Każda matka jest wojowniczką, prawdziwym herosem w spódnicy, niezwykle silnym człowiekiem.
Potrafimy: nie spać lub obejść się znikomą ilością snu, funkcjonować w stanie nieustannego czuwania i gotowości, dostrzec zbliżające się lub jedynie potencjalne niebezpieczeństwo.
Jesteśmy świetne w udawaniu: że w ogóle się nie martwimy, że się nie boimy, że nic nas nie boli - ani fizycznie, ani psychicznie.
Perfekcyjnie ukrywamy lęki - lękom oddajemy się jedynie w snach, a że śpimy niewiele...
Zagryzamy zęby w tak wielu sytuacjach, że właściwie w kategoriach cudu należy rozpatrywać fakt, że jeszcze je mamy - te zęby w sensie.
W sytuacjach, w których normalny człowiek eksplodowałby, rozpadłby się na milion sfrustrowanych kawałków i rzucił siarczystym przekleństwem - my jedynie zaciskamy zęby i ewentualnie powieki, bo wówczas łatwiej policzyć do dziecięciu.
W chwilach, w których normalny człowiek spakowałby walizkę i pieprznął drzwiami odchodząc do lepszego życia - my co najwyżej trzaskamy drzwiami do łazienki i przypominamy sobie jak to szło: wdech, wydech, wdech, wydech...
Zestresowany człowiek odrywa się od źródła stresu, by złapać dystans - my tkwimy w źródle po uszy, bez możliwości odreagowania.
Niesiemy ciężar odpowiedzialności za nasze dzieci, ich wychowanie, edukację i przyszłość - bez skarg i teatralnych postękiwań tak charakterystycznych dla strongmenów noszących ciężary w postaci opon i innych bzdur.
Matka Achillesa zanurzyła swojego syna w wodach Styksu, by uodpornić go na życiowe ciosy. Nie zanurzyła jedynie małej piętki i właśnie w tę cholerną piętę trafiła Achillesa strzała niosąca śmierć.
Achilles miał swoją piętę, a my mamy... wyrzuty sumienia - to jedyna rzecz, która jest w stanie pokonać matkę. Pulsujące tępym bólem przekonanie, że przecież mogłyśmy inaczej, lepiej, ciszej, krócej, dłużej, z większą atencją, z większym zaangażowaniem... Te matczyne wyrzuty sumienia to taki cywilizacyjny odprysk, produkt uboczny procesu zwanego dążeniem do doskonałości. Dajmy sobie spokój, włóżmy domowe bambosze, schowajmy te swoje pięty i wyrzuty sumienia.
Nie musimy być doskonałe - żaden heros nie był, bądźmy wystarczająco dobre, takie jakie jesteśmy.
Ja jakoś ostatnio się wyrzutów sumienia wyzbyłam i nie wiem, czy to dobrze, czy źle... Na pewno wygodniej, ale jednak te wyrzuty sumienia były mobilizujące do większych starań.
OdpowiedzUsuńP.S. Ciekawe czy córka Młodsza tym razem komentarz przepuści;)
Wyrzuty sumienia mogą być mobilizujące, ale w przytłaczającej większości są po prostu frustrujące i dołujące..
UsuńPS Nie hejtujesz czekolady, więc może się uda ;)
dzięki za ten wpis!
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyłość ;)
UsuńTo ja dziękuję - za przeczytanie i komentarz.