- urodzić dziecko (i broń Boże nie przytyć w ciąży za bardzo, nie mieć rozstępów, ani zwisającej na brzuchu skóry);
- wrócić do formy sprzed ciąży w ciągu dwóch tygodni (no maksymalnie sześciu);
- karmić piersią (i absolutnie nie mieć obwisłych cycków!);
- po macierzyńskim wrócić do pracy (i pracować ku chwale ZUS-u i radości męża, który przecież nie będzie jej wacików sponsorował);
- z gracją baletnicy łączyć: pracę zawodową z pracą w domu;
- z poczuciem wewnętrznej satysfakcji i spełniania łączyć bycie matką, żoną i kochanką (pamiętając, by po 22 popitalać po domu w satynie, a nie we flaneli!)
- mieć wypielęgnowane dłonie, paznokcie i włosy oraz ogródek przed domem;
- serwować rodzinie ekologiczne potrawy;
- być strażniczką domowego ogniska (łotewer!) i żeby zawsze wokół tego ogniska było pozamiatane, wypucowane na wysoki połysk, bez zaległości w praniu i prasowaniu;
- mieć ambicje, ale takie dopasowane do otoczenia, nie kolidujące z ambicjami pozostałych członków rodziny;
- być uśmiechniętą i permanentnie zadowoloną, nigdy nie zapędzającą się nad urwiska zmiennych nastrojów i klify depresji;
- być ozdobą (tfu!) swojego mężczyzny i powodem do dumy dla swoich dzieci.
Życie jest sztuką wyboru.
Prawdziwą sztuką jest dokonywanie wyborów,
gdy jest się matką.
Każdą naszą decyzję musimy bowiem precyzyjnie zważyć, przekalkulować potencjalne zyski i straty, przeliczyć plusy i minusy.Nie dajmy sobie wmówić, że coś powinnyśmy.
Jedyną naszą powinnością jest bycie i życie w zgodzie z samą sobą. Gdy się jest matką owa zgoda jest wynikiem wielu kompromisów i nie zawsze jest stanem idealnym (częściej nie jest niż jest).
Paradoksalnie trzeba się zgodzić z taką zgodą, która nie jest zgodą optymalną, tylko taką wypracowaną, wypośrodkowaną, ale przez nas same.
Jestem matką dwójki dzieci. Mam kilkanaście rozstępów, a cycki postanowiły nie stawiać oporu grawitacji i ssącym niemowlakom.
Po urodzeniu drugiej córki - nie wróciłam do pracy, mimo że pracowałam na wysokich obrotach od 22 roku życia. Nie wróciłam, bo przeliczywszy plusy i minusy, zyski i straty, oraz możliwości - nie dałabym po prostu rady.
Nie, nie z lenistwa.
Tak, mam takie chwile, że chciałabym pracować.
Ale... dzieci musiałyby wówczas tułać się całymi dniami po świetlicach i nianiach (to nie praca w urzędzie!), a 90% mojego wynagrodzenia stanowiłoby wówczas koszt mojego chodzenia do pracy. Pozostałych 10% nie byłoby kiedy wydać.
Nie, nie jestem sfrustrowana.
Tak wiem, że ZUS mnie nienawidzi.
Tak wiem, że kobiety sukcesu mną pogardzają, bo jak można tak w domu siedzieć.
Dokonałam takiego a nie innego (trudnego) wyboru, pogodziłam się z nim i szukam alternatywnych źródeł dochodu i rozwoju.
Uwaga ważne!
Fakt, iż siedzę w domu nie oznacza, że w związku z tym mam szczoteczką do zębów szorować fugi, że na gębie mam mieć wiecznie błogi uśmiech (bo przecież nie mam zmartwień i stresów, bo nie pracuję). Gdyby Rozenek wpadła do mnie na kawę z białą rękawiczką to najprawdopodobniej wyszłaby z szarą. Bo nie mam wylizanych kratek wentylacyjnych i bibelotów. Zamiast śmigać z miotełką i octem po domu - wolę usiąść z kubkiem herbaty i poczytać książkę, albo wypić kawę w inspirującym towarzystwie bliskich mi kobiet.
