niedziela, 23 marca 2014

Dziecko kontra książka










Zawsze (ale to zawsze) mam ze sobą książkę. I dzieci.
Nigdy (ale to nigdy) nie udało mi się przeczytać więcej niż kilka stron. Z dziećmi.



Książkę zabieram przed dom, do parku, na plac zabaw...
Otwieram dzieciom piaskownicę, wyjmuję pochowane zabawki (opcjonalnie: zawożę na plan zabaw), siadam, otwieram książkę, czytam dwa zdania...
"mamoooo, piciuuuu, proszę" (Córka Starsza)
Podaję piciu. Siadam otwieram książkę, odnajduję te dwa zdania, które już przeczytałam - czytam. Kolejne trzy.
"mamoooo, bludne ląćki, wycij Natalii" (Córka Młodsza)
Szukam chusteczek, wycieram raczki. Odnajduję przeczytane pięć zdań - czytam. Tym razem dwa.
"mama, a co ci zrobić z piasku? Ciasto czy kotleta?" (Córka Starsza)
Odpowiadam, że najlepiej i to i to. Odnajduję...
"mamaaaa, a kawke kcieś? zlobić? (Córka Młodsza)
Kce, zlobić. Odnajduję przeczytane - ile ja w ogóle przeczytałam? I co? I o czym? Czytam...
"mamoooo, a przyjdziesz do nas zjeść ten piasek?" (Córka Starsza)
Przyjdę. Zakładka w książkę. Idę.

Chwilę później huśtamy się razem. 
We trzy. W pięć właściwie: Córki, ja, moja książka i moja zimna kawa. 
Córka Starsza: mamo ty chyba strasznie kochasz tą książkę, bo cały czas ją czytasz...
Matka: strasznie to kocham was. A książę noszę, nie czytam...

Marta (MatkaNieWariatka) napisała jakiś czas temu o alkoholu, który współuczestniczy w rodzinnych wyjściach. Wiosna, spacerek, dzieci i piweczko - taka sytuacja. Mam to samo zdanie co autorka: NIE!
Ale równie mocno wkurzają mnie cudze dzieci (klasyczne przeniesienie) lepiące się do mnie na placach zabaw podczas gdy ich rodzice (czyli właściwe źródło wkurzenia) zajęci smartfonami, gazetami i książkami okupują ławki. 
TAK - dajmy dzieciom wolność i swobodę i nie chuchajmy na nie. Niech odkrywają na własną rękę, niech zaryją gębami w piasku, niech się socjalizują, niech sobie robią co chcą, niech sobie radzą... 
Ale NIE ignorujmy ich potrzeb. A one potrzebują: podparcia dupki gdy włażą tam gdzie wleźć nie potrafią, przyklaśnięcia gdy im się to w końcu uda, wyjaśnienia dlaczego coś działa tak, a nie inaczej... 

Coś trzeba poświęcić. Najlepiej czas - swoim dzieciom.




2 komentarze:

  1. idąc z moimi dziećmi na plac zabaw sama staję się jak dziecko. Bujam się razem z nimi, w piaskownicy bawię się z nimi, w piłkę gramy razem. Jedynie na drabinki i zjeżdżalnie nie wchodzę. I tak mam wrażenie , że całe przedszkole z placu jest wtedy koło mnie.

    Ale usłyszeć jak koleżanki mówią do mojej starszej córki
    " ale masz fajną mamę" bezcenne

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tylko na tych mini karuzelkach się kręcić za długo nie mogę, bo... bleh! ;)
    Fajne mamy są w ogóle bezcenne, wielowymiarowo :)))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis