Teraz pasowałoby tu wstawić kilka konkretnych przepisów jak do tego serca przez ten żołądek się dostać. No cóż... Nie wiem!
Wiem, że wystarczy odpowiednio długi nóż... O taki:
Autor: DYBKA (klik) |
...ale to prawdopodobnie skutkuje tym, że już więcej trafiać nie będzie gdzie, bo wyzionąwszy ducha mężczyzna przerzuci się wraz ze swym sercem i żołądkiem na rajską lub piekielną (i nie chodzi o Gordona Ramsaya!) kuchnię.
Co robić zatem, by miłość nie wygasła? Jak doprawiać nasze jadalne (mniej lub bardziej) wytwory, by mimo że nie otrzymałyby ani jednej gwiazdki Michelin (ba! nie otrzymałyby nawet połowy gwiazdki, nawet takiej zardzewiałej) - jednak trafiały do serca?
Sekret tkwi w przyprawach.
Ja doprawiam głównie pieprzem i... słowem. Pieprzem - żeby było ostre. Słowem - żeby odrobinę zaczarować rzeczywistość, ale nade wszystko po to, by wywołać swego rodzaju katharsis. Nie, nie chodzi o wywołanie gwałtownej zwrotnej reakcji organizmu - chodzi raczej o oczyszczenie atmosfery wokół posiłku, o uśmiech.
Jaśniemąż też lubi popieprzyć (lubi naprawdę dużo pieprzu! sól jest niezdrowa) i doprawia te karteczki swoimi słowami.
Zachowuję te karteczki - oto cztery ulubione z ostatniego półrocza:
Matka radzi - przyprawiajcie.
Albo chociaż popierzcie bez sensu.
To działa - kochamy się już kilkanaście lat stosując objazdy do serca przez organy inne niż żołądek.
*KOREK to wioskowy pies, który nas sobie ukochał i często u nas przesiaduje. Swoją drogą nie widziałam go od kilkunastu dni... Hmmm, dziwne!
Biję się po paluchach i przysięgam, że już nigdy nie będę komentować z telefonu! Nigdy!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Moniko P - chciałam odpowiedzieć, a przypadkowo skasowałam! :*
Matko przeczytałm wszystko od deski do deski jestem pod wrażeniem . Jaka ty dowcipna jesteś .) Z wyrazami szacunku Kamila
OdpowiedzUsuńŻe Ci się chciało tak od deski do deski... ;)
UsuńDziękuję :*