Gotuję, ale nie ekologicznie. Gotuję tak, żeby zjedli. Po 22 nie noszę satyny, ale one też gania w bawełnianych gatkach.
I nie umyłam jeszcze okien i nie skosiłam trawy na obowiązkowe przed zimą 4 cm...
Chcesz mieć dzieci - miej. Nie chcesz - nie miej. Chcesz karmić piersią - karm, nie chcesz - nie karm. Chcesz pracować - pracuj, nie chcesz - nie pracuj. Chcesz spać w satynie - śpij, wolisz flanelę - włóż flanelę...
Wybierajmy i pozwólmy wybierać innym.
Walczmy o nasze życie, o prawo do nadawania mu kształtu. I nie dajmy się wtłoczyć w powinności i w społeczne oczekiwania. Męskie oczekiwania też.
Fight! Fight! Fight!
Wielkie brawo za ten tekst! Zgadzam sie w zupelnosci! Pozwole sobie udostepnic :)
OdpowiedzUsuńPozwalaj sobie, na co tylko masz ochotę :* ;)
UsuńSzukanie swojego miejsca na ziemi nie powinno trwać do 40 tki , najdalej do 25 i to i tak jest wstyd „ – tak mówiła moja babcia . A słowa babci zwłaszcza od strony mamy w mojej rodzinie są święte.
OdpowiedzUsuńMam prawie 40 tkę, nastoletnie dziecko o czym świadczy posiadanie przez nie karty do bankomatu i prawo do samodzielnych wakacji,czasochłonnego męża, żadnej nieruchomości na własność ani nawet na współwłasność, jeden zepsuty samochód i mało ciekawą pracę.
Praca jest ( mąż się cieszy, ZUS się cieszy), kariery wielkiej nie zrobiłam, bo wychowywałam dziecko, byłam narzeczoną potem żoną i próbowałam się dostosować. Masz rację że życie to sztuka wyboru. Właśnie się zastanowiłam czy z moimi wyborami jestem szczęśliwa.
Tak.
Mam taką znajomą, z którą pracowałyśmy 10 lat temu dla tej samej korporacji robiąc sympatyczne i satysfakcjonujące kariery.
UsuńTeraz ja mam dwójkę dzieci i z zachwytem oglądam zdjęcia z zagranicznych wypasionych wczasów owej znajomej i gratuluję jej kolejnych szczebli imponująco rozwijającej się kariery. Ona zachwyca się (szczerze!) zdjęciami moich dzieci i gratuluje ślicznych i rezolutnych córek.
Obie jesteśmy szczęśliwe.
Żadna z nas nie zamieniłaby się z tą drugą.
Szczęście jest subiektywne, próbując poddawać je obiektywnej ocenie - umniejszamy je, podobnie jak próbując dopasować swoje wybory do wyborów innych ludzi, do oczekiwań.
Pozdrawiam serdecznie!
Prasowanie! Zaraz mi się z mojego schowka wysypie i pokryje cały pokój.
OdpowiedzUsuńJa jestem matkąpolką w domu pracującą. I jestem z tego dumna.
Ja zrobiłam jedną strasznie głupią rzecz... Dysponując pokojem tzw. roboczym - wstawiłam doń łóżeczko po Córkach. Postawiłam koło deski do prasowania i stwierdziłam, że się idealnie nada na wrzucanie doń rzeczy do prasowania. Pojemne to łóżeczko jak cholera... I zawsze pełne!
UsuńPS Też staram się być z siebie dumna.
Ściskam!
