środa, 24 września 2014

Macierzyństwo po kokardę

Macierzyństwo to robota ciężka jak cholera i - wbrew wszelkim pozorom - nie jej fizyczny aspekt jest tym dominującym i najbardziej obciążającym. Co tam nocne wstawanie lub niespanie? Co tam "siedzenie w domu" podczas gdy twoje cztery litery siedziska jakiegokolwiek nie widują całymi dniami lub widują sporadycznie, bo ty wciąż gdzieś biegniesz, coś podajesz, czegoś szukasz...? Co tam logistyka wyjść wszelakich? To wszystko pikuś. I to naprawdę mały pikuś. Najtrudniejsze w macierzyństwie jest obciążenie psychiczne i emocjonalne.


Siedząc za korporacyjnym biurkiem na korporacyjnym stołku - masz prawo do przerwy, w dowolnym momencie możesz wyjść do toalety, a w drodze powrotnej zrobić sobie kawę lub napić się wody. Zły dzień, irytujący szef, wkurzający współpracownicy, obijający się podwładni? Możesz kąsać, foszyć, udzielić siarczystej zjebki, w ostateczności pieprznąć jakimiś drzwiami - to zawsze pomaga. Następnego dnia będzie... następny dzień. Się przeprosicie i wszystko będzie ok - jesteście dorośli, a dorośli miewają słabsze dni.

A w domu? A z dziećmi? Nieustannie kontrolujesz swoje emocje: by nie wybuchnąć (choć erupcja często jest tuż tuż - pod skórą),  by nie sfoszyć (bo co ci jest mamusiu?), by nie kąsać i nie krzyczeć (bo przecież nie wolno kąsać dzieci, ani na nie krzyczeć), by nie udzielić siarczystej zjebki (zjebka odpada, ty musisz wdrażać proces wychowawczy)... Zagryzasz więc zęby i czujesz, że wizyta u stomatologa byłaby w tej sytuacji niemal jak trzydniowy wypad do SPA.

Większość pracujących rodziców przyzna, że w pracy się odpoczywa.
Gdy Córka Starsza miała 15 miesięcy - wróciłam do pracy i... odpoczywałam. W tym czasie mąż wracał z pracy i zajmował się Córką Starszą - karmił, kąpał, zabawiał i bujał się z nią, gdy spać nie chciała. A nie chciała częściej niż rzadziej. Pewnego wieczoru padając ze zmęczenia przyznał, że to siedzenie w domu to jednak żadna fraszka. Ani igraszka.
Jakiś czas temu nasz znajomy po całym dniu spędzonym ze swoimi córkami, które plan na ów dzień miały taki, że przeciągną tatusia przez granice cierpliwości i dowleką do szczytu upierdliwości - stwierdził, że on taki dzień wolny pieprzy, że w pieprzonym korpo jest spokojniej.
Nasza sąsiadka odchowawszy swoje dzieci do momentu, w którym potrafią same zagrzać sobie parówki w mikrofali - uciekła z domu do pracy w wiejskim supermarkecie, gdzie 8 godzin dziennie relaksuje się na dziale mięsnym.


Macierzyństwo (rodzicielstwo) to najpiękniejsza, najpełniejsza i najsilniejsza eksplozja uczuć i emocji. Siła owej eksplozji często sprawia, że lądujemy na łopatkach i nie mamy siły się podnieść. Przygniecione ciężarem odpowiedzialności (za dzieci) i oczekiwań społecznych (wychowuj przyszłego obywatela, tańcz, śpiewaj, nie marudź, pracuj zawodowo, a to wszystko z uśmiechem permanentnym z gęby nie schodzącym) biczujemy się dodatkowo (jakby nam było mało!), że wstrętne z nas matki, bo miewamy naszych dzieci dość...

Każda matka ma na szyi symboliczną kokardę 
i zdarza się, że swoich dzieci ma po ową kokardę właśnie. 
Mimo że kocha, mimo że oddałaby za nie życie, mimo wszystko... 
To normalne!
I chyba wciąż mówi się o tym za mało, bo wciąż spotykam kobiety, 
które nie wiedzą, że nie tylko one tak mają z tymi kokardami. 



