Sprawdzam pocztę.
Obok okna logowania wyskakują mi notorycznie reklamy - te paskudy w stylu:
"Zrobiła to i teraz wygląda 20 lat młodziej!"
"Lekarze jej nienawidzą - odkryła szokujący sposób na pozbycie się zmarszczek!"
"Pozbyła się cellulitu robiąc tę jedną przerażającą rzecz!"
Generalnie szok i niedowierzanie z naciskiem na szok, bo żeby doświadczyć niedowierzania należałoby mieć w sobie wolę uwierzenia. Mi owej woli brak, mój mózg z uporem maniaka ignoruje te reklamy i nie poświęca nawet ułamka sekundy na zastanowienie się co też za szokująca metoda pozwoliła pani ze zdjęcia pozbyć się cellulitu, zmarszczek i nadwagi.
Sprawdzam pocztę.
Wpisuję login, wpisuję hasło, a w oknie obok reklama - zdjęcia przedstawiające kobietę PRZED i PO szokującej kuracji odchudzającej: po lewej okrągła uśmiechnięta kobitka w przyciasnym fioletowym stroju kąpielowym, a po prawej ta sama (teoretycznie) kobitka, również uśmiechnięta, nie skalana najdrobniejszą nawet fałdką tłuszczu, w idealnie dobranym żółtym bikini.
Córka (lat niespełna 7) zerka mi przez ramię i wykrzykuje z nabożną emfazą: "O Jezu!".
W tym momencie wszystko we mnie na ułamek sekundy zamiera i robi mi się potwornie smutno.
Jak to możliwe, że ta mała dziewczynka już została skażona kultem piękna?
Kiedy ktoś wtłoczył w jej niewinny umysł, że coś jest ładne i zgrabne, a coś... "o Jezu!"?
Spoglądam na zdjęcie, które zwykle ignoruję wzrokiem i przez zaciśnięte gardło pytam:
"ale co o Jezu córeczko?"...
Córka zaś wodzi paluchem po lewej stronie ekranu laptopa i odpowiada:
"chciałabym mieć taki fioletowy strój, jest przecudowny!".
Jeszcze nie teraz.
Jeszcze wszystko jest w porządku.
Jeszcze nie ocenia książki po okładce, nie widzi drugiego dna, które nam dorosłym rzuciło się na mózgi. Nie ocenia człowieka przez pryzmat procentowego udziału tkanki tłuszczowej w masie ciała, a BMI to dla niej tylko dwie spółgłoski i jedna samogłoska.
Zróbmy wszystko co w naszej mocy,
żeby dzieci nie patrzyły na świat wokół siebie przez szablony. Pozwólmy im tu i ówdzie wyjeżdżać za linię,
bo nie wszystko musi mieścić się w sztywnych ramach.
Pokażmy zdrowe przedziały, ale otwórzmy oczy na różnorodność.
Wychowujmy tak, aby potrafiły zaglądnąć do wnętrza
i nie oceniały powierzchownie.
Prawdziwe piękno jest wielowymiarowe i ponadczasowe.
Dlatego cieszę się, że mam syna, z chłopcami jest łatwiej pod tym względem, a kobietom okrutnie pierze się banie:/
OdpowiedzUsuńMasz pocztę na wp? Mnie też ciągle to wszystko wyskakuje i zastanawiam się czemu. Przecież powinno być, tak jak na innych stronach, dopasowane do zainteresowań, a akurat odchudzanie to ostatnie, co mnie interesuje. Co innego jakby porost cycków reklamowali;)
Chłopcy będą porównywać zawartość spodni i bicepsy, testować siłę i zwinność... Ale masz rację, że w tym temacie mają nieco lżej.
UsuńPocztę mam na interii.
Cyckami mogę się podzielić... ;)
świetny wpis :) bardzo optymistyczna puenta , Aleksandra
OdpowiedzUsuńLubię optymistyczne puenty, dziękuję :)
Usuń