poniedziałek, 9 lutego 2015

Małżeński Alfabet - litera H i I



Każdy związek posiadający staż dłuższy niż rok lub dwa zaczyna posługiwać się swoim własnym kodem językowym. Słówka, półsłówka, zlepki sylab i zbitki głosek, które umożliwiają porozumiewanie się w wydaniu minimalistycznym - bez angażowania się w przeszukiwanie przepastnych zasobów wielkich słów i podrzędnie złożonych zdań. 

Małżeński Alfabet to uniwersalny spis wyrażeń i zwrotów stanowiących podstawę kodu językowego używanego w związkach oraz słowa, które ulegają przedefiniowaniu w małżeństwie.


H jak "huarju?"
To bardzo dobre pytanie, które wcześniej czy później pada pomiędzy dwojgiem ludzi pozostających w długoletnim związku. 
"Huarju?" wcześniej pada z ust mężczyzny, bo już w okolicach 6-7 rano, gdy kobieta budzi się i wcale nie wygląda jak te nimfy z reklam, co to czekają w łóżku na kawę lub kawkę do łóżka podają. Nie! Kobieta z rana wygląda tak, jakby całą noc biła się na ringu z poduszką i szarpała za kudły z kołdrą, którą to walkę (zwaną potocznie snem) co czas jakiś przerywali małoletni sędziowie pokoju (dziecięcego), bo "mamo pić, mamo przytul, mamo duchy, mamo siku"... Stopień niedowierzania zawarty w męskim pytaniu "huarju?" jest wprost proporcjonalny do ilości noszonej przez kobietę za dnia tapety oraz stosowanych przez nią zabiegów upiększających. Im bowiem większy kontrast pomiędzy wizerunkiem dziennym, a porannym wymiętoszeniem, tym bardziej pytanie "huarju?" zasadne. 
"Huarju?" pada również z ust kobiet - zwykle później, zwykle późnym wieczorem. Kobiecemu "huarju?" zawsze towarzyszy rozczarowanie i niedowierzanie - że przecież miałeś wynieść śmieci, że zakupy miałeś zrobić, z dziećmi się pobawić, w kominku napalić, podwórko odśnieżyć... W obliczu niespełnionych obietnic i zawiedzionych oczekiwań kobieta nie pyta "dlaczego?" - ona wznosi się ponad przyczyny i patrzy na mężczyznę jako całość pytając go filozoficznie: "kim jesteś?"...
Wyróżnia się jeszcze emocjonalną odmianę pytania "huarju?", a brzmi ona ni mniej, ni więcej: "huTHEFUCKjuar?". To pytanie jest po brzegi wypełnione troską, życzliwym zainteresowaniem i bezinteresowną miłością, a pada najczęściej w godzinach nocnych, kiedy to mężczyzna wraca do domu  po służbowej kolacji lub spotkaniu z kumplami, 
ze śpiewem na ustach i śladami szminki na kołnierzyku koszuli...

H jak "hu hu"
Jeżeli słyszysz "hu hu" może to oznaczać, że:
- w pobliżu jest sowa (zwykła taka, latająca,  pohukująca bez podtekstów).
- że jest zimno, ale to tak zimno, że aż " hu hu" (naonczas trzeba napalić w piecu lub kominku, zrobić ciepłą herbatę i wleźć pod koc) 

- że właśnie wróciłeś w stanie wskazującym do domu i żona prosi kulturalnie abyś "hu hu" chuchnął. Prośba o chuchnięcie (przez samo ha, po co bowiem strzępić sobie język i nadużywać "c") najczęściej poprzedza pytanie "huTHEFUCKjuar?" 

H jak "hulaj dusza, piekła nie ma"
Taaa, jasne. W małżeństwie to sobie można pohulać co najwyżej na hulajnodze, a i to może wydać się podejrzane - hulać mu się zachciało, też coś!
Hulanie zatem odpada, ale żeby nam żal nie było - istnieją alternatywne formy hulania, dostosowane do możliwości ludzi pozostających w długoletnich związkach:
1. Hulać można na zakupach i jakby samego faktu hulania było mało, można dodatkowo przehulać wypłatę (własną lub męża) w stosunkowo krótkim czasie. To dopiero szaleństwo!
Jak odróżnić hulającą na zakupach singielkę od hulającej na zakupach matki i żony? Wystarczy zajrzeć w koszyk - singielka będzie w nim miała: książkę (dla siebie), gazetę (dla siebie), seksowną bieliznę (dla siebie), ciepłe puchowe skarpety (dla siebie), kosmetyki (dla siebie), pistacje, tofu, świeżą bazylię, mango, krewetki... (wszystko dla siebie). Matko-żona zaś powozi koszem, w którego wnętrzu kotłują się: książki (z naklejkami, dla dzieci), gazetki (z kucykami Pony lub Violettą lub autkami - łotewer, dla dzieci), bieliznę (slipy dla męża), ciepłe puchowe skarpetki (o jakie słodkie, jakie słodkie - muszę dzieciom kupić, dla dzieci), kosmetyki (pasta do zębów i papier toaletowy, dla wszystkich, czyli dla siebie też!), chleb, filet z kurczaka, paluszki rybne, makaron, ziemniaki, jabłka, ser żółty, słodycze (dla dzieci, no chyba że uda jej się bezszelestnie coś opitolić poza wzrokiem i słuchem dzieci - wówczas też dla siebie!)...
2. Hulać można również przy dzieciach - związek posiadający małe dzieci wiedzie prawdziwie hulaszczy tryb życia, tylu bowiem zarwanych nocy nie mają na koncie nawet studenci ASP! 
3. Hulać można hulahopem (pod warunkiem, że po ciąży hulahop nie zaczeło na nas pasować niczym designerski pasek). Panowie w tym czasie mogą pohulać po kanałach telewizyjnych - sport, muzyka, kobitki, "Na wspólnej", "M jak miłość" - hulaj mężczyzno do woli, nikt ci w pilot zaglądał nie będzie!






I jak "iiii..." oraz "iiii?"
I jest dwunastą literą polskiego alfabetu, samogłoską i spójnikiem łączącym wyrażenia... "I" jest również podstawą treściwej konwersacji, zastępuje wiele słów, których wypowiadać nie trzeba, co pozwala zaoszczędzić czas (pieniądze niekoniecznie) - wystarczy przeciągnąć iiiiiiiii...Przeciągając literę "i", a następnie ozdabiając ją wielokropkiem lub znakiem zapytania mamy nadzieję na spojenie w całość wypowiedzi współmałżonka, skrócenie przydługiego wstępu, odszukanie sensu i naprowadzenie na pointę.
Przykład:
On: jutro tak wcześnie muszę wstać do roboty...
Ona: iiii...
On: i taki zmęczony jestem...
Ona: iiii?
On: ...mogłabyś mi prasnąć koszulę?
Przykład nr 2:
Ona: przechodziłam koło witryny sklepowej, a tam taka piękna torebka była, taka czarna, duża, z idealnym paskiem...
On: iiii...
Ona: i weszłam do sklepu...
On: iiii?
Ona: i kupiłam.




2 komentarze:

  1. Wszystko jak zawsze w punkt, gratuluję :))
    Dwie uwagi: 1) litera I jest samogloską; 2) czy obrazek nie przedstawia litery L (ladybird)? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Spółgłoskę sobie zsamogłoskuję. A biedrona jest L, ale za I niech porobi dopóki nie znajdę jej godnego zastępstwa, takiego na miarę I :D

      Usuń

Komentuj, na zdrowie!

AddThis