Super napisane. Też siedzę w domu po urodzeniu drugiego dziecka. Co prawda założyłam firmę ze sponsoringu UP i nakupiłam sobie pełno cudownych rzeczy, ale dochodu to mi nie przynosi, natomiast satysfakcję wielką. Tyle, że chyba dałam sie wkręcić w to, ze jestem nieprzydatna dla społeczeństwa i miewam z tego tytułu doły, no ale cóż, do pracy na etacie nie chcę wracać...
OdpowiedzUsuńBo to jest taki miks: z jednej strony macierzyństwo wyzwala w kobiecie taką potrzebę do "robienia czegoś jeszcze" (poza opieką i wychowaniem potomstwa), a z drugiej strony słyszysz zewsząd, że przecież feminizm, że do pracy, kariera, że jak tak można na garnuszku u męża, żeś darmozjad...
UsuńI z tego właśnie miksu biorą się owe doły, których doświadcza większość matek (bez względu na dokonane przez nie wybory).
Pozdrawiam!
Bo trzeba odróżniać rzeczy ważne od pilnych i sorry ale jak dla mnie prasowanie do nich nie należy :))) Po stokroć wolę się pokulać po dywanie z dziećmi w towarzystwie okruszków drożdżówki, niż trzy razy dziennie robić piruety z odkurzaczem :)
OdpowiedzUsuńKażdy ma inny wymiar szczęścia i każdy sam powinien odgadnąć, jak je osiągać. A jedyne co powinniśmy, to zapewnić dzieciom takie dzieciństwo, by wspominały je z sentymentem, a sobie taką młodość, by niczego nie żałować, ot co.
Dla mnie szczytem marzeń jest praca w domu i taką mam :)))
Dobry tekścior !
Ale jak to Marta Frej na jednym ze swoich genialnych rysunków napisała: skrupulatnie oddzielamy rzeczy ważne od pierdół, a później hormony robią z tego koktajl... Stąd chyba te nasze durne wyrzuty sumienia, że za mało, że powinnam więcej, że za dużo, że zarabiać, robić karierę, albo na odwrót...
UsuńBuźka :*
Kiedy ja ostatnio prasowalam? :) Robię to kiedy jest już na prawdę konieczne. Odkurzam bo moje dziecko ma ostatnio manię latania z odkurzaczem i na "sucho" jej nie wystarcza...ale z resztą nie przesadzam. O właśnie mnie olśniło, że mialam wannę umyć i przygotować satynę na wieczór :P Tekst świetny :D
Usuńale satynę to chyba trzeba prasować?! Pieprzę! Będzie flanela! ;)
UsuńBardzo dobry tekst, zgadzam się i popieram w 100%
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSkalkulowałam i wybrałam tak samo jak Ty, czasem mam dość ale nie zmieniłabym decyzji
OdpowiedzUsuńMyślę, że takich, które skalkulowały i wybrały tak jak my jest całkiem sporo. Przypina im się niesprawiedliwie łatkę tych leniwych w domu siedzących. Niewielu stać na obiektywne przeanalizowanie sytuacji. Jeżeli nie masz pod ręką babć i dziadków (a nawet jeśli masz to oni też mają prawo nie chcieć zajmować się wnukami od rana do nocy!) - to powrót do pracy nie jest taką oczywistością jak się wielu wydaje. Po prostu.
UsuńTeż mam czasem dość. Też nie zmieniłabym decyzji.
Pozdrawiam!
Za mnie pracodawca zdecydował .... po macierzyńskim nie miałam gdzie wracać.... Pierwsze miesiące były straszne ... bunt, rozgoryczenie zmieszane z rozżaleniem !! Klify depresji - jak piszesz, były naprawdę niebezpiecznie blisko ... Czułam się oszukana, niepotrzebna, bezużyteczna... Z pewnością przyczynił się do tego stereotyp leniwej nic nierobiącej i siedzącej w domu kury domowej. Niestety w naszym społeczeństwie "siedzenie w domu " nie jest spostrzegane pozytywnie. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę że były szef zrobił mi ogromną przysługę. Żałuję jedynie że cała ta sytuacja przyćmiła moją radość z macierzyństwa.
