Choć nie, nie była... Miała przecież tyle rzeczy...
Miała dwie żabki, które mieszkały pod choinką. Zaglądała do nich, kumkała z nimi, pokazywała im język. Śmieszne były, więc śmiała się z nimi.
Miała kilka psów i dwa koty, bure dachowce. Nie były jej, były "wioskowe", ale łaziły za nią krok w krok, więc w sumie jakby były jej. Bawiła się z nimi. Biegała z nimi po zarośniętych ścieżkach. Piła z nimi wodę z małego strumyczka, wystawiała twarz do słońca, gdy one się wygrzewały na trawie.
Miała kilka kur. Kury były sąsiada, ale sąsiad pozwalał jej gapić się na kury i nawet czasem trochę je pogonić - tak śmiesznie wyglądały próbując oderwać od ziemi swoje wielkie kurze tyłki. Sąsiad pozwalał jej czasem zabrać kilka jajek - jakież pyszne były te jajka!
Inni jednak mówili o Dziewczynce, że jest biedna. Bo mieszka w drewnianym starym domu. Bo nie ma zabawek. Bo kanapki do szkoły nosi w zwykłym woreczku, a nie w pudełku śniadaniowym z Barbie. Bo ma ubranka połatane, bo na rajtuzach ma śmiesznie zaszyte dziury, niczym podłużne pooperacyjne blizny. Bo plecak ma po starszym bracie, w szaro-burą kratkę, a nie nowy - z wizerunkiem Monster High… Bo na bluzie nie ma Kucyka Pony, tylko sprane kwiatuszki. Bo kurtkę ma niebieską, a nie różową i nie zdobi jej postać bajkowej księżniczki…
Najczęściej jest tak, że już w przedszkolu (a najpóźniej w szkole) dzieci po raz pierwszy zderzają się brutalnie z rzeczywistością, zaczynają dostrzegać różnice i uświadamiają sobie, że mają mniej lub więcej… W tych małych (i małoletnich) grupach społecznych każdego dnia ścierają się dzieci mające bardzo dużo z tymi mającymi bardzo mało, a wszystkiemu przyglądają się te, które miają średnio: nie za dużo, nie za mało. Jeżeli powiedzmy 15 listopada pojawiała się w sklepach nowa lalka Barbie, to 16 listopada część dziewczynek przychodzi z tą lalką do przedszkola, część ma świadomość, że nigdy mieć takiej nie będzie, a "średniacy" - że na taki prezent muszą poczekać i napisać w tej sprawie petycję do Mikołaja.
I tylko od nas zależy, jak dzieci do tych różnic podejdą.
My kształtujemy postawy, my pokazujemy pożądane reakcje.
Tak, mam plecak z Monster High, a Ty masz w kratkę – i co z tego?
Tak, mam pudełko śniadaniowe z Barbie, a Ty masz kanapkę w woreczku – i co z tego?
Tak, mam płaszczyk z księżniczkami, a Twoja kurtka jest chyba chłopięca – i co z tego?
My kształtujemy postawy, my pokazujemy pożądane reakcje.
Tak, mam plecak z Monster High, a Ty masz w kratkę – i co z tego?
Tak, mam pudełko śniadaniowe z Barbie, a Ty masz kanapkę w woreczku – i co z tego?
Tak, mam płaszczyk z księżniczkami, a Twoja kurtka jest chyba chłopięca – i co z tego?
Postawę „i co z tego?” wypracowałyśmy wspólnie z Córką Starszą właśnie w przedszkolu.
Niby to banalne, może nie do końca poprawne, ale proste, łatwe do zapamiętania i zrozumienia.
W tym krótki pytaniu/stwierdzeniu zawiera się absolutnie wszystko, co potrzebne jest do poradzenia sobie z różnicami, z którymi nasze dzieci zetkną się w środowisku rówieśniczym. Jest akceptacja, że dzieci między sobą się różnią, że mają różne rzeczy, że jedne rzeczy są nowe, inne używane.
I jest podejście zdroworozsądkowe: jakie te różnice mają tak naprawdę znaczenie?
Niby to banalne, może nie do końca poprawne, ale proste, łatwe do zapamiętania i zrozumienia.
W tym krótki pytaniu/stwierdzeniu zawiera się absolutnie wszystko, co potrzebne jest do poradzenia sobie z różnicami, z którymi nasze dzieci zetkną się w środowisku rówieśniczym. Jest akceptacja, że dzieci między sobą się różnią, że mają różne rzeczy, że jedne rzeczy są nowe, inne używane.
I jest podejście zdroworozsądkowe: jakie te różnice mają tak naprawdę znaczenie?
Tekst napisałam dla portalu Grupa Desantowa, który właśnie przechodzi transformację.
Tekst jest ważny. Nie chciałam, żeby zginął.
Masz rację.
OdpowiedzUsuńBo samo stwierdzenie, że ja mam to a ty masz to do niczego nie prowadzi i z góry zakłada że któraś opcja jest gorsza (najczęściej twoja). Trzeba dzieciom pokazać, że ani jedno ani drugie nie jest kiepskie czy nieodpowiednie.
Ja do stwierdzenie " co z tego" dorosłam gdzieś w liceum, ale niestety sama - fajnie, ze u Was to idzie tandemowo.
Dokładnie o to mi chodzi. Chcę, żeby moje Córki miały świadomość, że te różnice są i będą, ale owe różnice same w sobie nie są złe. Ważna jest nasza wobec nich postawa.
UsuńO widzisz! Muszę wypróbować, bo nie raz serce mi się kraje i jednocześnie wściekam się przeokropnie, gdy Roksanka przychodzi smutna ze szkoły bo X miała dziś ... a Y miała ... a mama mówiła, że mi nie kupi i mi smutno :(
OdpowiedzUsuńIm starsze i bardziej "kumate" dziecko tym łatwiej. Chyba... To są trudne sytuacje i naprawdę przykre - wiem. Musimy jednak wypracować postawę, która pozwoli przechodzić nad takimi różnicami do porządku dziennego, pokaże, że owe różnice (materialne) zasadniczo nie mają znaczenia...
UsuńU nas "co z tego" zadziałało i nieustannie nad nim pracujemy. Powodzenia!
Jako dziewczyna z mniej zamożnego domu stwierdzam - "I co z tego" działa na rodziców. Dziecko zazwyczaj nadal czuje się gorsze. Zwłaszcza, że koledzy i koleżanki dają mu odczuć, ze ma mniej i w związku z tym znaczy mniej...
OdpowiedzUsuńZa moich czasów (HAHA!) - wszyscy mniej więcej mieli po tyle samo, czyli po nic, bo w sklepach było niewiele...
UsuńNatomiast Córka Starsza trafiła do takiej grupy w przedszkolu, w której panował pełen lans i totalne przechwalanie. Ona w ramach nie rozpieszczania i nie rujnowania się dostaje te droższe zabawki tylko na urodziny lub święta - musiała więc czekać i znosić te przechwalania, i zagryzać zęby i uczyć się cierpliwości. Dała radę. U niej naprawdę zadziałało...