Większość z nas ma takie zabawy w repertuarze swoich dzieci, na myśl o których przechodzą nas ciary, a udział w nich jest jak przymusowe zesłanie do szóstego kręgu piekieł. Minimum. A jak już siedzimy w tym piekle to towarzyszy nam... POCZUCIE, a jakże! Okropne poczucie, czyli ten skurczybyk, który podsyłał nam wcześniej wizje, co byśmy mogli robić innego - teraz szepce, że jesteśmy złymi rodzicami, bo jak tak można nudzić się tymi zabawami z naszym ukochanym potomstwem, jak można się nie cieszyć dookoła głowy nieomal, że możemy kupić te plastikowe warzywa i owoce, zapłacić za nie plastikowym pieniążkiem i jeszcze ubrać te lalki...
Rodzicielskie POCZUCIE to dwulicowy drań
- jedna jego twarz to poczucie winy,
a druga poczucie marnowanego czasu.
Zamordujmy drania!
Po pierwsze - mamy przecież prawo do tego, żeby pewne zabawy lubić, a innych nie. Wybierzmy więc takie, w których możemy odnaleźć tzw. fun. Bawmy się w to co i nam sprawia przyjemność - lepsze wyeliminowanie pewnych zabaw niż bawienie się w nie ze skwaszoną miną i tym skurczybykiem na ramieniu, szepcącym niestrudzenie, że można by w tym czasie poczytać, posprzątać, cokolwiek... Te zabawy, które przybliżają nas do wspomnianego szóstego kręgu piekieł - zminimalizujmy, omijajmy, zastępujmy, zlecajmy...
Po drugie - poczytajmy, posprzątajmy, cokolwiek, a potem się bawmy. Mamy prawo do bycia spełnionymi i zadowolonymi. Lepsza godzina intensywnej zabawy, w której jesteśmy w stu procentach skupieni na nie rozpiżdżeniu 1,5 metrowej wieży z klocków lego niż trzy godziny szarpania się między klockiem lego, zmywarką i gazetą...
Po trzecie - zaakceptujmy monotonię w taki wymiarze, na jaki możemy sobie pozwolić. Jeżeli szepczący skurczybyk opanuje nasze bycie z dzieckiem najprawdopodobniej będzie nas szlag trafiał i cholera brała... Akceptując monotonię zamykamy dziób skurczybykowi, wytrącamy mu argumenty z bezczelnych łap.
Uczę się akceptować monotonię, bo wiem,
że moje dzieci czasem jej potrzebują.
I uczę się akceptować fakt, że moje potrzeby są równie ważne, co potrzeby moich dzieci, a bycie dobrą matką nie oznacza ubrania się w formę: śpiewam, tańczę, recytuję - choćby w piekle.
Mogłaby Pani książkę i to nie jedną napisać.Już same te posty mogły by służyć za jej treść. Są wyjątkowe i trafione w 10!!!! Jakby takowa książka powstała, kupie od razu i jeszcze po autograf pośpieszę.Poproszę o info! Żeby mnie wieść o książce nie ominęła. . Pisze poważnie! Nie kpię i nie żartuję! Pozdrawiam, Zdrowych, Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńPiszę m.in. po to, żeby pewne rzeczy i emocje poukładać sobie w głowie i sercu. Jeżeli komuś przy okazji pomagam pozamiatać, poukładać lub po prostu ułatwiam nazwanie rodzicielskich rozterek - to ogromnie się cieszę
Książka dojrzewa we mnie :)
Spokojnych Świąt!
PS Nie jesteśmy na Pani!