OdpowiedzUsuńMnie w pierwszej ciąży miły pracodawca poczęstował umową przedłużoną do dnia porodu, z siłą lwicy wyszarpałam odszkodowanie, by poczuć się choć trochę lepiej, trochę więcej warta i żeby dać sobie (finansowo) czas na znalezienie nowej pracy... Wiem o czym mówisz, oj wiem. Klify podziwiałam.
UsuńPozdrawiam!
Pozwolę sobie wrzucić link :) http://antyterrorystka.blogspot.com/2014/06/jestes-kobieta-wiec-musisz.html
OdpowiedzUsuńNie czytałam, przeczytam, dzięki :)
UsuńJak poszukasz to jeszcze jest post Drogi mężczyzno...:)
UsuńHej dziewczyny,
OdpowiedzUsuńJa też jestem mamą,mieszkam w Anglii.Gdy córka się urodziła,zaczęłam pierwszy kurs,opieka nad dziećmi obcych osób w domu, potem był drugi, nauczanie przedszkolne a teraz jestem na studiach, ksztalce się tutaj na obczyźnie, bo chce być nauczycielem.
Tak naprawdę, to bez partnera nie dałabym rady,nie pasuje, obiady robie i nie przejmuje się jak jest bałagan.Ważne aby moje dziecko było happy.��
Dziecko i MY. My też musimy być szczęśliwe, bo inaczej przysłowiowa dupa zbita... Nauczyciel to fajny zawód i jeden z niewielu, który pozwala w miarę bezproblemowo połączyć pracę z macierzyństwem.
UsuńPozdrawiam!
świetny tekst :) też nie pracuje chociaż bym chciała ale tam gdzie mieszkam nie mam możliwości więc ZUS zasmucony :P .... ale siedzenie w domu ma swoje plusy mogę chodzić do "południa" w piżamie :P
OdpowiedzUsuńTaaa, do południa w piżamie? A jeśli listonosz wpadnie znienacka? ;))))
Usuńe tam u nas na wsi to właśnie chodzi ok 12 :) to zdążę się ubrać :P
UsuńAle zeby moc zostać z dzieckiem w domu to nasza druga polowka powinna tyle zarabiac, aby wszystkich utrzymac. U nas niestety nierealne. W lutym koncze maciezynski i musze wrocic do pracy, choc wolalabym zostac z synkiem. Bardzo fajny tekst :)
OdpowiedzUsuńPo pierwszym dziecku musiałam wrócić do pracy, teraz nie muszę. Paradoks jednak jest taki, że nawet gdybym wróciła to nic by z mojej wypłaty nie zostało po opłaceniu benzyny i opieki nad dziećmi.
UsuńTakie czasy, takie realia...
Pozdrawiam ciepło!
Jak tak słucham koleżanek i znajomych to mam wrażenie ze kobieta Powinna opowiadać jak to teskni za praca i ludźmi jak nie może się doczekać powrotu do roboty. Dziwna jestem ale za praca nie tęsknię (chodź niedługo wrócić musze, takie realia) a może inne też wola być z dzieckiem a wstyd się przyznać.
OdpowiedzUsuńGdyby kobieta miała wyglądać tak, jak w opisie, musiałaby być robokopem. Nie ma tam miejsca na czas dla siebie. A przecież kobieta nie po to jest kobietą, by jedynie matkować, pracować i zajmować się domem.
OdpowiedzUsuńBycie matką na pełnym etacie w pracy to wyzwanie. Komfort mają ci, którzy mieszkają z rodzicami/teściami, ale i wtedy nie zostawią im maleńkiego dziecka. Nie da się załatwić tych dwóch rzeczy jednocześnie.
OdpowiedzUsuń