siedzenie w domu z dziećmi wcale nie jest siedzeniem, a wiecznym za dziećmi bieganiem” – myśli mężczyzna. I zaraz po tym przychodzi kolejna myśl, która paraliżuje bardziej niż wszystkie poprzednie: „a jeśli Anitka pieprznęła tym całym siedzeniem w domu, bo miała zwyczajnie dość?!”. On w sumie tez ma dość ,a przecież nie minęło więcej niż… No właśnie ile czasu minęło od zaginięcia żony? Ta zmywarka ,te łyżeczki i brudy…

Jacykowski otwiera oczy.

Tadeusz zamiera, napina wszystkie mięśnie gotowy na przyjęcie najgorszych wiadomości.

Rudkotowski przerywa rozmowę telefoniczną. Obiecuje jeszcze dziennikarce, że oddzwoni, że trzyma rękę na pulsie i bardziej nakazuje niż prosi, żeby pamiętała, że na miejscu zdarzenia był pierwszy – przed policją i Jacykowskim!

Jacykowski poprawia melonik, kontroluje rozpięte guziki, dyskretnie obciąga spodnie, które niebezpiecznie wrzynają mu się, gdzie wrzynać się nie powinny. Rurki są modne ale niewygodne.

Jest gotów wyjawić zebranym swoją wizję…

Jasnowidz przemawia:
Słyszę szum wody.  Czuję zapach lasu, najprawdopodobniej lasu sosnowego. Zapach sosen jest dominujący z delikatną nutą morskiej bryzy. Widzę ręczniki: różnokolorowe, puchate, wiszą, leżą, są wszędzie, ale zaczynają znikać jeden po drugim, coraz ich mniej. Dziwne! Wyczuwam chlor i inne środki chemiczne…
- Och! – wyrywa się niemęski okrzyk z piersi Tadeusza

Jacykowski karci go wzrokiem i kontynuuje:
Zaginiona żyje. Wydaje mi się, że jest blisko nas…
W tym momencie otwierają się drzwi łazienki. W drzwiach staje Anitka. Cała, zdrowa, w dresie. W jednej ręce trzyma zużyty pojemnik po odświeżaczu powietrza o zapachu morskiej bryzy, w tle szumi spuszczona w toalecie woda…

- Co tu się dzieje do cholery? Kim są ci panowie? – świdruje Tadeusza pytającym wzrokiem.
- Anitko kochana! Gdzie ty byłaś? Tak długo… Już myślałem, że… Od zmysłów odchodziłem… Dzieci cały czas o ciebie pytały! Cały czas coś ode mnie chciały!- Tadeusz! Nie było mnie 10 minut! Sprzątałam w łazience!- Ach, to przepraszam za zamieszanie…

1 komentarz:

Komentuj, na zdrowie!

AddThis