18 komentarzy:

  1. co prawda to prawda. Obecnie jestem w domu z dwoja dzieci i uciekam z nimi na jak najdluzsze spacery bo w domu bywa ciezko chwilami....chyba tez uciekne do pracy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak... a zima coraz bliżej, spacery coraz krótsze... ;)

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Czyli nie ja jedna , juz myslalam ze cos ze mna nie tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Popłakałam się czytając. Tak właśnie jest. Przestałam być kobietą, a jestem matką. Nikt nie pyta jak się czuje, tylko jak się czuje dziecko.
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak - odczułam to bardzo mocno i bardzo boleśnie po urodzeniu pierwszej córki. Ciężko mi było przełknąć, że zrobiłam tak gigantyczną robotę wydając na świat dziecko, a wszyscy wokół widzieli tylko owoc mojej pracy. Potrzebowałam dłuższej chwili (paru miesięcy) żeby to w głowie przepracować.
      ALE jest nadzieja... :) Nie wiem w jakim wieku jest / są Twoje dzieci. Moje mają 6 i 3, młodsza od września zaczęła chodzić do przedszkola, a ja zaczynam odkopywać w sobie spod matki - kobietę.

      Ściskam mocno!

      Usuń
  4. Straszne !!! Jestem mamą i babcią oraz zawodowo opiekuje się dzieckiem. I nigdy nie miałam takich dylematów. Mam wspaniała rodzinę i to jest coś co jest niezmienne i prawdziwe. Dzisiejsze kobiety są skazane na nieszczęście ale to jest tylko zależne od was. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To absolutnie nie jest straszne - to jest prawdziwe. W żadnym momencie tego tekstu nie jest napisane, że jestem nieszczęśliwa. Jestem najszczęśliwszą matką na świecie, bo moje dzieci są zdrowe i sympatyczne.
      ALE nie cukruję rzeczywistości! Nie zgadzam się na lukrowany wizerunek matki co to zachwyca się "wcalenieśmierdzącą" kupką niemowlęcia i generalnie idzie przez życie z bananem na ustach. Zdarza się bowiem, że dzieci mają dzień na nie i np generują konflikty z częstotliwością 1 na 5 minut, do tego drą japy niemiłosiernie... I wtedy mam ich po prostu dość - po ludzku, najzwyklej w świecie, jak człowiek... Choć kocham z każdym dniem mocniej.
      Tu nie ma mowy o nie kochaniu, byciu nieszczęśliwym czy dylematach. Tu jest mowa o tym, że matka też jest człowiekiem i jak każdy człowiek ma prawo mieć po kokardę drugiego człowieka - chwilowo, czasowo...
      Jeżeli jednak twierdzisz, że nigdy tak nie miałaś - gratuluję :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. jakież to prawdziwe :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aja już jestem bliska depresji;/ nic tylko te 4 ściany i wieczne obowiązki.... Chchiałabym pójść do pracy;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobiety, które chciałyby wrócić do pracy, ale z różnych powodów nie mogą to ważny i zgrabnie omijany temat..

      PS jeśli pani depresja zapuka do Twoich drzwi - koniecznie idź do lekarza!
      Ściskam mocno!

      Usuń
  7. Kochane mamy.ja przy pierwszym dziecku uświadomiłam sobie, ze miarą mojego wychowawczego sukcesu są osiągnięcia mojego niespełna półtora rocznego synka.tylko ja tak do końca wiem,jak było i zdaje sobie z tego sprawę.teraz mam 28 lat,trzy miesiące temu przyszła na świat córka,więc chwilami z dwójką maluchów istny kierat ☺ Ale głowa do góry! Lepsza bluzka na pierś, bo na nogach dres, włosy w miarę uczesane, zestaw ratunkowy w postaci podkładu i tuszu do rzęs i zaczynam każdy dzień z uśmiechem.kończy się różnie, byle o 20położyć dzieciarnie spać i mieć chwilę dla męża i siebie. Kochane mamy! My zawsze damy radę! ...."bo jak nie my, to kto..." ☺☺☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że tak!
      Chodzi tylko o to żeby każda z nas wiedziała, że może sobie pozwolić na "niebyciechodzącymideałem". Również patrzę na efekty i one mnie motywują.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. "miłości bez krzyża nie znajdziecie; krzyża bez miłości nie uniesiecie" św. JPII

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam sie w 100%. Odkad czytam Twojego bloga jest mi lzej na sercu, ze nie tylko ja tak mam i czesciej sie usmiecham :) Dziekuje!

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis