poniedziałek, 24 marca 2014

Pierwszy raz w sklepiku


Kilka dni temu Córka Starsza postawiła na samodzielność. Zakupową.
Wzięła jeden ze swoich portfelików ("jeden z" gdyż z tematem pieniądza się oswaja od dawna, które to oswajanie skończyło się kolekcją portfelików właśnie), wysępiła od Matki dwa pięćdziesiąt i poszła... Tzn Matce kazała pójść, bo ona sobie sama do sklepiku szkolnego pójdzie i kupi dwa lizaki szminki i jeszcze pięćdziesiąt groszy jej zostanie. Buzi, pa, idź, idź... Poszłam więc.

Po odebraniu latorośli ze szkoły pytam o ekscytujący sklepikowy "pierwszy raz sama". 
Córka Starsza: nie poszłam sama, poszłam z B. (no a jakże! Męskie ramie wsparciem - również to chucherkowate niespełna 6-cio letnie ramię).
Matka: i co kupiłaś?
Córka Starsza: dwie szminki i cukierka.
Matka: jakiego cukierka?
Córka Starsza: no takiego za pięćdziesiąt groszy. Bo Pani pytała czy cukierek czy kasa, to wybrałam cukierka.
 
Pamiętam to! Pamiętam! Dwadzieścia-ykhm-kilka lat temu też przeyżywałam te rozterki: "wydać resztę czy chcesz gumę kulkę dziewczynko?" Tyle lat minęło, a techniki sprzedażowe nic a nic się nie zmieniły... 

Matka: czyli wszystko dobrze! Pierwsze samodzielne zakupy udane! Cieszę się kochanie! 
Córka Starsza: tylko na początku nie było fajnie!
Matka: jak to? Co się stało?
Córka Starsza: aaaa bo chciałam kartą zapłacić! 
Matka: Kartą? W szkolnym sklepiku? Jaką kartą?
Córka Starsza: no twoją.
Matka: jak to moją? Którą? (jakbym miała więcej niż jedną - phi!)
Córka Starsza: no tą...

Po czym moje dziecko wyciągnęło z portfelika... matczyną wizytówkę. 
Chciała sobie te lizaki szminki opłacić... WIZYTÓWKĄ! 
Pani sklepikowa preferuje jednak gotówkę. Kart nie obsługuje. Wizytówek również.

BONUS
I tu sobie Matka przypomniała, że mając lat mniej więcej tyle co Córka Starsza obecnie, dostała od własnej Rodzicielki piniondza i również wyruszyła na pierwsze samodzielne zakupy... 
Zabrałam ze sobą młodszą siostrę, błyszczącą monetę i instrukcję od Rodzicielki: 
"kup dwie bułki z serem".
Poszłyśmy więc. Minęłyśmy cukiernię, która była koło bloku i pomaszerowałyśmy do sklepu samoobługowego (LOL!), po czym z zaangażowaniem wielkim szukałyśmy produktu pt.: bułka z żółtym serem. 
Były bułki. Był ser. Był PRL. Nie było buki z serem (popularnej obecnie kanapki "to go").
Naszej mamie chodziło po prostu o... drożdżówkę z serem, zwaną bułką z serem i dostępną w cukierni pod blokiem. Tej cukierni, którą obojętnie minęłyśmy w drodze na zakupy. 
Jasność umysłu została przyćmiona wizją szopingu... 
Po raz pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni... ;)

Można się śmiać! Endżoj! :D

4 komentarze:

  1. Techniki sprzedaży się nie zmieniły :)
    Pamiętam jak bratem do kościoła poszliśmy.Pieniądze to jeszcze te stare były (pamiętasz?).W jednej ręce na ofiarę,w drugiej na loda.Ręce mnie się pomyliły,zanurkowałam więc w koszu z ofiarą,w celu wyłowienia tych na loda,a oddaniu tych na ofiarę.Mina ludzi bezcenna...potem widziałam,że jakiś reżyser w filmie to wykorzystał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha! :D
      No to fejm jest... Trze by o jakieś tantiemy powalczyć! No bo jak to ty w koszu z ofiarą mieszałaś, a jakiś reZyser się na tym dorabia... No weźźźź! ;)))

      Usuń
  2. :)))))) ja pamiętam, jak mama wysłała mnie po sałatę do pobliskiego warzywniaka :) powiedziała kup DUŻĄ, ładną sałatę ..... kupiłam, ale myślałam, że nie doniosę jej do domu, musiałam odpoczywać co kilka kroków, a jak ja ją wniosłam na trzecie piętro to nie wiem do dziś :) KUPIŁA dużą kapustę! kilka kilogramów ważyła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))) Jak miałam lat 10, mama wysłała mnie do sklepu po kefir do obiadu - 4 małe butelki (wówczas jeszcze było w szkle!). Sklep oddalony o 20 minut szybkiego marszu. Pomaszerowałam. Kupiłam. 4 butelki... śmietany! Nie ten kolor kapsla!

      PS Śmietana bardzo dobrze smakowała z ziemniakami i jajkiem sadzonym :)))))

      Usuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis