wtorek, 22 września 2015

Życie na krawędzi

Ludzie szukają w życiu wrażeń, adrenaliny i ekstremalnych emocji: skaczą na bungee, wspinają się na ścianki, nurkują... Wszystko po to, by żyć bardziej, mocniej, intensywniej.
A ja? Ja jestem matką i wiem co to życie na krawędzi...
 
Skok na bungee
 
Dajesz sobie zapiąć uprząż, stajesz na krawędzi i skaczesz. Jeżeli się zawahasz lub zabraknie ci odwagi to z pewnością znajdzie się jakaś życzliwa osoba, która życzliwie (i delikatnie) cię popchnie. Lecisz, spadasz, drzesz mordę, adrenalina przekracza granice rozsądku, a euforia po bezpiecznym wylądowaniu może się równać jedynie z tą po orgazmie dziesięciolecia.
 
A ja? Ja zamiast skakać na bungee - skaczę z dziećmi na zakupy. Nie mogę pozwolić sobie na chwilę zawahania, bo w lodówce hula wiatr, a jego podmuchy odbijają się echem od zimnych ścian. Skaczę więc i lecę, na łeb, na szyję, bez uprzęży. Mamoooo, chodźmy pooglądać zabawki, jeszcze minutkę, jeszcze pół, proszę mamo, mamooo kuuuup, mamo ja toooo chcęęęę, mamo, bo się położę na podłodze, na środku hipermarketu i będę się drzeć. Nie drę mordy (bo na dzieci krzyczeć przecież nie wolno), a podczas gdy adrenalina przekracza granice zdrowego rozsądku, a nerwy zrywają się z postronków - ładuję do sklepowego wózka: kajzerki, pomidory, ser, jogurciki, srupiki, kolorowankę, kredki, szampon, getry, parasolkę, nawilżane chusteczki, szynkę, papier toaletowy... Po bezpiecznym przejściu przez linię kas, załadowaniu zakupów do bagażnika, zapięciu dzieci w foteliki, dowiezieniu całości do domu, wyładowaniu całości, władowaniu części do lodówki i upchnięciu pozostałej części w kuchennych szafkach - euforia, której doświadczam może się równać jedynie z orgazmem dziesięciolecia, ale wielokrotnym. Yes, I did it!

Wspinanie się na ścianki
 
Odpowiednie obuwie, wygodna odzież i ruszasz. Ostrożnie, z namysłem i bez pośpiechu pokonujesz samotnie kolejne metry ku górze. Przełamujesz strachy i lęki, śmiejesz się w twarz grawitacji. Gdy chwytasz się najwyższej krawędzi i stajesz na szczycie spocony ale szczęśliwy - czujesz radość i dumę z własnych dokonań.
 
A ja? Ja zamiast wspinać się na ścianki - codziennie (od 4 lat) wspinam się po schodach do przedszkola usytuowanego na drugim piętrze. 52 stopnie (przeliczyłam) pokonane bez zabezpieczeń, w obuwiu typu balerinka, sandał, klapek, kalosz, łotewer... Grawitacja śmieje mi się w twarz, gdy rano ciągnę po tych schodach zaspane dziecko (no, szybciej kochanie!) i gdy popołudniu lecę za dzieckiem rozbudzonym (wolniej, wolniej do cho... kochanie!). Pocę się i czujesz radość, że zainwestowałam w dobry antyperspirant z Lidla.
 
 
Nurkowanie rekreacyjne
 
Zakładasz miękką piankę, która ochroni twoje ciało przed chłodem, oczy chowasz za specjalnymi okularami, a do ust wkładasz ustnik połączony rurką z butlą z tlenem. Zanurzasz się i czujesz się lekko, jakbyś nic nie ważył. Doświadczasz niemal absolutnej ciszy. Cieszysz oczy rybkami, roślinkami, niczym... Nikt niczego od ciebie nie chce. Nikt. Niczego. Wynurzasz się zrelaksowany do granic możliwości i tak przyjemnie zmęczony.
 
A ja? Ja zamiast nurkować rekreacyjnie - nurkuję w domowych obowiązkach. Wpadam w niekończące się kosze z brudami, w zlew ze stertą naczyń, w pudła z lalkami i klockami lego, w zadania domowe, w wydawanie posiłków, w śliwki - jak w kompot... Nikt nie podaje mi tlenu, choć przydałby się, jak cholera. I choć mam wrażenie, że nurkuję w studni bez dna, to jednak wciąż słyszę głosy... Wynurzam się, och wait! - nie wynurzam się. Po prostu padam ze zmęczenia.
 

 

14 komentarzy:

  1. Uwielbiam pani bloga 😍 a ten post jest boski! Pozdrawiam z Norwegii!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lecę liczyć ile mam stopni schodów z pokoju do kuchni i pralni, ale zaryzykuję stwierdzenie, że może być ich więcej niż 52;) I tak milion razy dziennie, bo - syn chcę kanapkę, bluzę, trzeba nastawić pranie, syn chce mleko, zapomniałam nastawić pranie, trzeba wrócić po pranie na górę, syn chce jabłko, trzeba wyjąć pranie, trzeba pójść po torbę na wysuszone pranie, syn chce kabanosa, mąż chce... a nie, mąż nic nie chce, taki jest wspaniały:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym czytała własny opis dobrany w tak trafne słowa. Codzienność matki po prostu :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafione w sedno...ja dodam od siebie że nie mobilna jestem to jeszcze te siaty z tego sklepu do domu targam z maluchami za rękę...czyli siłownia 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siłownia?! Raczej crossfit albo ultramaraton... ;)
      Dzielna Ty!

      Usuń
  5. Hi hi, świetne porównania! Zwłaszcza ten skok na zakupy z dziećmi , to faktycznie nie lada wysiłek i dawka adrenaliny przeciez :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I po co nam jakieś tam bungee?! ;)

      Usuń
    2. Dokladnie...zakupy z dzieckiem to nie lada ekstremalny sport :)

      Usuń
  6. chyba ktoś tu nigdy nie nurkował ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha... W wannie, w basenie, no i w tych obowiązkach. Wiesz jak ciężko nurkuje się w stosie prania?! ;)))

      Usuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis